Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

CZARNE DNI "białego" personelu

Agnieszka WITCZAK

Ponad tysiąc lekarzy, pielęgniarek i pracowników administracji z dwóch radomskich szpitali w poniedziałek i wtorek nie stawiło się w pracy. Do protestu, ale jednodniowego przyłączyli się lekarze szpitala psychiatrycznego oraz szpitali w Pionkach, Lipsku i Zwoleniu. Lekarze krzyczą jednym głosem: dajcie nam podwyżkę! Czym skończy się ten protest? Jak odczują go pacjenci?

Protest spowodował, że odwołane zostały wszystkie planowane operacje i zabiegi. Pacjenci nie mogli dostać się do poradni specjalistycznych. Na oddziałach pracowali tylko lekarze dyżurni. Operowano pacjentów w stanach nagłych, inni musieli czekać na swoją kolejkę, a tę wyznaczano dopiero po powrocie medyków do pracy. Pacjenci nie kryli oburzenia. Wielu z nich o strajku lekarzy dowiedziało się dopiero na terenie szpitala. Sceny niczym z filmu, pukanie do drzwi, dobijanie się do okienka kartotek, krzyki i przekleństwa. Wszystko miało miejsce przed drzwiami poradni specjalistycznych przy szpitalu przy ulicy Tochtermana.

- Nikt mnie nie uprzedził, że poradnia kardiologiczna będzie zamknięta, bo lekarze strajkują. Załatwiłem wolne w pracy i przyjechałem aż z Potworowa, na darmo. Waliłem w okienko, ale tam też nikogo nie było. Żadnej informacji dla pacjentów. Płacimy składki, a nikt nas nie szanuje - machał ręką starszy mężczyzna.

Nerwowo reagowali pacjenci na oddziałach. - To karygodne, żeby człowiek czekał na operację, nastawił się psychicznie, a lekarze po prostu nie stawili się w pracy. Mnie nikt nie pyta, jaką mam rentę - mówiła zdenerwowana pacjentka jednego z oddziałów przy ulicy Tochtermana.

Nie tak miało być

Wielu mieszkańców Radomia popierało protest lekarzy, ale nie formę, w jakiej został zorganizowany. - Zarabiają zbyt mało, a wykonują bardzo odpowiedzialną pracę. Tu chodzi o życie ludzkie. Nie podoba mi się jednak, że pacjenci nie zostali uprzedzeni. Niby wykształceni, ale brak im wyobraźni - powiedział mężczyzna, pragnący zachować anonimowość.

Podobnego zdania jest Andrzej Cieślik, dyrektor Radomskiego Szpitala Specjalistycznego. Jak twierdzi, o proteście lekarzy dowiedział się z mediów. - Wpłynęło do nas wiele skarg. W miarę możliwości informowaliśmy chorych o przekładanych operacjach. Pacjenci, którzy mieli wyznaczoną wizytę na poniedziałek i wtorek, mają przeniesione wizyty na inne, wolne terminy. Na Józefowie było inaczej, tam chorzy mogli ustalić termin kolejnej wizyty już w poniedziałek i wtorek, czynne były kartoteki. Dyrekcja tej lecznicy była jednak uprzedzona o strajku swoich pracowników - mówi dyrektor Cieślik.

Jak reagowali pacjenci, którzy w tych dniach zjawili się w największym w regionie szpitalu? - Współczułem paniom, które wtedy dyżurowały w kartotekach. Zdesperowani ludzie nie rozumieli, że lekarz ich nie przyjmie, bo nie ma go w pracy. Oj dostało im się do słuchu, szkoda nawet powtarzać - macha ręką pan Andrzej, świadek poniedziałkowych zajść.

Środa - dzień normalności

Można by powiedzieć, że w środę wszystko wróciło do normy, gdyby nie kolejki w szpitalnych korytarzach. Już od wczesnych godzin rannych poradnie specjalistyczne przy szpitalu przy ulicy Tochtermana okupowali pacjenci.

- Mam chorą nogę, a zwolnienie lekarz wypisał mi do piątku. Miałem przyjść w poniedziałek. Przez ten strajk nic nie załatwiłem. Nie wiedziałem, co ze zwolnieniem, dlatego przyszedłem w środę. Nie odejdę, jeśli lekarz mnie nie przyjmie - mówił mężczyzna oczekujący na swoją kolejkę przed drzwiami poradni ortopedycznej.

Wielu w środę odesłano z kwitkiem. Termin wizyt, na które czekali od miesięcy, wyznaczono nawet za kilkanaście dni. Podobnie wyglądała sytuacja na Józefowie. Czekająca w holu kolejka, a w niej ci, którzy nie dostali się do specjalisty w związku ze strajkiem lekarzy i osoby z bieżącego naboru.

- Poleciłam, by rejestrować pacjentów na możliwie najbliższe terminy, najlepiej w ciągu dwóch tygodni - powiedziała Anna Dusińska-Kamińska, pełniąca obowiązki dyrektora do spraw lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu. - Ludzie denerwują się, są zniecierpliwieni, ale w tej sytuacji nie możemy im nic innego zaoferować.

Lekarze mają dość

Medycy chcą, żeby ich pobory wzrosły o 30 procent w tym roku, a jeszcze bardziej zwiększyły się w następnych latach. Docelowo chcieliby, żeby pensja początkującego lekarza wynosiła dwie średnie krajowe, czyli około 4 tysięcy złotych. Zarobki specjalisty nie powinny być zaś niższe niż 6-7 tysięcy złotych.

Tymczasem w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym asystent z siedmioletnim stażem pracy na chirurgii - jednym z najcięższych oddziałów - zarabia miesięcznie "na rękę" 1177,98 złotych. - Etat obejmuje 160 godzin. Do tego dochodzą dyżury, w granicach 180 godzin miesięcznie. Te są dodatkowo płatne, ale kto chciałby pracować na okrągło, w nocy i święta? Zgodnie z prawem przysługuje nam nie więcej niż osiem dyżurów w ciągu miesiąca. Tymczasem zdarza się, że bierzemy po szesnaście, bo nie ma komu pracować. Najgorzej będzie, gdy zacznie się sezon urlopowy. W lipcu ubiegłego roku wypracowałem łącznie z dyżurami 420 godzin - mówi doktor Bolesław Sprawka.

- Po kilkunastu godzinach pracy ciągniemy dyżury i tak w kółko. Zastanawiamy się, jak długo damy radę pracować w takim tempie. Wszystko kosztem wolnego czasu, rodziny, zainteresowań.

Dramatyczna sytuacja w służbie zdrowia coraz bardziej zachęca lekarzy do wyjazdów do pracy za granicę. - Rozważam taką myśl, najpierw jednak muszę zrobić specjalizację. Pracuję blisko cztery lata na chirurgii w szpitalu na Józefowie w Radomiu. Moje miesięczne wynagrodzenie bez dyżurów od lutego tego roku wynosi 1008 złotych "na rękę". Wcześniej 987 złotych. Za te pieniądze ratuję życie ofiarom wypadków, rozpatruję najcięższe przypadki - mówi Jacek Jodłowski, młodszy asystent na oddziale chirurgicznym.

Radomscy lekarze i niższy personel medyczny zorganizowali dwudniowy protest, by poprzeć swoich kolegów z Podkarpacia. Tak jak oni uważają, że sytuacja w służbie zdrowia jest tragiczna. - To skandal, by lekarze walcząc o lepsze warunki zatrudnienia, musieli odejść od łóżek pacjentów. Jeśli rząd nie opamięta się i nie przeznaczy dodatkowych pieniędzy na wynagrodzenia dla pracowników służby zdrowia, lekarze i pielęgniarki będą masowo wyjeżdżać za granicę. Z kraju wyjeżdżają najlepsi specjaliści - powiedział Piotr Roczniak, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy przy Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym.

W ciągu roku szpital na Józefowie opuściło pięciu lekarzy, w tym roku szykują się kolejni. - Muszę przyznać, że w mojej poczcie elektronicznej cały czas chomikuję oferty pracy za granicą. Bardzo atrakcyjne nie tylko pod względem płacy. Mam jednak jeszcze nadzieję, że może nie trzeba będzie wyjeżdżać, może u nas coś drgnie. Może jestem niepoprawnym optymistą? - stwierdza Piotr Roczniak, chirurg, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy w Radomiu.

Wśród radomskich lekarzy nie brakowało takich, którzy dwudniowy urlop na żądanie wzięli ze względu na kolegów.

- Nie chciałem się wyróżniać, podpisałem wniosek o urlop. Młodzi lekarze muszą przejść to, co my, doświadczeni mamy już za sobą. Teraz pracujemy w prywatnych gabinetach. Stać nas na godziwe życie. Czego nam brakuje? Chyba tylko czasu - powiedział lekarz pragnący zachować anonimowość.

Polski lekarz żyje w biegu. W ciągu dnia jest w stanie "obskoczyć" szpital, poradnie, prywatne gabinety. - To jedyny sposób, by móc pozwolić sobie na spokojne życie. Praca w szpitalu to tylko jedna z koniecznych dróg wypracowania sobie odpowiedniego statusu - mówi nasz rozmówca.

Lepiej, ale... za rok

Tymczasem minister zdrowia Zbigniew Religa zapowiedział w Sejmie, że dopiero w przyszłym roku możliwe będzie podwyższenie pensji pracowników ochrony zdrowia o 30 procent. Jak twierdzi Religa, w przyszłym roku nakłady na opiekę zdrowotną zwiększą się o ponad 4 miliardy złotych.

Związkowcy nie są usatysfakcjonowani odwleczonym w czasie rozwiązaniem. Zapowiadają, że jeśli rząd nie stanie po stronie lekarzy i nie przeznaczy dodatkowych pieniędzy na ochronę zdrowia, dojdzie do ogólnopolskiego protestu. - Prawdopodobnie protestem "uczcimy" siódmy kwietnia, który jest obchodzony jako Dzień Służby Zdrowia. Nie przyjdziemy do pracy. Pacjenci będą niezadowoleni, bo kolejny raz odesłani z kwitkiem - powiedział Piotr Roczniak.

Od redakcji

Z jednej strony narzekania lekarzy nie mających prywatnych praktyk. Z drugiej świetnie sytuowana grupa mająca prywatne gabinety, w praktyce zupełnie nieopodatkowane - więcej, często łącząca pracę w państwowym szpitalu z działalnością prywatną. Tak wygląda chory system leczenia w Polsce i zastanawia dlaczego komuś nie zależy na wprowadzeniu jasnego systemu rozliczeń. A możliwości były - w końcu większość ostatnich ministrów zdrowia to lekarze, wielu medyków to posłowie. Dlaczego więc jest jak jest?

Pieniądze znajdą się w przyszłym roku - rozmowa z poseł Lucyną Wiśniewską

Lucyna Wiśniewska jest zastępcą dyrektora do spraw lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu, posłanką Prawa i Sprawiedliwości.

- Lekarzy z radomskich szpitali przez dwa dni nie było w pracy. Jak pani jako lekarz i posłanka partii rządzącej ocenia ich postawę.

- Solidaryzuję się z lekarzami i całym "białym" personelem. Wiem, że są oburzeni i zniecierpliwieni sytuacją, w jakiej tkwią od dawna. Oburzyło mnie stwierdzenie, które kiedyś usłyszałam z mównicy sejmowej, że "lekarze jakoś sobie poradzą" Uważam, że to absurd. Medycy zdecydowali się wziąć urlop na żądanie, bo nie widzieli innej alternatywy. Jako lekarz jestem przekonana, że nie była to łatwa decyzja. Wierzę, że pacjenci, którzy wymagali natychmiastowej pomocy, otrzymali ją. Tych, którzy nie dostali się do poradni specjalistycznych, zapisano na inne, najbliższe terminy.

- Pani jednak w tym dniu przyjmowała swoich pacjentów.

- Pracuję na jedną ósmą etatu w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym i przyjmuję pacjentów tylko raz w tygodniu. Wielu z nich przyjeżdża z daleka, dlatego nie mogłam nie przyjść.

- Za trudną sytuację w służbie zdrowia lekarze winią rząd. Jest pani w szeregach rządzącej partii - Prawa i Sprawiedliwości. Jak chcecie rozwiązać problemy służby zdrowia?

- Nie obecny rząd planował budżet na 2006 rok i nie on ponosi winę za obecną sytuację. Trzeba czekać do przyszłego roku, wtedy na pewno znajdą się dodatkowe pieniądze na wypłatę wynagrodzeń dla medyków. Minister zdrowia Zbigniew Religa zapowiedział w Sejmie, że w przyszłym roku możliwe będzie podwyższenie pensji pracowników ochrony zdrowia o 30 procent.

- Podkreślił również, że obecnie istnieje realna groźba ogólnopolskiego protestu w służbie zdrowia.

- To prawda. Mogę tylko ubolewać nad faktem, że wielu pacjentów znów napotka na zamknięte drzwi gabinetów.

- Lekarze przymierzają się do akcji protestacyjnej siódmego kwietnia, to Dzień Służby Zdrowia.

- To będzie raczej "czarny" piątek. Zamiast świętować, personel medyczny będzie pogrążony w żalu.

Jak na Podkarpaciu?

Dwudziestego lutego na Podkarpaciu lekarze zorganizowali protest ostrzegawczy, domagając się podniesienia pensji o 30 procent. W województwie podkarpackim na 29 szpitali do protestu przystąpiło 16, pozostałe 13 pracowało w normalnym trybie. Do protestu nie przystąpili lekarze, którzy są zatrudnieni na kontraktach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie