MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Leśny smród nie do opisania

Piotr KUTKOWSKI
Beczki wyrzucono na leśnej drodze.
Beczki wyrzucono na leśnej drodze. Tadeusz Klocek

Ktoś w lesie w Radomiu porzucił cztery tony śmierdzących odpadów garbarskich i resztek zwierząt. Odpady wywieziono do Zakładu Utylizacji, smród pozostał i będzie doskwierał tak długo, jak długo ludzie będą robili z lasu śmietnisko...

Straż Miejska otrzymała zgłoszenie o porzuconych w lesie w pobliżu ulicy Czynu Chłopskiego beczkach w poniedziałek, w późnych godzinach popołudniowych.

- Szybko wysłaliśmy tam patrol, sygnał się potwierdził - mówi.

Wiesław Zajul, zastępca komendanta Straży Miejskiej: - Tego dnia było już zbyt późno, by prowadzić dalsze czynności. Tyle tylko, że powiadomiliśmy o znalezisku wydziały Zarządzania Kryzysowego oraz Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miejskiego.

Wtorek, godzina 12. Kierując się planem miasta jedziemy na ulicę Czynu Chłopskiego. Ulica jest na mapie, w praktyce trudno ją znaleźć. Nazwy nie znają nawet ludzie, którzy mieszkają w tych okolicach. Błądzimy, by po kilkunastu minutach spotkać samochód Straży Miejskiej. W środku siedzi dwóch funkcjonariuszy oraz dwoje inspektorów ochrony środowiska. Oni także mają problemy ze znalezieniem miejsca składowania odpadów. Jadąc za samochodem straży, jedziemy obok ogromnego wysypiska śmieci na Wincentowie i kilkudziesięciu nieoficjalnych wysypisk. Miejscami las przypomina bardziej krajobraz księżycowy, niż "zielone płuca" miasta. Co rusz napotykamy na odpady komunalne, plastikowe butelki, stare puszki, porzucone kanapy. Jest też gruz budowlany, elementy starej stolarki. Nie brakuje gumowych odpadów - widać, że są one odpadami poprodukcyjnymi. W końcu docieramy do kilku zabudowań. Kilkunastoletni chłopiec wie o beczkach.

- Znalazł je wczoraj mój tata, gdy wracał przed godziną 15. Wcześniej ich tam na pewno nie było - mówi.

Beczki na drodze

Chłopiec zgadza się służyć nam za przewodnika. Jedzie rowerem, my za nim samochodami. Krajobraz taki jak wcześniej - drzewa, między nimi śmieci. Urozmaiceniem są kikuty spalonych drzew. Gdy dojeżdżamy do małej polanki i rozwidlenia dróg, napotykamy na jednej z nich stos niebieskich, plastikowych beczek. Każda ma pojemność 100 litrów i każda jest szczelnie wypełniona. Tyle tylko, że z niektórych, leżących na boku, zdążyła się już wylać biaława substancja. Widać odpady garbarskie, resztki skór i ciał zwierząt. Bliżej podejść nie sposób, smród jest nie do opisania. Krążą muchy, zauważyć można inne robactwo.

- Zgroza!!! - komentuje jeden ze strażników. - Jak można było coś takiego zrobić!

Inspektorzy dokumentują to, co widzą cyfrowym aparatem. Nasz fotoreporter robi nie tylko zdjęcia beczek i tego, co się z nich wylało, ale także sąsiedniej pryzmy. Ma prawie 2 metry wysokości, a jej głównym składnikiem są strużyny pogarbarskie. Wyrzucono je już dawno temu, bo porosły trawą. Kilka metrów dalej kolejne i następne odpady.

- Najczęściej przyjeżdżają nocą i wtedy pozbywają się śmieci - opowiada jeden z mieszkańców. - Wiedzą, że wtedy trudno będzie ich złapać. Ale tym razem ktoś był wyjątkowo bezczelny, bo przywiózł te beczki za dnia. Szkoda, że nie widziałem, kto to zrobił, może się jednak znajdą tacy, co widzieli.

- Oj, przydałoby się kilka nocnych dyżurów umundurowanych służb, by zatrzymać "śmieciarzy" na gorącym uczynku - dodaje inny mężczyzna. - I najlepiej byłoby kazać im własnoręcznie usunąć te brudy. Od smrodu chyba już nigdy by się nie uwolnili i pewnie napiętnowałby ich całe życie.

Fetor pozostał

Inspektorzy po powrocie do pracy, podzielili się swoimi spostrzeżeniami ze swymi przełożonymi, pokazali im też dokumentację fotograficzną.

- Spotykamy się dosyć często z wyrzucaniem śmieci komunalnych, nigdy jednak nie mieliśmy do czynienia aż z tak dużą ilością poprodukcyjnych zanieczyszczeń organicznych - przyznaje Grażyna Krugły, dyrektorka Wydziału Ochrony Środowiska. - Na szczęście nie były to jeszcze odpady niebezpieczne, jest jednak lato, panuje wysoka temperatura i wydziela się ogromny fetor, zatem trzeba te odpady jak najszybciej usunąć z lasu. Zadanie takie powierzyliśmy Zakładowi Usług Komunalnych. Odpady zostaną zawiezione do utylizacji do "Bacutilu". Koszt wyniesie od 1200 do 1300 złotych. Jeśli uda się ustalić, kto wyrzucił odpady, obciążymy go tym wydatkiem.

Teraz policja

Beczki i ich zawartość zostały wywiezione w środę, tego samego dnia policja wszczęła w tej sprawie postępowanie.

- Będziemy starali się ustalić kto wyrzucił te odpady. Jeśli się to uda, osoba ta poniesie odpowiedzialność karną - podkreśla Rafał Jeżak, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Radomiu.

- Znalezienie sprawcy będzie trudne, ale na pewno nie skazane na niepowodzenie - dodaje Wiesław Zajul. - Przed ponad rokiem mieliśmy do czynienia z podobną sprawą, choć na dużo mniejszą skalę. Wtedy udało nam się ustalić sprawcę, który przyznał się do winy i został ukarany maksymalną grzywną w kwocie 500 złotych.

Według Grażyny Krugły zaśmiecanie lasów jest ogromnym problemem, a najlepszym dowodem na to, w jakiej skali są one zaśmiecane są wyniki akcji "Sprzątanie świata".

- W sam tylko lesie Kapturskim młodzież zbiera setki kilogramów odpadów. Zaśmiecających bardzo trudno jest upilnować, praktycznie nie ma na to szans. Udaje się to tylko w przypadku złapania na "gorącym uczynku" albo wtedy, gdy ktoś był świadkiem i zanotował numery rejestracyjne auta.

Czy w tej sprawie ktoś widział "śmieciarzy" - ustali to policja. Pewne jest jedno, beczki wywieziono, ale smród pozostał...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie