Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młoda kozieniczanka wyjeżdża na misję do Afryki. To będzie wielkie przeżycie

Mariusz Basaj
Magdalena Krześniak w zeszłym roku odwiedziła Indie, tym razem wyrusza do Afryki.
Magdalena Krześniak w zeszłym roku odwiedziła Indie, tym razem wyrusza do Afryki. archiwum prywatne
Magdalena Krześniak to świeżo upieczona pani inżynier, absolwentka mechatroniki na Politechnice Warszawskiej. Chociaż przed nią wiele perspektyw na znalezienie ciekawej i dobrze płatnej pracy, to na razie o tym nie myśli. Polskę chwilowo przyjdzie jej zostawić. I to na cały rok, bo 17 sierpnia wyjeżdża na misję do dalekiej Zambii, gdzie będzie uczyć dzieci. W rozmowie z naszą redakcją opowiedziała o nadchodzącej wyprawie i długich przygotowaniach do wyjazdu.

Wyjazd do Afryki nie będzie pierwszą wyprawą Magdaleny. We wrześniu ubiegłego roku odwiedziła bowiem Nagaland w północno-wschodnich Indiach. Spędziła tam miesiąc. - To bardzo specyficzny, niemal w całości chrześcijański region Indii. Byliśmy tam w dziewięć osób. Mieliśmy tam dostarczyć pieniądze, a następnie fizycznie pracowaliśmy nad budową kościoła. Kopaliśmy piach, nosiliśmy kamienie, dopiero przygotowywaliśmy miejsce pod świątynię. W tym roku jedzie tam kolejna grupa - opowiada misjonarka i dodaje: - To niesamowite pracować z ludźmi, którzy są tak wdzięczni tylko za to, że jesteś.

Jak podkreśla, chociaż jeszcze kilkadziesiąt lat temu mieszkali tam głównie łowcy głów, to bardzo otwarci ludzie. - Nie są tak zepsuci przez świat jak my, żyją inaczej, razem. Tuż przed naszym przyjazdem ten region nawiedziła lawina. Ponad 50 rodzin zostało bez domu, każdy jednak znalazł dach nad głową, bo ktoś ich ugościł. Są bardzo otwarci na drugiego człowieka - tłumaczy.

Wyprawa, która zmienia

Będąc w dalekiej Azji, Magdalena zobaczyła nie tylko wyjątkowy Nagaland, ale również zubożałe Indie główne. - Obserwowałam ludzi, którzy urodzili się w niskich kastach. Dzieci, które urodziły się na ulicy w praktyce nie mają szans żeby mieszkać w normalnym domu. Nawet nie próbują tak myśleć, bo ta kastowość tkwi w ich świadomości. Dla nich byłam kimś lepszym, tylko dlatego że jestem biała i pochodzę z daleka. Nie mogłam tego zrozumieć - opowiada.

- Jadąc do Indii myślałam sobie "dlaczego nie?". Wyjazd na rok do Afryki to jednak poważniejsza sprawa, wymagająca bardziej przemyślanej decyzji. Właśnie podczas pobytu w Azji w mojej głowie zrodziło się kolejne pytanie. Urodziłam się w tej części świata, mam możliwości m.in. podróżowania. "Co mogę z tym zrobić?" - pytałam siebie. Odpowiedzią było szukanie dalej i zagłębianie się w ten świat misyjny - tłumaczy Magdalena.

Jedzie, aby uczyć

W sierpniu Magdalena, wraz z inną Polką, wyruszy na roczną misję do Zambii. Dziewczyny trafią do Mansy, małego miasteczka położonego 800 km od stolicy. Na miejscu zatrzymają się u sióstr Salezjanek, ale będą jedynymi Polkami w tym regionie. Co więcej, czekają je bardzo pracowite miesiące.

- Naszym głównym zadaniem będzie prowadzenie szkoły garażowej. Jest to szkoła, która "zbiera" dzieciaki z ulicy, żeby miały się czym zająć, nie panoszyły się, nie kręciły się z gangami. Ważne jest, żeby się nimi zaopiekować i zachęcić do edukacji. One bardzo często nie wiedzą czym jest szkoła, nie mają pojęcia że w szkolę mogą otrzymać posiłek, nauczyć się czegoś, mieć opiekę, zajęcie - podkreśla.

Drugim zadaniem misjonarek będzie pomoc dzieciom, które nie mają możliwości się uczyć, bo muszą pracować, zdobywać pieniądze. Jak mówi, w szkole która liczy około 80 dzieci, jest bardzo duża rozpiętość wieku. Np. w drugiej klasie szkoły podstawowej może być 16-latek, który po prostu chce się uczyć.

Dziewczyny będą także prowadzić specjalne świetlice dla dzieci i młodzieży, gdzie będą pomagać im z nauką, organizować czas, bawić się z nimi.

Długie, trudne przygotowania

Na miejsce jadą tylko we dwie, a ich wyjazd poprzedziły długie przygotowania, które trwały od jesieni zeszłego roku. - Co miesiąc uczestniczyłam w specjalnych spotkaniach, zdawałam testy psychologiczne, testy językowe - wymienia. Co ciekawe, z grupy 36 chętnych osób tylko 6 przeszło pozytywnie testy psychologiczne, które pozwoliły im wyjechać na tzw. długi termin, np. na rok.

Przez ten czas miała wiele okazji, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o tym, co będzie ja czekało na miejscu. - Od dziewczyn, które były już na misji usłyszałam np. że na miejscu jest problem z mięsem i na początek powinniśmy wziąć sobie konserwy, by łatwiej przyzwyczaić się do zmian. Co mnie bardzo zdziwiło, warto wziąć ze sobą rękawiczki i czapkę, bo niektóre miesiące bywają zimne - mówi Magdalena.

Chociaż rejon, w który jadą jest dość bezpieczny (jest np. bezproblemowy dostęp do lekarza), to i tak czyha wiele niebezpieczeństw. - Przeszłam wiele szczepień, ale prawdopodobieństwo, że zachoruję na malarię jest bardzo duże. Uczyliśmy się np. jak należy się ubierać albo żeby nie jeść u obcych ludzi. Nie boje się jakiś wielkich spraw, ale np. barier komunikacyjnych. Ciągle powtarzam angielski - zaznacza i dodaje: - Myślę, że mimo przygotowań wielu rzeczy jeszcze nie jestem świadoma. Na pewno coś nas zaskoczy.

- Zabawne jest to, że jako kobieta mam tylko jedną torbę na rzeczy, które mogą ze sobą zabrać. To duże wyzwanie - żartuje.

Nie biorą każdego, nie jadą zmieniać świata

Dziewczyny wyjeżdżają z ramienia Salezjańskiego Centrum Misyjnego. Jak podkreśla Magdalena, centrum nie wysyła każdego. - Ważne jest, by naprawdę chcieć tego wyjazdu. Przez rok przygotowań można to bardzo dobrze przemyśleć. Centrum nie chce na siłę wypychać ludzi. Nie są też preferowane osoby, które nie mają innych alternatyw, które poza potencjalnym wyjazdem nie mają innych pomysłów. To nie jest zdrowe podejście. Jeśli wszystko uzależnia się od tego, to trudno zrobić na miejscu coś dobrego - zauważa Magdalena. Jak mówi, niemal do końca nie wiedziała czy jedzie, z kim i gdzie. Od początku po cichu marzyła o Mansie i to jej się udało. Swoją towarzyszkę zna bardzo pobieżnie i dopiero na miejscu będą miały okazję zacieśniać więzi.

Jak tłumaczy Magdalena, jadąc do Afryki nie można się nastawiać na to, że zmieni się świat. - Jedziemy na rok i jedziemy robić to, co jest aktualnie potrzebne. Np. tą szkołę prowadzą tylko przyjeżdżający wolontariusze, bez nich nie ma szans egzystować - mówi.

Trudna decyzja

W rozmowie z naszą redakcją kilkukrotnie podkreśla, że decyzja o wyjeździe nie jest łatwa. - Ciężko na tak długi czas zostawić praktycznie wszystko: rodzinę, przyjaciół, znajomych. Mówi się, że misja to tak naprawdę trzy lata życia: rok przygotowań, rok wyjazdu i rok na powrót do normalnego życia - mówi Magdalena.

Podczas swojego wyjazdu będzie miała także specjalną furtkę bezpieczeństwa. W zamówionych przez nie biletach lotniczych można zmienić datę powrotu. W razie wyjątkowej sytuacji, dziewczyny będą mogły wrócić wcześniej do kraju.

Swoją wielką wyprawę Magdalena rozpocznie już za nieco ponad dwa tygodnie. Z pewnością jeszcze nie raz o niej wspomnimy, bo zamierza relacjonować swój wyjazd przez Internet.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie