Pornografia z komputera

Zatrudniony w Urzędzie Miasta w Szydłowcu informatyk stanie przed sądem pod zarzutem posiadania dziecięcej pornografii na twardym dysku komputera. Na ławie oskarżonych zasiądzie też były naczelnik wydziału edukacji w Urzędzie Miasta.

Afera wyszła na jaw na przełomie stycznia i lutego 2005 roku, gdy pracownik remontujący ze stażystami pomieszczenia Gminnego Centrum Informacji w Szydłowcu odkrył w znajdującym się tam komputerze pornograficzne treści. Mężczyźni o swoim odkryciu zameldowali zwierzchnikom, ci zadecydowali o zabezpieczeniu komputera. Burmistrz Szydłowca przekazał go Henrykowi B., byłemu naczelnikowi wydziału edukacji w Urzędzie Miasta, by ten ocenił treści znajdujące się na twardym dysku. Henryk B. wykasował pliki, co utrudniło śledztwo. Jak twierdził zrobił tak, bo nie było w nich pedofilskich treści.

Specjaliści dwukrotnie próbowali odtworzyć pliki. Pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem. Drugi raz odczytano nazwy plików. Zdaniem prokuratury sugerowały one to, że dotyczyły one filmów i zdjęć osób poniżej 15 roku życia. Zabezpieczony komputer znajdował się pod opieką zatrudnionego w urzędzie informatyka Maritna S. W jego mieszkaniu natrafiano także na filmy pornograficzne i zoofilskie, jak również na 286 nielegalnych oprogramowań i kopii programów. Martin S. nielegalnie miał też rozpowszechniać filmy, czym naruszał prawo autorskie. Prokuratura zarzuciła mu nie tylko komputerowe "piractwo" i posiadanie dziecięcej pornografii, ale także grożenie jednemu ze stażystów, którzy wykryli aferę. Martin S., podobnie jak Henryk B. nie przyznał się do winy. Prowadzący śledztwo rozważali także możliwość oskarżenia burmistrza Szydłowca o nie powiadomienie o przestępstwie. Ostatecznie uznali jednak, że przekazując komputer do oceny nie wiedział jeszcze, jakie zapisy się w nim znajdują.

Za czyny zarzucane Martinowi S. grozi kara nawet do 10 lat pozbawienia wolności.