Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Marceli Prawica spędził 40 lat w Afryce. Co tam przeżył?

Marcin GENCA [email protected]
- Zambia to moja druga ojczyzna – przyznaje ksiądz Marceli Prawica, najstarszy misjonarz z diecezji radomskiej.
- Zambia to moja druga ojczyzna – przyznaje ksiądz Marceli Prawica, najstarszy misjonarz z diecezji radomskiej. Marcin Genca
Jest najstarszym misjonarzem w diecezji radomskiej. Opowiada niezwykłe historie o swojej posłudze.

Ksiądz Marceli Prawica

Ma 72 lata. Najstarszy misjonarz z diecezji radomskiej. Od 40 lat pracuje na misjach. Urodził się 6 września 1939 roku w Warszawie, a święcenia kapłańskie przyjął w Sandomierzu w 1963 roku. Przez dziesięć lat pracował w parafiach w Szewnej, Końskich i Skarżysku - Kamiennej. W latach siedemdziesiątych wyjechał do Afryki. Pracował w Zambii, najpierw w Kabwe, a potem w Chingombe, najtrudniejszej stacji misyjnej w diecezji Lusaka. Przez wiele lat pełnił tam posługę sam, choć odwiedzali go również inni misjonarze, miedzy innymi pierwszy "afrykański" kardynał, Polak Adam Kozłowiecki. Obecnie jest w Polsce na urlopie, ale nie odpoczywa: odwiedza wiele parafii, głosząc świadectwo ewangelizacji czarnych braci w wierze.

Afryka i Europa według księdza Marcelego

Afryka i Europa według księdza Marcelego

1. Afryka to prężny, młody kościół z bardzo silnym zaangażowaniem ludzi świeckich w wiarę. Są przekonani, że Ewangelię nie tylko trzeba głosić, ale również wcielać w życie. A czym jest Ewangelia? To prawda, dobroć, braterstwo, miłość, otwarcie na drugiego człowieka, czy tolerancja jako szacunek do życia. To sens religii chrześcijańskiej.
2. Coraz prędzej zbliża się dzień, w którym czarni księża sami zajmą się ewangelizacją Afryki. My mamy co robić w Europie, sparaliżowanej globalizmem, gardzącej swymi chrześcijańskimi korzeniami. Według mnie, jest ona kontytentem dryfującym, który nie uratuje się przed degradacją, jeśli odetnie się od chrześcijaństwa. Nie mówię tego dlatego, że jestem księdzem, ale dlatego, że widzimy jak państwa europejskie nie potrafią rozwiązać problemów, które same wytworzyły.
3. Jedno, co mnie teraz strasznie boli, to umierające z głodu i pragnienia Etiopia i Somalia. Ten dramat dzieje się na naszych oczach, dziennie umierają tam tysiące ludzi. Europa ma banki, a w nich te miliardy dolarów, którymi spekuluje się na giełdach. Dlaczego nie można za choć nikłą część tych kapitałów kupić żywności dla głodujących? Dlaczego świat pozostaje obojętny na ten dramat?

W afrykańskim buszu trzeba znać się na wszystkim, ale i być wszystkim - nie tylko księdzem, ale i lekarzem, budowlańcem, kierowcą, nauczycielem…

Widać to na zdjęciach w albumie o Zambii. Młody, szczupły, pełen wigoru ksiądz w szortach i koszuli khaki siedzi tam w kucki przy ścianie murzyńskiej chaty, a w jego oczach żywe, radosne ogniki. Właśnie na to zdjęcie wskazuje teraz palcem siwowłosy, postawny ksiądz w jasnej koszuli z koloratką. O tym, że on i człowiek ze zdjęcia to jedna osoba, świadczą te same, wciąż pełne wigoru ogniki w jego oczach.

Rozmawiamy nie tylko o Afryce i samej Zambii, która stała się jego drugim domem, ale również o zmianach, jakie w niej zachodzą i o tym czego my, Europejczycy, możemy nauczyć się od Afrykanów.

* Jeśli zapytalibyśmy kogoś na ulicy z czym kojarzy mu się Afryka, powie zapewne, że ze słoniami, lwami, pustynią czy sawanną, lądem, gdzie żyją Murzyni. Stereotyp?

- Wbrew pozorom Afryka jest bardzo różnorodna. Na północy pustynia Sahara i kraje muzułmańskie, a prawdziwy Czarny Ląd zaczyna się przy równiku. Jest tam cała mozaika prawdziwie murzyńskich państw, byłych białych kolonii, które odzyskały niepodległość po ostatniej wojnie światowej. Zambia to dawna kolonia angielska, podobnie jak Zimbabwe, Mozambik i Angola należały do Portugalii, a Malawi i Tanzania były bardzo dawno niemieckie. Do dziś zresztą, mimo lat niezależności, wiele tych krajów znajduje się na, patrząc naszymi kryteriami, niewywysokim poziomie cywilizacyjnym.

* Mówimy o tym "trzeci świat", ale czy słusznie?

- Na pewno tak. Afryka to kontytent, z którego przez wieki wywożono czarnych niewolników, który został zasiedlony przez białych kolonizatorów i który całkiem niedawno odzyskał swoją tożsamość, ale był i nadal jest bezlitośnie eksploatowany. Współczesny globalizm traktuje Afrykę jako wielką bazę surowcową, dogodny rynek zbytu, źródło taniej siły roboczej oraz miejsce handlu bronią i ciemnych interesów. To był i jest kontynent wyzyskiwany, ziemia biednych ludzi. Na ekranach telewizorów europejskich nie zobaczymy codzienności Afryki. A ten obraz trzeba przekazywać, bo tam nędza sąsiaduje z dobrobytem, jest niewyobrażalna korupcja, krwawe walki plemienne, nieosądzone ludobójstwa, dramatyczny głód. Dlatego tak bardzo potrzeba tej Afryce Ewangelii, która jest pokojem, dobrocią, prawdą, miłością do każdego człowieka. Chrześcijaństwo jest tam bardzo dobrze przyjmowane i akceptowane, dzięki niemu Afryka staje się kontytentem ewangelicznej Nadziei.

* Jest też dla księdza drugą ojczyzną. Jak zaczęła się ta niezwykła posługa?

- Jeszcze jako kleryk zajmowałem się trochę sprawami misji, a potem sam postanowiłem tam wyjechać. To były początki, w naszej diecezji byłem bodaj pierwszym takim ochotnikiem. Ostatecznie w 1971 roku powędrowałem do Afryki, ale przez Anglię, bo miałem się tam nauczyć języka. Nic z tego nie wyszło, bo dostałem tam polską parafię, bardzo się z nimi zżyłem, ale w nauce angielskiego mi to nie pomogło (śmiech). Potem, od 1972 roku, znalazłem się w Zambii, najpierw w miejskiej parafii w Kabwe. Trzy lata później dowiedziałem się, że jezuici opuścili odległą misję w Chingombe, więc znów zgłosiłem się na ochotnika, żeby ją objąć.

* Co ksiądz tam zastał?

- Przejąłem parafię i stację misyjną w środku buszu, do najbliższego miasta 220 kilometrów, jest bardzo ciężki dojazd, jedzie się nawet 12 godzin. Trzeba przedrzeć się przez dżunglę i wiele strumieni, co w porze deszczowej bywa niemożliwe. Teren jest malaryczny, lata słynna mucha tse-tse, niebezpieczna dla ludzi, zabójcza zwierząt domowych (dlatego ich tam nie ma). Ludzie bardzo biedni, żyją tylko z rolnictwa. Mogliby coś sprzedać, na przykład banany, ale nie mają jak ich wywieźć, bo transport byłby droższy od samych owoców. Teren przez wiele lat praktycznie zamknięty przed cywilizacją.

* Misjonarz miał być jej krzewicielem?

- Nie można narzucać im swej europejskości, najlepiej samemu wejść w bogatą kulturę afrykańską i w niej żyć z tymi ludźmi, zyskać ich akceptację. Dopiero wówczas może zacząć się budowanie wspólnego życia wokół Chrystusa. Priorytetem dla księdza jest ewangelizacja, ale na misjach musi on zająć się wieloma rzeczami. Dobrze jeśli zna się trochę na budownictwie, rolnictwie, potrafi przyjść z podstawową pomocą lekarską, naprawić samochód, a przede wszystkim musi mieć w sobie człowieczeństwo.

* Miejscowi odpłacali się tym samym?

- Powszechna jest tam wielka życzliwość ludzka. Prosty przykład: człowiek zakopie się autem w błocie w porze deszczowej. Zejdą się ludzie, będą pracować pół nocy, żeby pomóc przejechać. Jak to się już stanie, to wszyscy, wprawdzie umazani w błocie, ale strasznie się cieszą! Teraz niektórzy sami kopią dół, żeby do niego wpaść, a wówczas oferują pomoc, ale jak się im zapłaci. Cwaniactwo, znane chociażby z Polski, dochodzi również i tam.

* Jak dziś wygląda misja w Chingombe?

- Nadal jest centrum misji i wiele stacji rozrzuconych w różnych częściach parafii. Jest szkoła i przedszkole, szpital misyjny i ośrodek zdrowia, elektrownia, która daje zasilanie, mamy też Internet. Nasi młodzi parafianie uczą się stolarstwa, ciesielki, budownictwa, rolnictwa. Chodzi o to, by nie migrowali do miast, bo tam nie ma żadnej przyszłości: przybywa tylko slamsów, a pracy i tak nie ma. Nasza młodzież powinna zatem zostać i służyć innym. Dzięki pracy całej wspólnoty, ale i pomocy z zewnątrz, mogą to uczynić. Oni wciąż potrzebują naszego zainteresowania, a najbardziej pomocy w zdobyciu dobrego wykształcenia.

* Czytałem o księdzu, że większą część roku spędza za kierownicą. To prawda?

- Muszę jeździć, bo parafia liczyła kiedyś ponad 200, a obecnie jakieś 160 kilometrów od jednego do drugiego krańca. Często jestem w trasie i to z przygodami. Wiozłem kiedyś taką starą terenówką 14 dzieci ze szkoły. Jechaliśmy stromym podjazdem w górach, nagle wyskoczył mi bieg, a wóz zaczął staczać się w tył, nacisnąłem na hamulec i wtedy pękł przewód hamulcowy. Dzięki Bogu, zatrzymaliśmy się na drzewie, tuż nad przepaścią. Części zamienne są bardzo drogie, na nowe samochody nie ma pieniędzy, a poza tym bardzo łatwo taki wóz stracić. Kilka lat temu o mało co w takich okolicznościach nie zginąłem.

* Jak?

- Jechałem terenową toyotą do jednej z misji w środku nocy. W pewnym miejscu wąski przejazd był zawalony kamieniami. Czułem, że jest to zasadzka. Jechały ze mną dwie Amerykanki, jedna była wolontariuszką, druga przyjechała do niej w odwiedziny. Stanęliśmy. Chwila ciszy. Był z nami również człowiek z misji, poprosiłem go, żeby może zaczął odwalać te kamienie. Nagle padł strzał z Kałasznikowa. Pocisk trafił w kabinę, prosto pod moje siedzenie. Gdyby było widno, bandyta nie spudłowałby. Otoczyli nas, zabrali samochód, ale puścili wolno.

* Nikt nad tym nie panuje? Nie ma policji czy wojska?

- Państwo ma problem z armią ponad 1,2 miliona "dzieci ulicy", których rodzice zmarli na AIDS. Setki tysięcy młodych ludzi kończą szkoły i nie mają co ze sobą zrobić. W rezultacie dziewczęta idą na ulicę, chłopcy angażują się w gangi. Wchodzą w narkotyki, alkohol, pornografię, demoralizację i tak nasza dobra młodzież zambijska kończy bardzo źle. Nie ma żadnego programu rządowego przeciwdziałającego bezrobociu, przestępczości młodocianych, patologii. A Zambia liczy 12 milonów ludzi z 72 rozmaitych szczepów. Rolnictwo jest rozwinięte na skalę wręcz przemysłową, są bogate złoża cennych surowców i kamieni szlachetnych, z czego wiele jeszcze nieodkrytych. Jest potencjał, który może zapewnić zambijczykom dobrobyt. Niestety, dzieje się inaczej, a wszystko dlatego, że nikt nie chce mocnej Afryki.

* Jest jednak coś, czego moglibyśmy się nauczyć od Afrykanów?

- Na pewno zwykłej ludzkiej dobroci, życzliwości, pogody ducha. My jesteśmy zarażeni egoizmem i zamknięci w sobie, oni są wychowani przez wspólnotę, a zatem otwarci, serdeczni, przyjacielscy. Wiodą proste życie, dzielą się tym, co mają. To jest takie zdrowe współżycie braterskie. Pięknie rozgwieżdżone niebo, płonie ognisko, wokół radośni, rozśpiewani ludzie. Kilka liści, na nich jakieś owoce, woda. Czego więcej im potrzeba?

* A czego potrzeba tam Europejczykowi?

- Wiary w to, że oni wiedzą lepiej, co, kiedy i jak masz robić. Kiedyś poszedłem łowić ryby z moim parafianinem o imieniu Antonio. Szliśmy rzeką, zanurzeni po pas, widzieliśmy ładne ryby zwane "tigerfish". Ciężko mi było rzucać błystką, więc widząc niedaleko duży szarobrązowy kamień, zaproponowałem, że na niego wejdę i będę z niego rzucał. Antonio na to: "ale to hipopotam!". I faktycznie, za kilka minut z wody wynurzył się jego wielki łeb. Gdybym tam poszedł, pewnie by mnie pożarł.

* Chciałby ksiądz tam zostać?

- Gdy jestem wśród księży, to mówię, że warto choć rok swego kapłańskiego życia podarować Afryce. Cieszę się, że tam byłem, że życia, które mi Pan Bóg dał nie zmarnowałem, że mogło ono pomóc innym, a ja sam doświadczyłem dobroci ludzi.
* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie