Od redaktora "Echa Dnia". Niby płace rosną, ale nie każdemu

W minionym tygodniu pisaliśmy między innymi o wynagrodzeniach. Niby Główny Urząd Statystyczny podaje optymistyczną wiadomość, że w październiku pensje w sektorze przedsiębiorstw wzrosły o 7,6 procent w porównaniu z październikiem 2017 roku, ale nie wszyscy mają powody do radości. W tym gronie są między innymi włodarze miast i gmin, którzy będą zarabiali teraz o około 20 procent mniej niż w poprzedniej kadencji. Cięcie płac i wszystkich składników zarobków to efekt rozporządzenia Rady Ministrów z 15 maja tego roku. Na przykład pensję Radosława Witkowskiego, prezydenta Radomia, który w ubiegłej kadencji zarabiał miesięcznie 12 240 złotych brutto, zmniejszono do 10 440 złotych brutto, czyli na rękę dostanie „tylko” około 7,4 tysiąca złotych.

Obniżka płac na pewno nie jest dla samorządowców powodem do radości, ale jednak gorąca rywalizacja wyborcza wskazuje, że są rzeczy ważniejsze od pasków płac. Ale czy jest to społecznikowska służba dla obywateli, czy napuszone umiłowanie władzy, to wyborcy ocenią wkrótce po działaniach wybranych przez siebie przedstawicieli.

Pisaliśmy także o pensjach nauczycieli, ich porównaniu ze stosunkowo wysokimi zarobkami na przykład w handlu, niezadowoleniu pedagogów i ich przymiarkach do ogólnopolskiej akcji protestacyjnej. Do grona niezadowolonych z pensji i warunków pracy dołączyli ostatnio pracownicy pomocy społecznej, którzy zorganizowali Czarny Tydzień - w geście protestu przyszli do pracy ubrani na czarno. - Nie może być tak, że osoba, która świadczy pracę, zarabia mniej niż osoba korzystająca ze świadczeń pomocy społecznej i nie przepracowała ani jednego dnia - argumentują protestujący. I trudno się z nimi nie zgodzić!