MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Angkor - miasto wyrywane dżungli (zdjęcia)

Marzena Kądziela
Tylny dziedziniec Angkor Wat.
Tylny dziedziniec Angkor Wat. M. Kądziela
Korzenie i gałęzie drzew oplatają mury jak macki gigantycznych potworów, a o historii Kambodży informują wykute w kamieniu sceny batalistyczne.
Angkor - miasto wyrywane dzungli

Angkor - miasto wyrywane dżungli

Angkor było kiedyś największym miastem świata.

Wielki król Jayavarman II rozpoczął wznoszenie stolicy w roku 802, zakładając imperium Khmerów, które od IX do XII wieku rozciągało się na terenie dzisiejszej Kambodży, a także dużej części Tajlandii, Wietnamu i Laosu. W szczytowym okresie rozwoju miasto liczyło kilkaset tysięcy, a może nawet milion mieszkańców i było największe w ówczesnym świecie. Świetnie prosperowało, ponieważ okolica była bogata w wodę. Woda poprzez sieć kanałów doprowadzana była na pola ryżowe. Dzięki odpowiedniemu klimatowi i nawadnianiu ryż zbierano kilka razy do roku. A ryż to od zawsze podstawa wyżywienia mieszkańców tego rejonu świata.

Opuszczone miasto

Do naszych czasów przetrwały jedynie świątynie. Były one na początku poświęcone bogom hinduistycznym, potem wyznawano w nich buddyzm, znowu hinduizm, by powrócić do buddyzmu. Po domach, pałacach, budynkach użyteczności nie ma śladu. Zdaniem archeologów, budowano je z nietrwałego drewna. Cegła i kamień były przeznaczone jedynie na wznoszenie miejsc kultu.

To, co na początku było atutem Angkor, czyli rozbudowana sieć kanałów, mogło być przyczynkiem do całkowitego zapomnienia gigantycznego miasta. Historycy i archeolodzy wciąż nie dają jednoznacznej odpowiedzi na pytanie dotyczące wyludnienia aglomeracji, podobnie jak w peruwiańskim Machu Picchu.

Prawdopodobne jest, że zbyt szybko rozrastające się miasto, zbyt mocno eksploatowane pola, wycinanie lasów spowodowały katastrofę ekologiczną. Powodzie, jałowe gleby, erozja oraz najazdy Tajów spowodowały, że ludność zaczęła opuszczać Angkor i przenosić się w okolice Phnom Penh. Tam też przeniesiono stolicę królestwa Khmerów.

Darmowy skarbiec

Po ostatecznym upadku w początkach XV wieku, miasto popadło w zapomnienie. Choć sporadycznie odwiedzane przez zagranicznych podróżników i pielgrzymów, odzyskało światowy rozgłos dopiero w 60. latach XIX wieku, kiedy francuski przyrodnik i odkrywca Henri Mouhot wydał książkę "Podróże po Syjamie, Kambodży i Laosie", w której opisał swoje wizyty w zrujnowanych świątyniach. Wkrótce grupa archeologów, głównie z Francji, rozpoczęła wszechstronny program badawczy. Rozpoczęto od usuwania dżungli zarastającej kompleks.

Później krok po kroku odrestaurowywano poszczególne obiekty. Niestety, wywożono też całe statki dzieł sztuki do Europy i Ameryki. Traktowano Angkor jak darmowy skarbiec nie należący do nikogo. Stąd w wielu muzeach i prywatnych kolekcjach bez trudu można znaleźć posągi, kolumny, rzeźby wywiezione z Kambodży. Zresztą, zdaniem naukowców, rabunek trwa także i dziś, choć już zapewne nie na taką skalę jak przed laty.

Zabytek z minami

Francuscy naukowcy pracowali nieprzerwanie aż do lat 70. XX wieku, kiedy rozpoczęła się w Kambodży wojna. Zabytek ucierpiał podczas rządów Czerwonych Khmerów, i po ich upadku. Świątynie, dzieła sztuki nic dla nich nie znaczyły. Z pięknych rzeźb robili sobie tarcze strzelnicze, wysadzali bezcenne budynki, zaminowali niemal cały teren.

Od początku lat 90. rozpoczęto kampanię na rzecz odrestaurowania ruin. Zanim ponownie weszli na teren kompleksu archeolodzy i budowniczy, przez kilka lat pracowali tu francuscy saperzy. Ponoć cały teren jest już wolny od min, ale tego nigdy do końca nie wiadomo, dlatego przewodnicy radzą, by turyści wędrowali jedynie po wyznaczonych szlakach. Ogromny wysiłek konserwatorski angażuje dziś zespoły archeologów z co najmniej 12 krajów.

Bilet z fotografią

O ile specjalnie do pilnowania zabytku powołana straż zwraca uwagę na to, czy nie wynosimy z świątynnego kompleksu kamiennych rzeźb, o tyle nie ma żadnego wpływu na ilość grup przemierzających ścieżki Angkoru. A ogromne rzesze zwiedzających, zdaniem naukowców, mogą zniszczyć bezcenny zabytek szybciej niż klęski żywiołowe.

Przy bramie wejściowej wita nas uśmiechem, złożeniem rąk i ukłonem jedna ze strażniczek. Aby kupić bilet (jednodniowy 20 dolarów, trzydniowy - 40 dolarów, a siedmiodniowy - 60 dolarów), najpierw musimy spojrzeć w miejsce wskazane ręką przez kobietę. To aparat fotograficzny. Każdy bilet jest jak ważny dokument opatrzony naszym zdjęciem. Dopiero po otrzymaniu takiego "certyfikatu" możemy przekroczyć bramę kiedyś największego miasta świata.

Kusicielki na ścianach

Kompleks składa się z setek świątyń, z których największą i najbardziej znaną jest Angkor Wat. Ozdobiona strzelistymi wieżami i niezwykłymi płaskorzeźbami należy do arcydzieł światowej architektury. Nic więc dziwnego, że znalazła się na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. A zbudował je w latach 1113-1150 władca - bóg Surjawarman II. Tam też spoczywają jego szczątki. Budowla to trójschodkowa piramida z tarasami otoczonymi galeriami. Ściany ozdobione są płaskorzeźbami przedstawiającymi piękne tancerki kusicielki - apsary, czyli niebiańskie nimfy, z którymi chętnie obcowali bogowie, a nie gardzili nimi także zwykli śmiertelnicy. Nie mogąc ich spotkać w rzeczywistości, umieszczali ich wizerunki na malowidłach i ścianach. Ale na płaskorzeźbach ciągnących się kilkaset metrów oglądamy także sceny bitewne oraz historie z mitów i eposów.

Angkor Wat ma 1550 metrów długości, 1400 metrów szerokości. Uważana jest za największą świątynię świata. Otacza ją czterokilometrowej długości fosa o szerokości 200 metrów. Odbicie pięciu wież świątyni w kształcie pąka lotosu, w wodach fosy, to najczęściej fotografowany obrazek Angkoru.

Kamienni strażnicy, bogowie i słonie

Angkor Thom to część kompleksu, która powstała po zniszczeniu osady w pobliżu Angkor Wat. Tu w 1170 roku ulokowano stolicę. Do miasta prowadzą monumentalne bramy. Przed jedną z nich wejścia pilnują kamienne postaci usytuowane jedna za drugą.

W Bayon patrzy na nas ponad 200 twarzy Awalakiteśwary - w buddyzmie uosobienia współczucia i miłosierdzia. Twarze te mają około dwóch metrów wysokości i charakteryzują się spokojem i łagodnością.

Płaskorzeźby paradujących słoni zdobią ściany tarasu, na którym odbywały się najważniejsze ceremonie z udziałem khmerskiego władcy. Taras trędowatego króla znajduje się tuż obok. To rzeźbione podium z posągiem boga śmierci Jamy. Legenda głosi, że to wizerunek króla Yasawarmana, który zmarł na trąd.
Bakong to świątynia poświęcona hinduskiemu bóstwu Śiwie. Jak wiele późniejszych budowli symbolizuje mityczną górę Meru. Kompleks składa się z pięcioschodkowej piramidy z piaskowca, otoczonej ceglano-piaskowymi wieżami.

Jak na planie "Indiany Johnsa"

Po wejściu do kompleksu Ta Prohm przenosimy się w wyobraźni do odległych epok. A to za sprawą gigantycznych drzew, które swymi mackami ogarniają mury, dachy, otwory okienne i drzwiowe. Natychmiast kojarzy mi się to z horrorami, w których mutanty - ośmiornice i wieloogonowe węże duszą ludzi. Obraz kojarzy mi się także z przygodami dzielnego Indiany Johnsa, próbującego zdobyć skarby dla swego muzeum. Skojarzenie jest dość oczywiste, bo właśnie tu kręcone były sceny do którejś z części filmu.

Dwunastowieczna świątynia rozsypuje się pod wpływem rozsadzających ją korzeni drzew tetrameles. Zwane "przestępcami" drzewa sięgają ponad 30 metrów. Widoczne są na całym szlaku labiryntów wąskich korytarzy. Część kompleksu, ze względu na niebezpieczeństwo zawalenia się, nie jest dostępna dla turystów.

Ryby i soczyste owoce

Na zwiedzanie ogromnego kompleksu obejmującego wszystkie zabytki nie wystarczy tydzień, ani dwa, bo jego powierzchnia jest większa od terenu zajmowanego przez Warszawę. Ogromna wilgotność powietrza i wysokie temperatury powodują, iż nie można spędzić w Angkorze więcej niż kilka godzin. Nie wolno zapomnieć o butelkowanej wodzie, której w środku kompleksu nie kupimy.

Po opuszczeniu kompleksu koniecznie trzeba udać się do którejś z knajpek w pobliżu fosy otaczającej Angkor Wat lub powrócić do miasteczka Siem Reap, w którym zazwyczaj nocują turyści. Koniecznie trzeba spróbować słodkowodnych ryb pochodzących z jeziora Tonle Sap, soczystych owoców i dobrze schłodzonego piwa o nazwie angkor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Angkor - miasto wyrywane dżungli (zdjęcia) - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie