Podpułkownik Dariusz Stachurski, wieloletni lider zespołu akrobacyjnego "Orlik", żegna się z wojskiem. Będzie teraz pilotem doświadczalnym
We wtorek, 31 stycznia w jednostce wojskowej na Sadkowie odbędzie się pożegnanie jednego z najbardziej znanych i doświadczonych radomskich pilotów wojskowych. Dariusz Stachurski, który obecnie pełni jeszcze funkcję dowódcy eskadry w 42 Bazie Lotnictwa Szkolnego w Radomiu, posiada licencję pilota lotnictwa cywilnego i będzie pracował dla niemieckiego producenta samolotów jako pilot doświadczalny. Ostatni lot na Orliku odbył 22 grudnia w Warszawie, gdy dokonywano odbioru kolejnej maszyny, która po modernizacji będzie stacjonowała w Radomiu.
Dariusz Stachurski ma 47 lat. Liderem zespołu Orlik był aż 17 lat, w latach 2004 – 2021. To ogromna rzadkość, bo w wojskowych zespołach akrobacyjnych na całym świecie panuje zazwyczaj duża rotacja. W lotnictwie wojskowym służył w sumie 28,5 roku.
Będzie mi oczywiście brakowało Orlików i samolotów wojskowych, ale chcę robić coś nowego. Oczywiście pamiętam wszystkie najważniejsze momenty mojej służby w wojsku – pierwszy samodzielny lot samolotem, pierwszy lot w roli instruktora. Niczego nie żałuję. Gdyby ktoś mi zaproponował, czy chcę przeżyć to jeszcze raz, to bez wahania zgodziłbym się
– mówi podpułkownik Dariusz Stachurski.
Przed dwoma laty, który skończył karierę jako pilot zespołu akrobacyjnego Orlik mówił nam: - Dobrze jest podsumować ten czas. Było fajnie. Świetne wrażenia podczas pokazów. Nigdy nie mieliśmy też podczas pokazów większych problemów technicznych. Życzyłbym każdemu takich sprawnych samolotów jak my mieliśmy. To wszystko dzięki świetnym technikom. Ktoś może powiedzieć, że mieliśmy szczęście, ale to nie szczęście, tylko dobra praca personelu technicznego – powiedział Dariusz Stachurski.
Dariusz Stachurski miał jednak w swojej wieloletniej służbie jedną poważną awaryjną sytuację. Leciał w Radomiu z pułkownikiem Piotrem Romanowskim, dowódcą eskadry. Nie wysunęło się podwozie. - Mieliśmy niewiele minut i rozważaliśmy trzy możliwości: lądowanie na pasie awaryjnym, na pasie betonowym oraz katapultowanie. Wypracowywaliśmy jeszcze paliwo i próbowaliśmy na różne sposoby coś zrobić: wypuścić podwozie normalnie, awaryjnie i jeszcze przeciążeniowo, grawitacyjnie. Bez skutku. Zapadła decyzja. Lądujemy. Jest trochę rzeczy, których nie robi się na co dzień, a w tej sytuacji trzeba je wykonać. Wyłączyć silnik przy wyrównaniu, precyzyjnie przyziemić samolot przy jak najmniejszej prędkości. Nie ma więc specjalnie czasu na myślenie. To dobrze, bo nadmierne myślenie rozprasza. Po przyziemieniu i wyłączonym silniku można tylko czekać na to co się stanie. To nieprzyjemny moment, bo samolot sunie z prędkością 170 kilometrów na godzinę i nic już nie da się zrobić. Gdyby "podeszła" wtedy nawet mała przeszkoda terenowa, mógłby być kapotaż, albo gwałtowne obrócenie samolotu. Wtedy było minus 25 stopni Celsjusza, wszystko przypominało trochę jazdę na sankach. Najważniejsze, że nic nam się nie stało. Wyszliśmy z tego bez najmniejszych siniaków, albo potłuczeń – opowiadał nam o tym locie Dariusz Stachurski.
Dariusz Stachurski pochodzi z Kielc. Absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie oraz politologii na Akademii Świętokrzyskiej imienia Jana Kochanowskiego w Kielcach. Ukończył też studia podyplomowe dla dowódców eskadr lotniczych w akademii wojskowej w stanie Alabama w Stanach Zjednoczonych.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?