Radom przegrał. Nasi eurodeputowani mieszkają w Warszawie i pod Wyszkowem

W wyborach do Parlamentu Europejskiego w regionie radomskim znaczna część wyborców głosowała na lokalnych kandydatów, jednak było to zbyt słabe poparcie, aby mogli oni uzyskać mandat w okręgu wyborczym obejmującym Mazowsze, bez Warszawy i kilku powiatów przyległych do stolicy.

NASI PRZEGRALI

Wśród przegranych jest między innymi obecny jeszcze europoseł Zbigniew Kuźmiuk z Prawa i Sprawiedliwości, który na terenie regionu radomskiego zdobył 13 600 głosów. Dało mu to drugie miejsce na liście kandydatów, którzy zdobyli największą ilość głosów w regonie radomskim. Ten wynik był jednak daleko niewystarczający do sukcesu wyborczego, ponieważ "przywieziony w teczce" do naszego okręgu wyborczego Adam Bielan dostał poparcie od 18 027 wyborców.

Mało tego. W naszym regionie znaczną ilość głosów "zabrał" Kuźmiukowi ostatni na liście Prawa i Sprawiedliwości zupełnie nie związany z Radomiem Gabriel Janowski, słynny ze swoich dziwnych podskoków w Sejmie kilka lat temu.

W przypadku innych partii kandydaci z Radomia zdobywali spore poparcie jednak nie mieli oni żadnych szans z kandydatami dostarczonymi nam "z zewnątrz". Jerzy Zawodnik z Platformy Obywatelskiej zdobył tylko trochę ponad 5 tysięcy głosów, podczas gdy jego rywale na liście tej partii - mieszkający w Warszawie - Jolanta Hibner oraz Jacek Kozłowski zebrali dużo więcej głosów.

Na liście Polskiego Stronnictwa Ludowego mieliśmy dwóch naszych lokalnych kandydatów Bożennę Pacholczak oraz Leszka Przybytniaka. Oboje zdobyli jednak bardzo niewielkie poparcie w stosunku to lidera listy Jarosława Kalinowskiego, który z Radomiem, ani regionem nie ma nic wspólnego.

MOŻE TO WINA ELIT ?

Wynik wyborów jest wciąż komentowany przez polityków i ludzi z ulicy.

- Może to jest wina radomskich elit, że nie potrafiły wykreować ludzi kompetentnych, doświadczonych i takich, którzy potrafiliby zebrać głosy na całym Mazowszu. Poza tym Parlament Europejski nie jest od tego, aby załatwiać tam sprawy lokalne. Ci ludzie mają stanowić prawo, które będzie dobre dla Radomian, ale też mieszkańców - Szczecina - mówi Adam Jabłoński, mieszkaniec Radomia.

- Mała aktywność radomskich elit i nieumiejętność w kreowaniu wyraźnych liderów to jedno. Ale trzeba też zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. To jest paradoks naszej demokracji. Ludzie często deklarują poparcie dla "swoich", ale idą do urn i głosują zupełnie inaczej - "na obcych". Jednak w tych wyborach nie liczy się przecież miejsce zamieszkania. Chodzi przecież o wyłonienie ogólnonarodowej reprezentacji do Parlamentu Europejskiego, a interesów naszych rolników, czy sadowników mogą przecież w Brukseli bronić również mieszkańcy Warszawy - mówi Maria Gagacka, socjolog z Politechniki Radomskiej.

SPRAWY LOKALNE I UNIJNE

Takie głosy w Radomiu są jednak odosobnione. - To czy ktoś reprezentuje nas we władzach unijnych jest bardzo ważne. Przecież są specyficzne problemy w Radomiu, które niekoniecznie mogą być rozumiane przez polityków z Gdańska - mówi Maciej Dąbrowski z Radomia.
- To jest bardzo ważna rzecz dla społeczności lokalnej, aby mieć swojego przedstawiciela w europarlamencie. Takich obszarów gdzie to ma znaczenie jest bardzo wiele. Każdy poseł może zaprosić w ciągu roku do Brukseli, albo Strasburga 100 osób. Mogą to być na przykład uczniowie ze szkół z okręgu posła. Europoseł może nie tylko lobbowac w Unii na rzecz rozwiązywania problemów specyficznych dla jego okręgu wyborczego, ale pełnić też rolę "pasa transmisyjnego" w tłumaczeniu wyborcom decyzji podejmowanych na szczeblu władz unijnych - mówi Marek Wikiński, poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej.