Od redaktora Echa Dnia. Pamiętajcie o mnie także po wyborach

Dziś ostatni dzień kampanii, o północy z piątku na sobotę zacznie się cisza wyborcza i to będzie czas na to, aby ostudzić pewne emocje, głowy i spokojnie zastanowić się nad wyborem, jakiego mamy dokonać w niedzielę przy urnie.

Zewsząd słychać różne głosy, apele, nawoływania do tego, abyśmy do wyborów w ogóle poszli, zagłosowali, gdyż w przeciwnym razie nie będziemy mieli potem prawa do narzekania. Przypominają nam wszyscy, że w ten sposób decydujemy o swoim losie, a nie oddajemy go w inne ręce. Nie brak też połajanek pod adresem tych, którzy na wybory nie chodzą, obywatelskiego obowiązku nie spełniają. Oczywiście pod tymi wszystkimi apelami trzeba się słusznie podpisać, warto, abyśmy zdali sobie sprawę z tego, że głosując decydujemy o naszej przyszłości. Będę w tym miejscu jednak nieco przekorny i złośliwy. Jako przeciętny wyborca nie chciałbym też być traktowany w całej tej machinie jako „mięso armatnie”. Idąc do tej urny mam tymczasem problem z taką czy inną decyzją, gdyż wiem, że w ostatnich tygodniach byłem mamiony szeregiem obietnic, rozwojem wszystkiego dookoła. Taki to czas - licytacji na obietnice, szukania słabych punktów u przeciwnika. Niczym na ringu bokserskim. Tyle, że ja w niedzielę nie wybieram się na galę boksu, ale decydować podobno o swoje przyszłości. Nie chcę podejmować decyzji pod wpływem emocji, a tymczasem kandydaci zewsząd starają się grać nimi na różne strony. Są memy, utarczki, ale merytorycznej dyskusji o problemach regionu i kraju jak na lekarstwo. Tak więc drodzy politycy, kandydaci i wspierający ich - dziękuję, że przypominacie mi o moim obywatelskim obowiązku. Ja też wam przypominam, że wybory to nie teatr i ring rozkładany na kilka tygodni. Pamiętajcie o mnie także wtedy, gdy już odejdę od urny.