Pokazy Air Show nie były takie złe. Czego zabrakło?

Bardzo chwalonym przez widzów pomysłem w tej edycji imprezy było pokazanie sprzętu wojskowego oraz masa stoisk i stref tematycznych nie tylko dla fanów lotnictwa. Na ziemi można było zobaczyć wiele maszyn, ale według znawców, rewelacji nie było. W powietrzu zaprezentowali się jak zawsze z najlepszej strony polscy lotnicy. Oni nie muszą nawet aspirować do światowej elity, oni ją tworzą.

Największa porażka to oczywiście darmowe bilety. Rozumiem racje wojska, które wyłożył skądinąd przemiły generał Żabicki: że trudno było otworzyć bramy na żywioł, że musiał być porządek, że bezpieczeństwo. Niestety, w sobotę widzowie z całej Polski wręcz dokonywali cudów, aby je dostać, a w niedzielę bilety okazały się... niepotrzebne. To duży minus dla organizatorów, o którym mówiło wielu widzów pokazów.

Trudno winić wojsko, że ludzie nie czytają komunikatów organizatorów, wybierając się na imprezę, o której niewiele wiedzą. Z drugiej strony jeśli przez ileśtam edycji były kasy z biletami przed wejściem, a nagle nie ma kas, tylko masz mieć darmową wejściówkę, o której wcześniej nie wiedziałeś, to można się nieźle zdenerwować.

Dla mnie osobiście plusem był zakaz sprzedaży alkoholu na lotnisku. Rozumiem, że dla wielu osób Air Show to taki fajny piknik na trawie przy piwerku i wódeczce, gdzie przy okazji latają samoloty. Mogę pojąć, że ogniście gorącą kiełbasę i kaszankę z grilla trzeba czymś ugasić, ale czy aby koniecznie procentami? Prawdziwi fani lotnictwa nie muszą być chyba zatankowani jak bombowiec przed lotem.

Mam nadzieję, że w 2018 roku będzie jeszcze lepiej i do zobaczenia - jak sądzę - w Radomiu.