6 września moją rodzinę dotknęła ogromna tragedia. Na zabudowania dziadka leżące w pobliżu torów i mostu na Radomce spadła bomba.
Na miejscu zginęło pięć osób: dziadek Ignacy Boniecki, syna dziadka Stanisław oraz trzech kilkuletnich wnuków. Synowa była ciężko ranna, tak jak też i jej najmłodszy synek, który niestety zmarł w drodze do szpitala. Od sama zmarła kilka dni później. Dotąd nie wiemy, gdzie została pochowana, choć staraliśmy się to ustalić. Ja z mamą i babcią przeżyłyśmy tylko dlatego, że w tym czasie byłyśmy u kuzynki.
BEZ DACHU NAD GŁOWĄ
Nasza rodzina została więc bez dachu nad głową i środków do życia. W domu nie było taty, który wyruszył na wojnę. Zamieszkałyśmy w maleńkim pomieszczeniu u sąsiadów. Po wkroczeniu Niemców mama musiała chodzić do pracy do Bartodziej, gdzie zatrudniono ją w zagarniętym przez Niemców majątku pana Janowskiego. Wykonywała prace związane z rolnictwem oraz pracowała w pralni. Dzięki temu udało się jej uniknąć wywózki do Niemiec.
Najbardziej moją mamę i babcię niepokoił brak wiadomości od ojca, Antoniego Siczka. Początkowo nie miały w ogóle o nim wieści, potem okazało się, że 17 września w okolicach Lwowa jego oddział został rozbity i rozbrojony przez Rosjan.
W ARMII ANDERSA
Tato przebywał kolejno w obozach lub więzieniach w Szepietówce, Kosowie i Równe-Lwów. Następnie wywieziono go na wschód w okolice Murmańska. Było to za kołem podbiegunowym. Jakoś przeżył katorżniczą pracę w łagrach. Gdy zaczęła się tworzyć armia generała Andersa i Rosjanie zwalniali z łagrów, skorzystał z tego również mój tata. Po wielu trudach dotarł do Trockoje, gdzie arami się organizowała.
Był skrajnie wyczerpany i wychudzony - ważył tylko 43 kilogramy. Do armii został wcielony 7 września 1941 roku, przebył z nią później cały szlak bojowy. Uhonorowano go za walkę i służbę medalami polskimi i brytyjskimi. Do Polski wrócił w 1947 roku. Wielokrotnie wzywano go na przesłuchania, a nawet zatrzymywano na 24 lub 48 godzin tylko za to, że był żołnierzem Andersa. O swoim pobycie w łagrze niechętnie mówił. Tylko czasami przekazywał nam o tym wspomnienia. Widać był, że jest to dla niego zbyt bolesne. Tata zmarł w 1982 roku.
CZERWONOARMISTA
Moje osobiste wspomnienie wiąże się z wkroczeniem Armii Czerwonej. Miałam wtedy już sześć lat. Pamiętam, jak żołnierz Armii Czerwonej podjechał końmi do obórki, gdzie byłam razem z mamą. Mama akurat doiła krowę. Żołnierz żądał, by dać mu kury. Gdy dowiedział się od mamy, że kur nie ma rozwścieczony złapał za broń i wycelował ją w mamę. Uczepiłam się kurczowo mamy, zaczęłam płakać i strasznie krzyczeć. Chyba w tym żołnierzu odezwało się jakieś ludzkie uczucie, bo wsiadł na konia i odjechał. Byłyśmy uratowane.
Po czasach wojny zachowały się w naszym domu pamiątki - fotografie, dokumenty świadczące o służbie taty w armii Andersa, jego karta demobilizacyjna. Pielęgnowaliśmy te historie i wspomnienia, przekazując je również naszym dzieciom. Razem z mężem wychowaliśmy je w duchu patriotyzmu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?