Początek każdego poranka od 1984 roku dla Marianny Ćwierz z Bartodziej pod Radomiem wygląda tak samo: najpierw pobudka 6.30. Potem trzeba zajrzeć do krów, które pani Marianna ma w gospodarstwie, a równo o 7 godzinie gospodyni idzie do aparatury pomiarowej. Tuż za domem, metr nad ziemią, jest zamontowany deszczomierz Hallmanna.
- Sprawdzam, ile deszczu spadło w ciągu doby. Przelewam zebraną wodę z deszczomierza do wyskalowanej menzurki, odczytuję i już wiem - opowiada.
RZĘDY CYFR
Menzurka jest tak wyskalowana, że każdą ilość deszczowej wody zebraną w naczyniu deszczomierza da się przeliczyć na litry wody, która spada na metr kwadratowy.
- To można łatwo przedstawić komuś, kto nie ma o tym pojęcia. Dla przykładu: w lipcu spadło na naszą wieś prawie 26 wiader wody na jeden metr kwadratowy. To naprawdę wyjątkowo dużo, mamy więc bardzo mokry miesiąc - mówi pani Marianna.
Codziennie odnotowana jest każda ilość deszczu, choćby ostatniej doby, czyli 11 sierpnia, było to zaledwie 0,9 milimetra. Ale są takie dni, gdy nie spada nic, ani kropli.
- Wtedy stawiam w raport kropkę. Taka kropka oznacza, że była to doba bez deszczu - wyjaśnia kobieta.
DANE DO INSTYTUTU
Wszystkie zebrane dane o opadach w Bartodziejach są skrzętnie wykorzystywane. Pani Marianna cały miesięczny raport, wypełniony cyferkami, wkłada do koperty i wysyła do Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Tam specjaliści mogą już analizować pogodę, a mając dane z wielu odczytów w Polsce stawiają prognozy.
- Ja pracuję w Posterunku Opadowym w Bartodziejach i przypuszczam, że jest więcej takich miejsc w Polsce, takich właśnie posterunków - dodaje Marianna Ćwierz.
Pracownicy Instytutu też co jakiś czas sprawdzają prace w Bartodziejach. Raz na miesiąc, czy na dwa miesiące ktoś niezapowiedziany z Instytutu zajedzie do Bartodziej. Sprawdzi raporty pani Marianny, sprzęt do pomiarów, chwilę porozmawia z gospodynią i pojedzie.
GATUNEK ŚNIEGU
Nie tylko badaniem deszczu zajmuje się Marianna Ćwierz. Gdy nadchodzą zimne dni, wtedy sprawdza opady śniegu.
- Jeden pomiar, jaki wykonuję, to grubość pokrywy śniegu leżącego na polu. Z kolei drugi pomiar, to grubość opadu tylko w ciągu ostatniej doby. Wszystkie te zebrane dane także muszę dokładnie sprawdzić i zapisać do dziennika - opowiada gospodyni.
Dla wielu ludzi śnieg jest tylko jeden: biały i zimny, ale nie dla pracowników Instytutu. Oni muszą mieć dokładniejsze dane, dlatego pani Marianna musi też w arkuszu zaznaczyć gatunek śniegu. Śnieg śniegowi nierówny. Czasami jest zmrożony, lepki, krupiasty, puszysty. Innym razem z nieba tylko prószy, a czasami padają grube płaty, a to wszystko ma znaczenie i musi być starannie zapisane.
PRZESZŁY BURZE
Pogodowe raporty obejmują i takie zjawiska, jak burze. A właśnie tegoroczne lato nie oszczędza mieszkańców: idą burze jedna za drugą.
- Każdą burzę muszę opisać symbolami w arkuszu: z jakiego kierunku szła, jak długo trwała, czyli godzinę rozpoczęcia i zakończenia opadów - opowiada mieszkanka Bartodziej.
Gdy 14 lipca przechodziła nawałnica nad rejonem radomskim, niszcząc tunele foliowe w trzech powiatach, podmuchy huraganu dotarły także do Bartodziej.
- U nas nie było zniszczeń, bo nawałnica przeszła daleko od nas, ale i tak było widać, że burza była niezwykła. Widziałam podmuchy, które porywały ziemię leżącą na polu i wiatr tworzył małe zawirowania - mówi Marianna Ćwierz.
ZAGADKA Z GRADEM
Jak spadnie grad, też trzeba wszystko dokładnie opisać. Ale z gradem, to nie jest taka prosta sprawa. Trzeba zapisać w raporcie nie tylko jak długo padał grad, o której godzinie, ale czy to były opady z przerwami, jaki był kierunek chmury gradowej, czy to był rzadki grad, czy gęsty, a może padał razem z deszczem, albo z wiatrem słabym, lub silnym, gwałtownym, a nawet burzą.
- Najtrudniejsze dla mnie, to obliczenie, jaki był zasięg opadów, bo muszę dzwonić po okolicznych wsiach i sprawdzać, czy tam także padał grad - dodaje pani Marianna.
W tabelki trzeba też wpisać wielkość gradu: czy lodowe kulki były wielkości ziaren wyki, a może grochu, orzecha laskowego, czy nawet gołębiego jaja.
- Ja akurat wiem, jak wygląda ziarno wyki, choć pewnie nie wszyscy to wiedzą - uśmiecha się mieszkanka Bartodziej.
Ale akurat w tym miejscu, gdzie leżą Bartodzieje, kryje się inna zagadka związana z gradem: bardzo rzadko tu pada grad.
- Wciąż mnie to dziwi, bo jeśli spojrzę na wszystkie te raporty, to od 1984 raku grad tu padał może z 10 razy. To naprawdę niezwykłe - dziwi się kobieta.
Nie wiadomo, dlaczego akurat burze gradowe omijają ten teren. Pani Marianna ma swoją własną teorię: z jednej strony Bartodziej jest rzeka Radomka, a wiadomo, że akweny, rzeki, mają wpływ na kształtowanie pogody. Z drugiej zaś strony - wiele kilometrów dalej, przepływa Pilica.
- Wydaje się, że chmury są rozdzielane przez wpływ raz jednej, raz drugiej rzeki i kłęby chmur rozdzielają się. To nawet da się zaobserwować - opowiada pani Marianna.
WŁASNE PRZEPOWIEDNIE
Po latach w obejściu Marianny Ćwierz, obok istniejącego deszczomierzu Hellmanna, stanął kolejny. Ten drugi jest jednak nowocześniejszy, automatyczny. Zebraną w naczyniu wodę nie trzeba zlewać do menzurki. Ten nowy deszczomierz automatyczne mierzy wysokości opadu i zapisuje tę informację w pamięci elektronicznej.
- Potem ten zapis trafia do centrum zbierania danych, ja już tym się nie zajmuję - mówi gospodyni.
Po latach pracy pani Marianna zaczęła być traktowana przez niektórych mieszkańców, jak specjalistka od pogody.
- Czasami rzeczywiście ktoś mnie zapyta, jaka będzie pogoda. Ja odpowiadam tak, jak mówił to Andrzej Zieliński w Polskim Radio: najważniejsza jest ta pogoda, jaką mamy w sercu - śmieje się Marianna Ćwierz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?