Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pełna emocji, multimedialna relacja z Warszawy. Tego nie było w telewizji (video, zdjęcia)

Agnieszka WITCZAK Janusz PETZ
Szymon Wykrota
- Warto było uczestniczyć w tych historycznych chwilach - mówią radomianie, którzy byli na Placu Piłsudskiego i przed Pałacem Prezydenckim.

Widział to cały świat

Uroczystości w Warszawie były relacjonowane przez setki dziennikarzy telewizyjnych, radiowych, prasowych. Przygotowano dla nich obszerny namiot z pełnym zapleczem elektronicznym. Uwagę zwracały dość liczne grupy skośnookich żurnalistów z Azji. Do dyspozycji świata mediów oddano kilkadziesiąt laptopów podłączonych do Internetu, osiem wielkich ekranów telewizyjnych, na których można było zobaczyć, co się dzieje w niedalekiej odległości. Wiele osób rzadko wychodziło z namiotu, aby zrobić krótkie przebitki rozmów z uczestnikami uroczystości. Nawet przedstawiciele mediów z egzotycznych krajów, co pewien czas prężyli się do kamer, aby przekazać co się dzieje w Warszawie. Niektórzy z żurnalistów narzekali na zbyt małą szybkość internetu, albo brak polskich znaków w programach edytorskich komputerów. W najlepszej sytuacji było kilka stacji telewizyjnych, które miały do dyspozycji wielkie wozy transmisyjne, wysięgniki, a także stanowiska operatorskie na dachach pobliskich budynków. Plotka głosiła, że dobre miejsce fotoreporterskie na jednym z dachów kosztowało 10 tysięcy złotych.

Wśród 100 tysięcy osób uczestniczących w uroczystościach żałobnych na Placu Piłsudskiego w Warszawie były liczne delegacje oraz zwykli mieszkańcy naszego regionu. Wiele osób zapowiadało, że wybiera się też do Krakowa, aby towarzyszyć do końca prezydenckiej parze.

Przed godziną piątą na Dworcu Centralnym w Warszawie można było spotkać jeszcze nieliczne grupki osób. Pełno było za to wszędzie funkcjonariuszy policji, straży kolejowej, żandarmerii wojskowej, ochroniarzy.

Niektórzy z ludzi przyjeżdżających pociągami od razu na peronie wyciągali z plecaków flagi narodowe z zawieszonym kirem, wiele osób wyposażonych było w mapy z zaznaczonymi trasami przejścia pod Pałac Prezydencki i plac Piłsudskiego.

Po godzinie 5 na drugi peron wjechał pociąg z Zakopanego, jadący przez Kielce i Radom. W wagonach było jeszcze dużo wolnych miejsc.

- Jestem sercem z całym narodem, pogrążonym w żalu. Sam jadę dziś do córki do Poznania, ale chciałbym choć na chwilę być na Placu Piłsudskiego, gdzie żegnane będą ofiary tej wielkiej katastrofy - mówił Tadeusz Adamczyk z Radomia.

PIERWSI ŻAŁOBNICY

Wczesnym ranem ulice Warszawy były jeszcze wyludnione, ale wszędzie dało się zauważyć gorączkową krzątaninę służb zajmujących się sprzątaniem i poprawianiem ustawionych już barierek, które miały ograniczać ruch potoku pieszych.

Na Nowym Świecie i na Krakowskim Przedmieściu przed godziną 6 kręciło się już sporo osób. - Niech państwo szybko idą do pałacu, można wejść bez kolejki - informuje wszystkich starszy mężczyzna.

Rzeczywiście, przed Pałacem Prezydenckim jest tylko garstka ludzi, harcerze krzątają się przy zniczach. Pomimo małej liczby ludzi policjanci, strażacy i funkcjonariusze żandarmerii energicznie zakazują przechodzenia przez przejścia zamknięte dla zwykłych śmiertelników.

BEZ KOLEJKI DO PAŁACU

Do Pałacu Prezydenckiego można wejść z marszu, faktycznie nie ma kolejki. Ogromne wrażenie robi niemal wyludniony o tej porze budynek z trumnami współpracowników prezydenta, ustawionych na parterze oraz trumnami Marii i Lecha Kaczyńskich w niewielkiej sali na piętrze pałacu.

Dyżurujący pracownik dość zdecydowanie informuje wszystkich o zakazie robienia zdjęć. W kolejnych godzinach kolejka do pałacu w błyskawicznym tempie zaczyna się zwiększać, aż osiągnie długość kilkuset metrów. Po godzinie 15 sporo osób, które już wystały się w kolejce przez niemal cały dzień, musiało odejść z kwitkiem.

ŚCIĄGNĘLI KARETKI Z RADOMIA

Przed godziną 8 na Placu Teatralnym i na Krakowskim Przedmieściu jest coraz więcej ludzi. Pojawiają się oddziały wojska, Żandarmerii Wojskowej, strażaków, harcerze, ochotnicy z kościelnych służb porządkowych. Jest też nasz lokalny wątek. Na Krakowskim Przedmieściu po stronie Uniwersytetu Warszawskiego spotykamy radomską karetkę.

- Jesteśmy tu w trzy osoby. Będziemy udzielać pomocy. Pierwsza interwencja miała miejsce o godzinie 7. 36. Kobieta stojąca w kolejce pod Pałacem Prezydenckim by oddać hołd prezydenckiej parze zasłabła - mówi Andrzej Sapiński, ratownik medyczny.

DELEGACJA Z FABRYKI BRONI

Wśród ludzi, którzy zadali sobie trud wyjazdu na Plac Piłsudskiego nie zabrakło 25-osobowej delegacji z radomskiej Fabryki Broni "Łucznik" na czele ze Zbigniewem Cebulą, szefem zakładowej Solidarności w radomskiej Fabryce Łucznik i Jerzym Krzysztofem Kaczkowskim, członkiem prezydium władz radomskiej "Solidarności".

Szef zakładowej Solidarności w radomskiej Fabryce Łucznik pokusił się o wspomnienia. - Mieliśmy, jako zakładowa Solidarność w Fabryce Broni "Łucznik", dwukrotnie szczęście spotkać się z panem prezydentem. Rok temu w marcu w Urzędzie Miejskim w Radomiu mówiliśmy o trudnej sytuacji fabryki, a potem w kwietniu miałem okazję zjeść obiad z prezydentem. Wówczas już w trochę innym tonie mogliśmy rozmawiać z Lechem Kaczyńskim o perspektywach fabryki i całej zbrojeniówki - opowiada Zbigniew Cebula.

POGRĄŻENI W ŻAŁOBIE

Uroczystości żałobne rozpoczęły się o godzinie 13. Wybudowany w błyskawicznym tempie ołtarz robił głębokie wrażenie. Tworzył go krzyż, a w tle zdjęcia 96 ofiar smoleńskiej katastrofy w tym objęte czerwoną ramką fotografie prezydenckiej pary.

Wśród żałobników pierwsze miejsca zajmowały rodziny ofiar w tym jedyna córka prezydenckiej pary Marta i brat bliźniak prezydenta Jarosław Kaczyński. Pogrążona w żalu była również Joanna Racewicz, znana dziennikarka prywatnie żona Pawła Janeczka, oficera Biura Ochrony Rządu, jednej z nieodżałowanych ofiar smoleńskiej katastrofy.

Wielu radomian na uroczystości żałobne do stolicy przyjechało na własną rękę samochodami, albo pociągami. Wśród nich była Joanna Jakubowska-Wójcik.

- To, co się stało, bardzo mną wstrząsnęło, dlatego nie wyobrażam sobie jak mogłoby mnie zabraknąć w Warszawie, gdy żegnana jest prezydencka para. W takiej chwili ludzie muszą być razem - mówiła.

Byli też przedstawiciele innych powiatów, w tym zwoleńscy strażacy.

- Przyjechaliśmy tu z potrzeby serca. Reprezentujemy Ziemię Radomską. Mamy ze sobą sztandar, chcemy oddać hołd 96 ofiarom katyńskiej katastrofy w tym prezydentowi i jego żonie - podkreślał Wojciech Chałupka.

HARCERZE POMAGALI WSZYSTKIM

Kilkugodzinna uroczystość mogła być wyczerpująca dla setek harcerzy, którzy wspierali organizatorów roznosząc wodę, pomagając policjantom w kierowaniu ruchem, sprzątających wypalone znicze. Harcerzy było pełno w promieniu setek metrów od Pałacu Prezydenckiego i Placu Piłsudskiego.

- Sporo dyżurowaliśmy przed Pałacem Prezydenckim. Ludzie różnie reagowali na konieczność wielogodzinnego stania, niektórzy stali nawet 18 godzin. Raczej wszyscy byli cierpliwi, ale czasami było dosyć nerwowo - mówi Piotr Chętkiewicz, radomski harcerz "Zawiszak".

- Dzisiaj tylko roznosimy wodę, wcześniej zajmowaliśmy się też sprzątaniem starych zniczy i ustawianiem nowych, podawanych nam przez ludzi, którzy nie mieli możliwości zbliżyć się do wyznaczonych miejsc na Krakowskim Przedmieściu -dodają Milena Peć, Natalia Dziocha i Asia Wieczorek.

Dość wyczerpująca dla wielu osób i długa uroczystość na Placu Piłsudskiego nie zniechęciła wielu jej uczestników do wzięcia udziału w ostatniej drodze pary prezydenckiej z Pałacu Prezydenckiego do archikatedry świętego Jana.

PRZESZLI W CISZY, LUDZIE ŁKALI

Tłumy ludzi już po 15 gromadziły się na trasie przejazdu, aby pożegnać Marię i Lecha Kaczyńskich wiedząc, że kondukt żałobny pojawi się w tym miejscu za ponad dwie godziny. Pomimo przejmującego chłodu nikt nie chciał opuścić dobrego miejsca obserwacyjnego.

Dodatkowym zajęciem dla oczekujących było gapienie się na telebim, na którym transmitowano program telewizji publicznej, albo na balkonik pod wieżą zegarową Zamku Królewskiego, gdzie rozmieścili swoje stanowiska snajperzy. Żołnierze bez przerwy obserwowali tłum, najpierw lornetkami, a potem, w trakcie przejazdu konduktu żałobnego, poprzez lunety broni snajperskiej.

JEJ ULUBIONE TULIPANY...

Przejście konduktu żałobnego zrobiło na ludziach wyjątkowe wrażenie. Osoby stojące blisko barierek miały kilka metrów do przejeżdżających trumien Lecha i Marii Kaczyńskich. Rzucali kwiaty na trumny zwłaszcza tulipany, które tak uwielbiała Pierwsza Dama.

Za trumnami prezydenckiej pary podążała bliska rodzina, a także niewielka ilość polityków ze świecznika. Kilkanaście godzin później Warszawa na zawsze pożegnała Marię i Lecha Kaczyńskich.

W poniedziałek wydanie specjalne "Echa Dnia", a w nim regionalne wątki ogólnonarodowych uroczystości w Warszawie i Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie