MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lizbona w rytmie fado

Piotr Kutkowski
Wieżę Belem wykonano w stylu manuelińskim. Stąd wyruszały wielkie wyprawy Potrugalczyków.
Wieżę Belem wykonano w stylu manuelińskim. Stąd wyruszały wielkie wyprawy Potrugalczyków. P. Kutkowski
Lizbona to magiczne miasto. Europejskie, a jednocześnie pełne klimatów innych krajów. Kuszące urodą, zabytkami historii i pełną nostalgii muzyką fado...

Pierwsze wrażenie - wzgórza. Domy raz pnące się do góry, to znowu opadające ku rzece Tag. A za rzeką bezkresny ocean. Lizbona rozwijała się już za czasów rzymskich, w średniowieczu natomiast, będąc mauretańską Liszbuną, utrzymywała kontakty handlowe ze światem arabskim. Do chrześcijańskiego świata powróciła po rekonkwiście dokonanej przez krzyżowców w 1147 roku, stolicą Portugalii została w 1255 roku. Potęgą gospodarczą Lizbona stała się wraz dokonywanymi przez Portugalczyków w XVI i XVII wieku odkryciami geograficznymi. Kolonizowane krainy dostarczały diamentów, złota i równie cenionych przypraw. Najlepiej zwiedzanie Lizbony rozpocząć właśnie od miejsca, skąd wyruszały wyprawy. To położone kilka kilometrów od centrum Belem. Tore de Belem, czyli Wieżę Belem, wybudowano w latach 1515-1520 w stylu manuelińskim, czyli renesansowym, z silnymi wpływami mauretańskimi. Pięciokondygnacyjna budowla oblewana jest z trzech stron przez wody oceanu. Budki wartownicze, tarasy i wieżyczki zdobią piękne, architektoniczne detale, pod bastionem znajdują się magazyny, które służyły kiedyś jako lochy. Pomieszczenia są bardzo niskie. Dzieci biegają po nich bez przeszkód, ale dorośli muszą głęboko pochylać głowy.

Grób Vasco de Gamy

Idąc od wieży Belem nabrzeżem w kierunku centrum, mija się artystów, wędkarzy, by po kilkuset metrach dojść do wzniesionego w 1960 roku pomnika Odkryć z postaciami największych portugalskich żeglarzy, a zaraz potem do klasztoru Hieronimitów. Wybudowano go w XVI wieku dla upamiętnienia odkrycia przez Vasco da Gamę drogi morskiej do Indii, był on także podziękowaniem dla Matki Boskiej za szczęśliwy finał wyprawy. Świątynia z bogato zdobionym portalem jest kolejnym przykładem sztuki manuelińskiej. W środku znajduje się kamienny grobowiec wielkiego żeglarza, który ze swojej pionierskiej wyprawy przywiózł nieduży ładunek pieprzu. Wystarczyło to jednak, by uzyskać zań znacznie więcej pieniędzy, niż kosztowała cała wyprawa. A to stanowiło najlepszą zachętę do organizowania kolejnych…

Tramwajem w górę i w dół

Do Belem można dojechać szybkim, nowoczesnym tramwajem. Takim, który jest wyposażony w elektroniczną tablicę, zapowiadającą kolejne przystanki. Zapowiedź można także usłyszeć przez głośniki. Tego wszystkiego nie spotka się w zmodernizowanych tramwajach, pamiętających lata 40. ubiegłego wieku, ale to one stanowią koloryt Lizbony. Tak jak kiedyś, nadal potrafią przemykać się wąskimi ulicami i piąć stromo do góry. A tam, gdzie nie dałaby rady, wspomagają je kolejki przypominające konstrukcją tę, która dawniej wwoziła turystów na zakopiańską Gubałówkę. Jedna z nich, Elevador de Bica, ma swój początek w pobliżu miejskiej hali targowej. Wejście wygląda jak zwykła brama, niezwykłe jest to, co za drzwiami - malutka stacyjka. Motorniczy, bo tak chyba można nazwać "dowodzącego" kolejką, podchodzi do swoich obowiązków z całą celebrą - zachęca do wsiadania, do zajmowania miejsc, a ruszając, dzwoni. Dzwoni też i gwałtownie hamuje, gdy nagle z podporządkowanej uliczki wjeżdża na tory mały samochód. Motorniczy wykrzykuje coś po portugalsku, ale nietrudno jest zrozumieć, o co mu chodzi. Tym bardziej, że na chwilę opuszcza swój pojazd, by pokazać kierowcy samochodu, co sądzi o jego niefrasobliwości.

To nie jedyne miejsce w Lizbonie, gdzie można podróżować takim tramwajem. Ale jest jeszcze jedno komunikacyjne "dziwo", będące chyba największą pod tym względem atrakcją - Elewadore de Santa Justa, wielka winda, wjeżdżającą 32 metry do góry. Skonstruował ją w 1902 roku Raul Mesnier, uczeń Eifflela. Będąc na górze, można podziwiać panoramę Lizbony, blisko stąd także do kolejnej, wielkiej atrakcji miasta - zniszczonego w wyniku trzęsienia ziemi w XVIII wieku klasztoru Karmelitów oraz kościoła Świętego Rocha. Nic nie wskazuje, że za ascetyczną wręcz urodą murów znajduje się kilka niezwykle bogato dekorowanych kaplic, z których jedna - Świętego Jana Chrzciciela uchodzi za najdroższą tej wielkości kaplicę na świecie. Wykonano ją w 1742 roku w Watykanie, wykorzystując kość słoniową, agat, porfit, lazuryt, a potem rozebrano i przewieziono do Lizbony. Jeszcze jedną jej osobliwością są cztery obrazy ze scenami z życia świętego. Tylko wnikliwi obserwatorzy i znawcy potrafią dostrzec, że nie zostały one namalowane, a są misternie ułożonymi mozaikami. Ich układanie zajęło artystom kilka lat…
Zaułki Alfamy

Czasu mało, a miejsc godnych zwiedzania - mnóstwo. Muzea ze znakomitymi kolekcjami i zbiorami, katedra, kościół Świętego Antoniego wzniesiony w miejscu, gdzie żyli jego rodzice, górujący nad Lizboną potężny zamek - rezydencja pierwszych portugalskich królów, którzy zajęli dawny pałac Maurów. Stamtąd aż po brzegi Tagu rozciąga się najstarsza dzielnica: Lizbony - Alfama.

Chodząc jej uliczkami najlepiej zapomnieć o mapie, przewodniku. Po prostu trzeba spacerować i sycić się obrazkami toczącego się tam życia. Widokiem architektonicznych detali zakrywanych przez suszącą się bieliznę, przepięknych ceramicznych mozaik i ludzi sprawiających wrażenie, jakby czas zatrzymał się dla nich w miejscu.

Za odrapanymi drzwiami krząta się stary fryzjer, który w mającym pewnie ze sto lat "salonie" przycina włosy miejscowemu elegantowi. Albo sklepik, gdzie sprzedawane są wyrabiane w sąsiednim pomieszczeniu skórzane pasy i paski. Właściciel chętnie pokaże i sklep, i warsztat. I nie trzeba nawet nic kupować. Wystarczy powiedzieć "dziękuję", by w odpowiedzi zobaczyć życzliwy uśmiech i gest zapraszający do ponownych odwiedzin.

A gdy nogi zaczną już odmawiać posłuszeństwa, koniecznie trzeba usiąść w jednej z licznych knajpek i posmakować miejscowych specjałów. Chociażby zupy czosnkowej, serwowanej z pływającym po niej jajkiem sadzonym i pieczywem. Albo licznych przystawek czy owoców morza. No i koniecznie z winem, którym Portugalczycy się szczycą. W innej dzielnicy - Baixa - w malutkich barach można degustować wiśniowej brandy - giginha.

- Jeden kieliszek czy więcej - pyta z podstępnym uśmieszkiem na ustach sprzedawca, z góry wiedząc, że jeśli teraz nie zamówimy dwóch i to tak zrobimy to chwilę później. Bo podawana razem z zalanymi alkoholem owocami giginha po prostu wciąga swym smakiem i aromatem. Nie wiadomo tylko, co bardziej idzie do głowy, wiśnie czy trunek…

Fado - muzyka płynąca z duszy

Park Narodów to też Lizbona, ale jakże inna od tej starej. Stoją tu obiekty wybudowane z okazji wystawy Expo 98. Nowoczesna architektura imponuje ogromem, śmiałością rozwiązań konstrukcyjnych. Najlepiej ją podziwiać z okien wagoników kolejki linowej. To jedna z atrakcji parku. Innymi są ogrody wodne, wieża widokowa, dwie największe lizbońskie sale koncertowe, no i przede wszystkim największe w Europie oceanarium. Znajduje się w nim 25 tysięcy ryb i innych zwierząt morskich. Większość z nich, w tym rekiny i płaszczki, umieszczono w zbiorniku o wielkości czterech basenów olimpijskich. Ogląda się je z czterech poziomów poprzez ogromne, przezroczyste, akrylowe płyty. W oceanarium znajduje się też wiele mniejszych akwariów z różnymi morskimi ekosystemami - od polarnego świata, po świat raf koralowych. Dla miłośników przyrody gratka, której nie można ominąć.

Teren parku oddalony jest od centrum miasta o kilka kilometrów, najszybciej tam dotrzemy nowoczesnym metrem. By przeprawić się na drugi brzeg Tagu 17-kilometrowym mostem, trzeba już jechać samochodem. Ten most to kolejna duma Lizbony. Podobnie jak usytuowany po drugiej stronie Tagu ogromny pomnik Chrystusa. Symbolem Lizbony jest także Fado. Sentymentalne, nostalgiczne pieśni wykonywane przy dźwiękach gitary portugalskiej, często też altówki. Muzyka - jak mówią miejscowi - płynąca prosto z serca. Fado grana jest w wielu barach Lizbony, tyle tylko że najczęściej są to bary nastawione na turystów. By wejść, płaci się drogi talon konsumpcyjny, w którego cenę wliczone są koszmarnie drogie posiłki. Ale warto zadać sobie trochę trudu i pospacerować do zapomnianych zakątków, by znaleźć bar odarty z turystycznego blichtru, w którym to miejscowi śpiewają razem z artystami pieśni. Nie ma mowy o gadaniu w czasie, gdy wykonywana jest muzyka, pieśniarzy otacza ogromny szacunek. I nikogo nie dziwi, gdy solistą okazuje się ktoś, kto do tej pory siedział przy stoliku z lampką wina w ręku i nagle wyszedł na środek, by uwolnić tęsknoty ze swej duszy. W podziękowaniu najwyżej ktoś później ufunduje mu cały dzbanek wina. Takiego, które w tym miejscu i w tym czasie smakuje jak żadne inne na świecie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lizbona w rytmie fado - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie