Piotr Kowalski, dyrektor Radomskiej Stacji Pogotowia: - Karetki wyjeżdżają do pacjentów średnio 200 razy na dobę, z czego 15 procent wyjazdów dotyczy osób pod wpływem alkoholu, bezdomnych. Zwykle nie życzą sobie pomocy. W tym czasie kiedy karetka jest do nich wysyłana pomocy może potrzebować ktoś inny. Dlatego tak ważne jest na wstępie sprawdzenie zasadności pomocy.
- Obok stacji pogotowia leżał człowiek. Zadzwoniłem na 112, ale przełączono mnie do pogotowia. Dyspozytorka krzyczała, że to ja powinienem sprawdzić co mu dolega. Nie mieści mi się w głowie, że nikt z pracowników pogotowia nie pofatygował się sprawdzić. To tylko kilka kroków - mówi nasz czytelnik.
O sprawie poinformował nas młody mężczyzna (nazwisko do wiadomości redakcji). W środę wspólnie z dziewczyną przejeżdżał ulicą Tochtermana. - Na schodach obok pogotowia zauważyliśmy leżącego człowieka. Mógł zasłabnąć dlatego zadzwoniłem z komórki na numer 112 - opowiada radomianin.
Mężczyzna usłyszał od dyżurnego, że wszystkie patrole są zajęte, i szybciej będzie jeśli połączy go z pogotowiem. - Dyżurny nawet zaznaczył, że skoro to przy pogotowiu, to na pewno ktoś wyjdzie i szybko sprawdzi. Pomyślałem, że to dobre rozwiązanie, ale dyspozytorka pogotowia szybko sprowadziła mnie na ziemię - zaznacza mężczyzna.
TRZEBA SPRAWDZIĆ
Według naszego rozmówcy dyżurna z dyspozytorni podniesionym głosem poinformowała go, że nie dopełnił swoich obowiązków, bo powinienem najpierw sprawdzić co dzieje się z leżącym mężczyzną a potem jeśli jest konieczność zawiadomić pogotowie.
- Ten człowiek leżał tuż przy stacji pogotowia, więc zasugerowałem, że personel powinien sprawdzić, w końcu to jego obowiązek. Co usłyszałem? Przez to, że nie sprawdziłem dyspozytorka nie wie czy ma wysyłać karetkę czy też nie - relacjonuje czytelnik i dodaje, że rozmowa zakończyła się odłożeniem słuchawki przez panią z pogotowia.
TO BEZDOMNY
Od rozmowy minęło kilka minut. W tym czasie para przemieściła się w inną część miasta.
- Zdecydowaliśmy się wrócić. Mężczyzna leżał w tym samym miejscu, był bezdomny i w ten sposób odpoczywał. Okazało się, że przez ten czas nikt z pracowników pogotowia nie wyszedł nawet z budynku, by sprawdzić co się stało - twierdzi czytelnik. - Mogła być to przecież osoba wymagająca pomocy.
Dlaczego dla dyspozytorki problemem było wysłanie ratownika, przecież to tylko kilka kroków, nawet nie trzeba było uruchamiać karetki? - pyta zbulwersowany radomianin.
NIE MOGŁA ODMÓWIĆ
O wyjaśnienie sprawy poprosiliśmy Piotra Kowalskiego, dyrektora Radomskiej Stacji Pogotowia. - Dyspozytorka nie może odmówić wysłania pomocy, dlatego każdy sygnał zostaje przyjęty. Ma obowiązek ustalić jednak jak najwięcej szczegółów zdarzenia, po to by zadecydować o wysłaniu odpowiedniej pomocy - mówi Piotr Kowalski. - W tym przypadku zapewne tak było.
Wiele wezwań - jak zaznacza dyrektor stacji - jest nieuzasadnionych. - Ludzie widzą z okna, samochodu czy autobusu, że ktoś leży bądź siedzi i od razu dzwonią na pogotowie. Często wystarczyłoby pochylić się nad tą osobą by dowiedzieć się, że jest pod wpływem alkoholu - słyszymy od dyrektora stacji. - Jeśli wyślemy ekipę do osoby, której nic złego się nie dzieje, to w tym czasie możemy odebrać komuś innemu szansę na pomoc. Piotr Kowalski przytacza jedno ze zdarzeń.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie o wypadku na skrzyżowaniu ulic Struga i Szklanej. Natychmiast wysłana została karetka na sygnale. Ekipa patrzy, a spod samochodu wystają nogi człowieka. Próbują go wydobyć, ten oburzony krzyczy, że zepsuł mu się samochód i dlatego pod nim leży. Gdyby ktoś ze zgłaszających sprawdził co się stało, a nie od razu wzywał karetkę, to nie byłoby całej sytuacji - opowiada dyrektor radomskiego pogotowia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?