Radomianie przemycali narkotyki ukryte w brzuchu

Założycielami grupy było kilku obcokrajowców. W jej skład wchodzili także Polacy, którzy zwykle pełnili rolę werbowników kurierów oraz samych kurierów. W tym gronie znalazło się trzech mieszkańców Radomia - Paweł G., Łukasz W. i Artur R.

Kurierzy zanim dostali zadanie przemycenia narkotyków byli poddawani testowi na tolerowanie przez organizm połkniętych kapsułek z obojętną substancją. Dopiero potem w określonym miejscu dostawali odporne na strawienie kapsułki z prawdziwymi narkotykami. Była to kokaina, albo heroina z dodatkiem substancji psychotropowych.

Trasy przerzutów prowadziły z Holandii do Wiednia, przez Polskę, z Turcji do Włoch, sięgały również krajów skandynawskich. Z reguły kurierzy przemycali narkotyki w swoich ciałach, korzystając z takich środków transportu jak autobus, kolej czy samolot. Przesiadki następowały w krajach tranzytowych.

Jednorazowo kurier przemycał nawet do 180 kapsułek zawierających łącznie 900 gramów narkotyku o czarnorynkowej wartości 180 tysięcy złotych. Za swoją "usługę" dostawał maksimum 2,5 tysiąca euro. Zaraz po wydaleniu z organizmu towar był wypakowywany z kapsułek i wprowadzany na rynek.

Prowadząca w tej sprawie śledztwo radomska prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego oceniają, że tylko Paweł G. odbył co najmniej pięć takich kursów.

Pomimo zachowywania środków ostrożności wszyscy kurierzy zaliczyli jednak "wpadki" i zatrzymania przez policję - Paweł G. w Norwegii, Łukasz W. w Szwecji a Artur R. we Włoszech i w tych krajach odbywali kary pozbawienia wolności.

Teraz czeka ich proces przed radomskim Sądem Okręgowym. Razem z nimi zasiądzie na ławie oskarżonych Nigeryjczyk Nicolas Ch., który miał pseudonim "Forest". W czasie śledztwa tylko Artur R. przyznał się do winy.