Sieć marketów budowlanych Castorama ledwo zapowiedziała, że chce zbudować swoją placówkę handlową w Radomiu, a już odezwały się głosy przeciwników. Wrócił temat: czy w mieście potrzeba jeszcze hipermarketów, supermarketów i galerii handlowych?
Lokalni handlowcy już zapowiadają protest w obronie lokalnego rynku przed kolejną ekspansją znanej sieci handlowej. W ubiegłym tygodniu kierownictwo sieci Castorama zapowiedziało, że chce zbudować w Radomiu placówkę wielkopowierzchniową, a pracę w niej znajdzie nawet 100 osób. Niewykluczone, że z kolei na Wacynie powstanie sklep tej samej branży - sieci Leroy Merlin.
KTOŚ MUSI ZBANKRUTOWAĆ
- Wszyscy się cieszą, że Castorama utworzy 100 nowych miejsc pracy, ale nikt sobie nie zadaje pytania co stanie się z ludźmi, którzy pracują obecnie w sklepach budowlanych i stracą pracę? Na rynku radomskim nie ma już naprawdę miejsca na nowe placówki handlowe. Mamy w mieście około 200 firm budowlanych, kryzys w budownictwie i z drugiej strony cały wachlarz wielkich marketów: Praktiker, Nomi, Komfort, Fachowiec, Obi i wiele innych. Już wejście na rynek OBI sprawił, że właściciele mniejszych sklepów "odchorowali" i to bardzo przez dwa lata - mówi Stanisław Kalbarczyk, właściciel radomskiej firmy Amarol - Plast, zrzeszonej w Polskich Składach Budowlanych.
Szefowie sieci Castorama uzależniają podjęcie decyzji o budowie marketu w Radomiu od pozytywnych decyzji władz miasta w kwestii uchwalenia planu przestrzennego zagospodarowania terenu oraz budowy dróg dojazdowych.
- Jeśli władze Radomia uważają, że potrzebny jest jeszcze jeden hipermarket w mieście, to niech się najpierw zgłoszą w tej sprawie do lokalnych przedsiębiorców, którzy dają pracę miejscowym, płacą na miejscu podatki - mówi Stanisław Kalbarczyk. Uważa, że powinniśmy brać przykład z Niemiec, gdzie "życie gospodarcze robione jest z głową". - Jeśli w jakiejś niewielkiej miejscowości jest jeden sklep przemysłowy i jeden spożywczy to nie ma powodu, aby zezwalać na budowę następnych sklepów, bo któryś z nich z pewnością zbankrutuje - mówi właściciel firmy Amarol - Plast.
Jego zdaniem w mieście potrzebne są firmy produkcyjne i takim inwestorom powinny sprzyjać władze. - Nie da się zbudować koniunktury i miejsc pracy w tej sposób, że buduje się kolejne placówki wielkopowierzchniowe, bo to droga donikąd - mówi.
BOGATSZA OFERTA DLA KLIENTÓW
Czy nowe markety położą "na łopatki" miejscową konkurencję? Zdaniem Renaty Juszkiewicz z Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji niekoniecznie. - Nie ma żadnych dowodów, że pojawienie się w jakimś miejscu handlowej placówki wielkopowierzchniowej oznacza automatycznie bankructwo działających na tym terenie mniejszych sklepów. Czasami muszą się one "przebranżowić", zmienić szyld, albo na przykład przenieść się do nowej galerii handlowej - mówi Renata Juszkiewicz. Jej zdaniem czasami nowy duży sklep wzbogaca ofertę handlową, co ściąga klientów i służy handlowcom działającym w pobliżu.
Uważa ona, że w Polsce jest jeszcze miejsce na rynku handlowym dla marketów kolejnych sieci. - W Polsce liczba hipermarketów przypadająca na 10 tysięcy osób jest znacznie mniejsza niż w Czechach i na Węgrzech, nie mówiąc już o Francji czy Niemczech. W Polsce mniej niż połowa towarów sprzedawanych jest w placówkach wielkopowierzchniowych, podczas gdy we Francji ponad 80 procent. Nie można więc mówić, że przesadzamy z marketami - ocenia Renata Juszkiewicz.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?