Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alicja Węgorzewska diwą operową jest tylko na scenie

Beata BIAŁY
Alicja Węgorzewska
Alicja Węgorzewska Oko Cyklopa
Alicja Węgorzewska śpiewała w największych salach koncertowych świata. Okazuje się, że jest tez sprawną bizneswoman

Alicja Węgorzewska śpiewała w wielu operach i salach koncertowych świata, w Polsce zaistniała niedawno. Głośno o niej było jako jurorze w show "Bitwa na głosy". Od razu okazało się, że to nie tylko utalentowana mezzosopranistka, ale też bizneswoman. Ze sceny operowej biegnie do swego przedszkola, które stworzyła z myślą o świadomej edukacji dzieci. A teraz przygotowuje się do zbudowania szkoły muzycznej. I wspiera kobiety po pięćdziesiątce.

Dlaczego została pani jurorką w wyborach-akcji społecznej Miss po 50-tce?

Bo jestem przerażona rozpowszechniającym się w naszym kraju kultem młodości. Mam dość nacisku, że kobieta musi być wiecznie młoda, wiecznie piękna, żeby miała jakąś wartość. Ten kult młodości tak naprawdę prowadzi do kultu dyletanctwa. Nie doceniamy osób, które mają niezwykłe doświadczenie i bagaż przeżyć życiowych, którym mogą się dzielić z młodymi. Proszę zauważyć, że wielcy artyści zawsze mieli mentorów, opiekunów, mecenasów. I tak może być nie tylko w sztuce, ale też w biznesie. Bo nawet pracę magisterską piszemy pod kierunkiem kogoś mądrzejszego. A dziś faworyzuje się młodych. Bardzo dobrze, ale dlaczego obsadza się nimi eksponowane stanowiska, które wymagają doświadczenia i mądrości? A ta kobieta, która po pięćdziesiątce wciąż jest niezwykle atrakcyjna, która w dodatku ma niezwykle atrakcyjny mózg, jest w pełni sił intelektualnych i fizycznych, jest spychana na margines życia? Po tym wszystkim, do czego doszła, często odbiera się jej poczucie własnej wartości. Jej już nie wolno albo nie wypada: tego, tamtego. A ja się z tym nie zgadzam.

Dlatego postanowiła pani wesprzeć tę akcję?

Tak. I cieszę się, że Kasia Czajka, organizatorka i pomysłodawczyni tej akcji, zwróciła uwagę na ten problem. Bo nikt do tej pory nie odważył się powiedzieć tego tak głośno. A według mnie kobieta po pięćdziesiątce jest niezwykle wartościowa: ma mądrość, spokój wewnętrzny, ułożone życie, ale też zapał emocjonalny. Kobieta na tym etapie życia ma już odchowane dzieci, już nie pójdzie na macierzyński, na chorobowe, bo dziecko ma gorączkę, ma ułożone życie zawodowe, ma więcej czasu dla siebie, dla innych, na swoje pasje. To czas, kiedy się już nic nie musi.

Ale pani jeszcze sporo brakuje do pięćdziesiątki (śmiech).

Już coraz bliżej. Poza tym życie trzeba planować wcześniej. Niezależnie od tego, czy masz trzydzieści, czy czterdzieści lat, warto to życie planować. Ale zgodziłam się dlatego, że chciałam wesprzeć te kobiety. To problem społeczny, o którym trzeba głośno mówić. Bo tylko dla ZUS-u wciąż jesteśmy młodzi (śmiech).

Co będzie brała pani pod uwagę wybierając Miss?

Na pewno nie można spłycić tego konkursu do oglądania nóg kandydatek. Bo tu chodzi o coś ważniejszego. O kobietę. Kobietę piękną wewnętrznie, o jej dojrzałość i mądrość.

Kobietę, która miała za sobą kilka życiowych zakrętów i wie, jak żyć?
Te zakręty są zwykle bardzo dobrą szkołą życia. One dają siłę.

Wiele ich było? Pierwszy pewnie, gdy rodzice się rozeszli. Była przecież pani dzieckiem.

Ale nie był to dla mnie koniec świata. Może dlatego, że oprócz mamy, miałam bardzo kochających dziadków. Na swojej ostatniej płycie “I colori dell amore" napisałam dla nich specjalne podziękowania za piękne i szczęśliwe dzieciństwo. Bo miałam od kogo czerpać. To wielkie szczęście przebywać z ludźmi starszymi, którzy wiele widzieli, wiele przeżyli. A przecież moi dziadkowie przeżyli wojnę, śmierć córki - bliźniaczki mojej mamy... Dzieciństwo dało mi wiele ciepła, mądrości i dojrzałego spojrzenia na świat. Bo ja patrzyłam na świat oczami moich dziadków. Ale oczywiście przyszły i zakręty. Pierwszy, gdy skończyłam studia i musiałam wyjechać za granicę, żeby znaleźć pracę. Bo w Polsce wciąż tak jest, że inwestujemy w szkolenie młodych ludzi, a potem nie ma dla nich pracy. Kolejnym życiowym zakrętem był powrót do Polski. Pół roku siedziałam z małym dzieckiem w domu, ale chciałam pracować. Musiałam jakoś zaistnieć na polskim rynku, co nie było łatwe.

I to mnie dziwi: diwa operowa, rozchwytywana przez prestiżowe opery świata, w Polsce musi walczyć o uznanie?

Nie lubię określenia "rozchwytywana", ale rzeczywiście śpiewałam na wspaniałych scenach operowych. To jednak okazało się bez znaczenia. Słyszałam: "Wracaj tam, gdzie śpiewałaś". Ale w końcu się udało. Bo śpiewałam same główne role w różnych teatrach. Ale te zakręty były potrzebne, bo mnie wzmocniły. Jest takie powiedzenie: Co nas nie zabije, to nas wzmocni i w stu procentach się z nim zgadzam.

Chyba też sporym zakrętem w pani życiu był czas, kiedy pani mąż długo chorował i nagle na pani głowę spadł cały dom, rachunki...

Jestem silną kobietą, nigdy się nie poddaję. Wpadłam wtedy na pomysł, że założę przedszkole artystyczno-językowe. Zawsze moją pasją było edukacja młodych ludzi. Miałam w dodatku dobre wzorce, bo widziałam dobre modele edukacji artystycznej w Niemczech czy Austrii. I pomyślałam, że to dobry pomysł na resztę życia. Wzięłam kredyt i założyłam żłobek i przedszkole.

Artystka, mąż bez pracy i bierze pani kredyt? Lubi pani ryzyko!

Moi koledzy mówią zawsze: Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. I coś w tym jest. Dziś wiem, że warto było, bo przedszkole działa już sześć lat i jest świetną alternatywą dla podobnych placówek prywatnych, bo w cenie przedszkola państwowego. Za to z bogatą ofertą edukacyjną. Oczywiście nie obeszło się bez zakrętów (śmiech). W pewnym momencie tak bardzo zaufałam moim pracownikom, że postanowiłam więcej czasu poświęcić na śpiewanie. No i zostałam oszukana. Ale chyba tę lekcję też musiałam odrobić. Dziś nie rozdaję zaufania na prawo i lewo, trzeba je zdobywać latami.

Podobno teraz buduje pani szkołę muzyczną w Miasteczku Wilanów?

To dopiero wstępny etap, ale mam już ziemię pod tę szkołę, plany architektoniczne, pozwolenie na budowę. Potrzebuję tylko pieniędzy (śmiech).

Już sobie wyobrażam, jak diwa operowa stoi w kolejce po pozwolenie na budowę albo po kredyt (śmiech).

Diwą operową jestem tylko na scenie. Na co dzień jestem zwykłą kobietą. czasem matką Polką, która wraca ze sklepu obwieszona siatkami z zakupami. Minęły czasy Marii Callas, gdy diwy operowe w bukietach kwiatów znajdowały brylantowe kolie. Ja na wszystko muszę zapracować sama.

A gdyby miała pani odpowiedzieć na pytanie: Kim pani jest? Diwą operową, producentką, jurorką w telewizyjnym show, biznesmenką, deweloperką, bo pełni pani te wszystkie role, to co by pani powiedziała?

Jestem kobietą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Alicja Węgorzewska diwą operową jest tylko na scenie - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie