MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pobłogosławieni na całe życie

Anna DRELA

Mieli po kilka lub kilkanaście lat, kiedy Papież Jan Paweł II położył dłoń na ich głowach w geście błogosławieństwa. To najmilsze wspomnienie z dzieciństwa. Dziś są dorosłymi ludźmi. Kończą studia, pracują, niektórzy założyli rodziny. Czy spotkanie sprzed lat miało wpływ na ich życie? Jak potoczyły się losy dzieci, które Papież Polak błogosławił w radomskiej katedrze?

4 czerwca 1991 - ta data zapadła w pamięć tysiącom radomian. Szczególnie bliska jest kilkunastu młodym ludziom, którzy jako dzieci witali Ojca Świętego w kościele Opieki Najświętszej Marii Panny. Wtedy należeli do grupy "Biel", działającej przy parafii. W strojach regionalnych paradowali podczas wszystkich uroczystości kościelnych. Byli ich ozdobą. 4 czerwca 1991 roku, kiedy Jan Paweł II, wracając na lotnisko, zatrzymał się na krótką modlitwę w świątyni, stali w szpalerze przy wyjściu z kościoła.

Ten dzień był wielkim świętem

Maria Opałka z namaszczeniem przechowuje maleńką fotografię z 4 czerwca 1991 roku. Na niej mała dziewczynka w białej sukience i wianku na rozpuszczonych włosach rezolutnie nadstawia czoło do błogosławieństwa. Jej głowy dotyka Papież Jan Paweł II. Maria miała wtedy dziewięć lat. 4 czerwca 1991 roku zapamiętałam jako wielkie święto. - Mama przyrządziła dobry obiad - wspomina. - Rano tata ze starszym bratem poszli na mszę na lotnisko. Ja i dwóch młodszych braci też chcieliśmy iść, ale rodzice zdecydowali, że jesteśmy za mali i mama została z nami w domu. Szykowaliśmy się na popołudnie, już kilka dni wcześniej mówiło się, że Papież może zatrzymać się w naszym kościele parafialnym, czyli w obecnej katedrze. Jednak nie wiadomo było, czy dane nam będzie do niego podejść. Ochroniarze nie chcieli nas wpuścić do kościoła, ale mamy wyprosiły, abyśmy mogli wejść. Stałam, jak inne dzieci, w szpalerze przy wejściu. Ojciec Święty podchodził do każdego z nas i błogosławił. Byłam za mała, aby do końca zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Błogosławieństwo przyjęłam spokojnie. Dziwiłam się, dlaczego starsze koleżanki płaczą.

Maria Opałka jest dziś bardzo zabieganą osobą. Kończy pisać pracę magisterską na Wydziale Ekonomii Politechniki Radomskiej. Za miesiąc obrona. Pisze o systemach zarządzania jakością w administracji publicznej, na przykładzie Urzędu Miejskiego w Radomiu. - Moja praca magisterska, wbrew pozorom, ma wiele wspólnego z wartościami chrześcijańskimi - przyznaje. - Teraz coraz więcej mówi się o etyce w biznesie. Także w urzędach należy szanować klienta, jak każdego człowieka. Do tego prowadzą systemy zarządzania jakością.

Najpierw zauważył snajpera

Dominik Opałka 4 czerwca w kościele nie stał przy siostrze. Wystrojony w ludowy strój opoczyński, oczekiwał na dostojnego gościa w gronie innych dzieci. Miał zaledwie sześć lat. Podobnie jak inni chłopcy w tym wieku, wpatrywał się w czarne sylwetki snajperów na dachach. Bardzo go fascynowały. - Pamiętam, że najpierw weszliśmy z mamą i bratem do bocznej salki przy kościele, tam mama przebrała nas w stroje opoczyńskie - wspomina Dominik Opałka. - Jak zapamiętałem samo błogosławieństwo? Ojciec Święty podszedł do każdego z nas i nakreślił krzyżyk na czole. Bardzo mądrze się uśmiechnął.

Dominik przez dziesięć lat był ministrantem. Na podwórku miał opinię bardzo spokojnego chłopaka. Nie pije, nie pali. Stara się żyć tak, jak wychowali go rodzice i zgodnie z nauką Papieża Polaka.

Zamknęła oczy z wrażenia

Karolina Opiłowska z czystym sumieniem może nazywać się przedstawicielką pokolenia Jana Pawła II. Papież od chwili jej narodzin w pewien sposób był obecny w jej życiu. Przyszła na świat w październiku 1978 roku, kiedy kardynał Karol Wojtyła został wybrany na następcę świętego Piotra. Jej chrzciny odbyły się tego samego dnia, kiedy oficjalnie przejmował zwierzchnictwo nad Kościołem katolickim. Najmłodsza latorośl rodziny Opiłowskich z dumą nosi imię Karolina. Wierzy, że otrzymała je na cześć Papieża Polaka. Miała niespełna trzynaście lat, kiedy wraz z grupą innych dzieci stała u wyjścia z kościoła Opieki Najświętszej Marii Panny. To była jedna z ostatnich uroczystości w parafii, które zdobiła wraz z innymi "bielankami".

- Byłam tak wzruszona, że nie bardzo wiedziałam, co się dzieje dookoła - wspomina po latach. - Kiedy Ojciec Święty zbliżał się do nas, zamknęłam oczy i oczekiwałam na błogosławieństwo. Dziś nie potrafię opisać, jak wyglądał z bliska.

Kurczowo chwycił dłoń Papieża

Zupełnym zaskoczeniem było spotkanie z Papieżem dla starszego brata Karoliny - Pawła. W czerwcu 1991 roku miał siedemnaście lat i należał do służb porządkowych pracujących podczas uroczystości na lotnisku. Wracał stamtąd zniechęcony. Miał nadzieję znaleźć się blisko Papieża, tymczasem dane mu było tylko z daleka obserwować białą sylwetkę. Na zebranie przed katedrą poszedł niechętnie. Był zmęczony. Tymczasem, wychodząc ze świątyni, Jan Paweł II podszedł właśnie do grupy osób, w której znajdował się Paweł.

- To było niesamowite przeżycie - twierdzi po czternastu latach. - Stałem z brzegu i jako pierwszy kurczowo chwyciłem rękę Papieża. Utkwiło mi w pamięci, że miał taką delikatną, aksamitną dłoń. Nie potrafię tego uścisku porównać z żadnym innym. Coś mówił, ale nie pamiętam jego słów. Byłem zbyt oszołomiony, aby je potem odtworzyć.

Chrześcijański obowiązek

Krótkie spotkanie z Janem Pawłem II i wychowanie religijne w rodzinie odcisnęły się mocno na życiu Marii Opałki i jej braci. Gdzieś w podświadomości ma zakodowane, że spoczywa na niej poważny obowiązek. Powinna innym dawać przykład dobrego zachowania. Przez wiele lat należała do oazy w swojej parafii. Była nawet animatorką, czyli pomagała młodszym kolegom i koleżankom poznawać tajniki wiary. Systematycznie chodzi na pielgrzymki na Jasną Górę.

- Kiedy miałam osiemnaście lat i zaczęły się pierwsze prywatki, zdarzało mi się spóźnić do domu albo ulec namowom i wypić trochę alkoholu - wyznaje. - Miałam potem straszne wyrzuty sumienia, wiedziałam, że mnie nie powinny zdarzać się takie zachowania. Myślę, że to dobrze, jeśli człowiek ma twardy kręgosłup moralny. Kiedy założę własną rodzinę, chciałabym tak samo religijnie wychować swoje dzieci, jak moi rodzice mnie wychowali.

Karolina Opiłowska po maturze wyjechała nad Bałtyk. Ukończyła kierunek transport i logistyka na Uniwersytecie Gdańskim. Obecnie pracuje w firmie spedycyjnej w Gdyni. Wiele razy uczestniczyła w papieskich pielgrzymkach do ojczyzny. Interesowała się wszystkim, co dotyczyło Jana Pawła II. Jego śmierć przeżyła bardzo boleśnie.

- Tamto spotkanie na pewno miało wpływ na moje życie, ale nie tylko. Głęboką religijność wyniosłam z domu. Jesteśmy bardzo wierzącą rodziną katolicką - zapewnia.

Paweł Opiłowski jest magistrem ekonomii. Pracuje w Mazowieckim Urzędzie Skarbowym, wiele podróżuje. Nie zdążył jednak ponownie spotkać się z Papieżem.

- Jan Paweł II po prostu był, nie dopuszczałem myśli, że może odejść na zawsze. Chciałem pojechać do Watykanu, ale nie zdążyłem - wzdycha. - Słyszałem wyznania ludzi, którym krótkie spotkanie z Ojcem Świętym odmieniło całe życie. Nie mogę tego powiedzieć o sobie. Najważniejsza jest dla mnie moja rodzina, najcenniejszym skarbem - synek Kuba. Będę miał wiele satysfakcji, jeśli uda mi się go wychować na dobrego chrześcijanina.

Błogosławieństwo papieskie i głęboka religijność mogą być oparciem w najtrudniejszych chwilach w życiu. Dominik Opałka po skończeniu liceum zawodowego krótko był zatrudniony w jednym z marketów. Od ponad roku bezskutecznie szuka pracy. Nie lubi o tym mówić. - Pomaga mi to, że wierzę w Boga - mówi cicho. - Wiem, że uda mi się znaleźć pracę. Być może nie nastąpi to teraz, ale kiedyś nadejdzie ten dzień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie