Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcą iść na boczny tor

Andrzej SAŁATA

Wiesława Sadowska jest rzecznikiem prasowym ważnej instytucji, Maria Dziuba prowadzi z synem sad, a to oznacza mniej nerwów i więcej czasu dla wnuczek. Nie wszystkim byłym parlamentarzystom udało się tak miękko wylądować w nowej rzeczywistości po wyborach. Niektórym to "życie po życiu" przynosi na razie sporo rozczarowań. Wyniki wyborów były szczególnie dotkliwe dla parlamentarzystów lewicy - Danuty Grabowskiej, Zbigniewa Gołąbka oraz Wiesławy Sadowskiej.

Dziś nie wszyscy chcą rozmawiać o tym, jak im się wiedzie w normalnym życiu. Takim bez parlamentarnych przywilejów i rozmaitych korzyści z władzy. - To moja sprawa. Nie pisaliście o mnie, kiedy coś robiłam, więc teraz też proszę o mnie nie pisać - ucina Danuta Grabowska, "żelazna dama" radomskiej lewicy.

Miała najdłuższy w regionie staż w Sejmie. Posłem została w 1989 roku i była nim z krótką, półtoraroczną przerwą aż do ubiegłego roku. W ostatnich wyborach kandydowała do Senatu. Otrzymała prawie 23 tysiące głosów. Wystarczyło to tylko do zajęcia siódmego miejsca.

Zaraz po wyborach zapowiedziała, że przejdzie na emeryturę nauczycielską. - Proszę mi wierzyć, że się nie nudzę - zapewnia.

Z polityką jednak nie zerwała. Nadal jest członkiem Rady Miejskiej Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Radomiu i Zarządu Wojewódzkiego w Warszawie. - Przychodzi na wszystkie zebrania swojego partyjnego koła na Plantach - opowiada jeden z działaczy Sojuszu. - Prawie zawsze zabiera głos, ale robi to taktownie, stara się nie narzucać swojego zdania. Chyba nadal ma jakieś wpływy, bo sporo ludzi prosi ją o pomoc i jak widzę, nigdy jej nie odmawia. Mam wrażenie, że jeszcze zupełnie nie zrezygnowała z ambicji politycznych i być może wystartuje w najbliższych wyborach, prawdopodobnie do Sejmiku Województwa. W Sojuszu panuje opinia, że i ona, i Zbigniew Gołąbek mieliby spore szanse.

Bezrobotny senator

Zbigniew Gołąbek był senatorem Sojuszu Lewicy Demokratycznej od 1997 roku. W poprzednich wyborach zdobył aż 74 tysiące głosów, teraz tylko nieco ponad 20 tysięcy. - Wyborcy głosowali na znaczek, a nie na osoby. A znaczek Sojuszu tym razem nie był specjalnie w cenie. Wahadło wyborcze przesunęło się w prawą stronę - tłumaczy dziś przyczynę swojej porażki.

Niedługo po wyborach wrócił do zawodu nauczyciela - wychowawcy w bursie szkolnej przy ulicy Kościuszki w Radomiu. Pracował tam zanim został senatorem, a wcześniej od 1994 roku wicewojewodą radomskim. Miał zarabiać niecałe 1400 złotych. Po kilku tygodniach odszedł, twierdzi, że na własną prośbę. Miało to związek z tym, że jego nazwisko figuruje w Krajowym Rejestrze Skazanych. Dwa lata temu Zbigniew Gołąbek został skazany prawomocnym wyrokiem na karę grzywny. Sąd uznał go za winnego nakłaniania biegłej sądowej do sporządzenia fałszywej opinii dotyczącej stanu zdrowia jego starszego syna. Były senator nadal jednak uważa, że nie popełnił przestępstwa i nie jest żadnym aferzystą. Dowodzi, że robił tylko to, co zrobiłby każdy rodzic na jego miejscu. - Żeby ostatecznie oczyścić się z zarzutów wystąpiłem do Trybunału Europejskiego w Strasburgu i czekam na werdykt - dodaje.

Jednak zgodnie z Kartą Nauczyciela osoba, która figuruje w rejestrze skazanych nie może pracować w oświacie. Dlatego były senator musiał się pożegnać z pracą w bursie, chociaż mówi, że dyrektorka placówki miała o nim bardzo dobre zdanie.

Od tego czasu jest bez pracy, zarejestrował się już, jako bezrobotny. Trzymiesięczną odprawę z Senatu przeznaczył na spłatę kredytu zaciągniętego na sfinansowanie ostatniej kampanii wyborczej. - W domu musiałem się przeprosić z odkurzaczem i wieloma domowymi pracami. Na szczęście żona ze zrozumieniem przyjęła do wiadomości fakt, że teraz na nią spadł obowiązek utrzymywania rodziny - mówi Zbigniew Gołąbek.

Jeden z czołowych działaczy Sojuszu w Radomiu twierdzi, że były senator bardzo przeżył odejście z bursy: - Ma ogromy żal o nagłośnienie sprawy z rejestrem skazanych, bo pozbawiono go pracy, którą lubił i w której znakomicie by się odnalazł. Kto go zna wie, że ma dobry kontakt z młodzieżą i byłby dobrym wychowawcą.

Sam Zbigniew Gołąbek stara się nie okazywać rozgoryczenia, że do tej pory nie może znaleźć pracy, chociaż zaraz po wyborach nie ukrywał, że liczy na pomoc osób, którym pomagał, jako senator. - Nie mam do nikogo żalu - przekonuje. - Chciałbym tylko, żeby uszanowano moją prywatność.

Zapewnia, że ma już kilka propozycji zatrudnienia. Nie chce jednak powiedzieć jakich ani nawet zdradzić branży. - Zgodnie z moimi kwalifikacjami, ale poza oświatą - ucina. - W ciągu ostatnich pięciu lat skończyłem trzy rodzaje studiów podyplomowych. Decyzję podejmę niebawem.

Stara się być również aktywny społecznie. Jest wiceprezesem Zarządu Wojewódzkiego Ochotniczych Straży Pożarnych w Warszawie. Bywa na spotkaniach ze strażakami, pomaga w przygotowaniach do wojewódzkich eliminacji turnieju wiedzy pożarniczej. Kieruje Radą Przyjaciół Związku Harcerstwa Polskiego w Radomiu. - Należę do osób, które nie mogą usiedzieć na miejscu - przyznaje. - Na szczęście na brak zajęcia nie narzekam. Ciągle też przychodzą do mnie ludzie, którzy chcą, żebym im pomógł. Jakby zapomnieli, że niedawno były wybory.

Od polityki też się nie odżegnuje. Nadal należy do Sojuszu, chodzi na zebrania swojego koła, wspiera jednoczenie się na nowo radomskiej lewicy. Czy to znaczy, że jeszcze raz wystartuje w wyborach? - Nie wykluczam takiej możliwości, choć żona trochę mnie hamuje - odpowiada.

Zarażona polityką

Wiesława Sadowska była w poprzedniej kadencji senatorem Sojuszu. We wrześniu ubiegłego roku otwierała w Radomskiem poselską listę Socjaldemokracji Polskiej. Zdobyła tylko niecałe dwa tysiące głosów, jedną trzecią wszystkich oddanych w regionie na partię Marka Borowskiego.

- Na pewno jest to bolesne i przykre, ale nie odbieram tego, jako swojej osobistej klęski. Jest to raczej porażka mojej partii, która, jak się okazało, nie miała większych szans - powiedziała po wyborach.

Kiedyś była cenioną dziennikarką, ale nie myślała, żeby wrócić do zawodu. Przyznała bowiem, że siedem lat przerwy to dla dziennikarza "śmierć zawodowa". Od stycznia jest na emeryturze. Dodatkowo została zatrudniona na pół etatu, jako rzecznik radomskiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Formalnie pracuje od godziny 8 do 12, a zarabia 900 złotych na rękę. Jest to swoisty powrót do przeszłości, bo rzecznikiem zakładu była także przed przejściem do świata polityki. - Nabór był ogłoszony w Internecie. Jako jedyna złożyłam ofertę - wyjaśnia.

Jak przeżyła pożegnanie z parlamentem i politycznymi salonami? - Myślałam, że będzie mi tego brakować - odpowiada. - Ale chyba trochę się od tego uwolniłam. Nie jestem ani sfrustrowana, ani rozczarowana. Przeciwnie, czuję się psychicznie wyzwolona. Po czterech lat czytania projektów ustaw mogę wreszcie przeczytać normalną książkę i przede wszystkim mam czas dla rodziny. Chodzę ze starszą wnuczką Kasią na spacery, na pizzę, do kina. Czasem zabieram ją do domu. Ja robię obiad, a ona udaje, że mi pomaga.

Mimo wszystko całkiem z polityki nie chce i nie potrafi zrezygnować. Nadal zasiada we władzach krajowych oraz wojewódzkich Socjaldemokracji Polskiej i prawdopodobnie będzie kandydować w jesiennych wyborach samorządowych. - Niestety, polityką jestem zarażona i nie wyleczona - mówi z uśmiechem. - Oglądam serwisy informacyjne, czytam gazety, tygodniki, staram się być na bieżąco. Czasem nawet jestem o to zła na siebie. Ale na razie nie myślę o wyborach. Jest mi dobrze tak jak jest. I niech tak jeszcze trochę pobędzie.

Sad lepszy niż polityka

Z Sejmem pożegnało się także dwoje posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego - Maria Dziuba i Tadeusz Balcerowski. Oboje zostali posłami trochę z przypadku, bo zastąpili Zbigniewa Kuźmiuka i Dariusza Grabowskiego, wybranych do Parlamentu Europejskiego. W ostatnich wyborach przegrali ze starostą grójeckim Mirosławem Maliszewskim.

Oboje mieli do czego wrócić. Tadeusz Balcerowski jest nadal prezesem Rolniczej Spółdzielni Mleczarskiej Rolmlecz w Radomiu. Twierdzi, że bieżąca polityka już go nie interesuje. Chce się poświęcić działalności gospodarczej.

Maria Dziuba pomaga synowi prowadzić 16-hektarowe gospodarstwo sadownicze w Goszczynie. Nadal stara się być aktywna. Jest przewodniczącą Społecznej Rady Szpitala Dermatologicznego Świętego Łazarza w Warszawie. W środę uczestniczyła w pogrzebie jednego z repatriantów z Kazachstanu, których sprowadziła do Goszczyna, będąc wójtem gminy. - Z powodu przegranej w wyborach nie poleciała mi nawet jedna łezka. Byłam posłem tak krótko, że jakoś to przeboleję - przekonuje. - Taki był wybór ludzi i trzeba go uszanować. Tym bardziej że mam co robić - prowadzić dom, przebrać jabłka, coś załatwić, coś kupić. Nigdy się nie nudzę i życzę innym byłym posłom, żeby tak ułożyli swoje życie.

Z polityki nie zrezygnowała. Ciągle jest wiceprezesem Zarządu Powiatowego Polskiego Stronnictwa Ludowego w Grójcu oraz wiceprezesem Zarządu Gminnego w Goszczynie. - Jestem do dyspozycji swojej partii. Jeśli przy okazji następnych wyborów będę przydatna, proszę bardzo. Jeśli nie, to nie ma sprawy - zapewnia Maria Dziuba.

Wykłady u ojca Rydzyka

Jan Łopuszański, niegdyś podpora radomskiej prawicy, niezbyt chętnie chce mówić o tym, co teraz robi. Trzeba z niego wyciągać słowo po słowie, ale i tak napotyka się na opór. - Odmawiam rozmowy na ten temat - mówi stanowczo.

Był chyba największym przegranym wyborów na prawicy. W 2002 roku uzyskał najlepszy wynik spośród wszystkich kandydatów do Sejmu z regionu radomskiego. Tym razem startował w wyborach do Senatu, jako polityczny "outsider". I przegrał z kretesem.

Po wyborach zaczął pracować w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, którą założył ojciec Tadeusz Rydzyk. Wykłada tam międzynarodowe stosunki polityczne. To zawsze był jeden z jego "koników". W bieżącej polityce jest natomiast praktycznie nieobecny. - Cisza absolutna - mówi jeden z jego współpracowników. - Nikt nie wie, gdzie jest i co robi. Tak samo było, kiedy w 2000 roku startował w wyborach prezydenckich i również poniósł dotkliwą porażkę. Wtedy przez rok nie było z nim kontaktu. Coś mi się wydaje, że teraz może być tak samo.

Tadeusz Balcerowski chce być tylko prezesem

Jest nadal prezesem Rolniczej Spółdzielni Mleczarskiej Rolmlecz w Radomiu. Twierdzi, że bieżąca polityka już go nie interesuje. Chce się poświęcić działalności gospodarczej.

Jan Łopuszański wykłada u ojca Rydzyka

Jan Łopuszański, niegdyś podpora radomskiej prawicy, niechętnie mówi o tym, co teraz robi. Wiadomo tylko, że jest wykładowcą w szkole ojca Rydzyka. Poza tym skrywa go cisza.

Danuta Grabowska na emeryturze

Danuta Grabowska przeszła na emeryturę, ale jest nadal aktywnym członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W partii ciągle liczą się z jej zdaniem.

Zbigniew Gołąbek zarejestrował się, jako bezrobotny

Zbigniew Gołąbek ma kłopoty ze znalezieniem pracy. Prowadzi za to nadal działalność społeczną, często spotyka się z radomskimi strażakami.

Wiesława Sadowska jest rzecznikiem prasowym

Po kilku latach wróciła do pracy, jako rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Radomiu. Ma teraz więcej czasu dla starszej wnuczki Kasi.

Maria Dziuba w domu i sadzie

Zajęła się domem i sadem. Na zdjęciu: w otoczeniu wnuczków. Pierwsza z prawej to 8-letnia Marysia. - Za kilkanaście lat będzie o niej głośno, bo głowę ma nie od parady - mówi z dumą była poseł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie