Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radomski Czerwiec'76. Zofia Romaszewska z Komitetu Obrony Robotników: pamiętam Radom, bitych mieszkańców

Antoni Sokołowski
Antoni Sokołowski
Zofia Romaszewska opowiadała jak wyglądało niesienie pomocy bitym i skazywanym robotnikom radomskim w 1976 roku.
Zofia Romaszewska opowiadała jak wyglądało niesienie pomocy bitym i skazywanym robotnikom radomskim w 1976 roku. Tadeusz Klocek
W gronie tych osób, którzy wyciągnęli rękę z pomocą do robotników w Radomiu po 25 czerwca 1976 roku była Zofia Romaszewska. To legendarna działaczka Komitetu Obrony Robotników, obecnie doradca Prezydenta RP. Zofia Romaszewska organizowała zbiórki pieniędzy dla represjonowanych robotników Radomia i Ursusa, zaś od 1977 roku, wraz z mężem Zbigniewem Romaszewskim, kierowała Biurem Interwencyjnym KOR, następnie Komitetem Samoobrony Społecznej KOR, dokumentującym przypadki łamania praw człowieka.

Zofia Romaszewska uczestniczyła w debacie historycznej: „Czerwiec 1976 z perspektywy 45 lat” , która odbyła się w piątek 25 czerwca 2021 roku w siedzibie Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Radomiu.

Podczas panelu opowiadała, jak zapamiętała Radom i wydarzenia sprzed 45 lat.

- Poznałam dobrze miasto, mieszkańców. Do dziś wiem na przykład gdzie jest jakaś ulica. Z wydarzeń zapamiętałam, z jaką skalą represji spotkali się uczestnicy protestu. Część skazanych na bardzo wysokie wyroki, a na pewno dotyczy to ostatniej trójki sądzonych w procesach, wypuszczona 22 lipca 1977 roku: Zygmunta Zaborowskiego, Czesława Chomickiego i Wacława Skrzypka i oni mieli po 7-10 lat więzienia. Całe to towarzystwo i nie tylko oni, bo także ci wcześniej skazani, zostali niesprawiedliwie skazani. Zaborowski sam mi o tym opowiadał, pamiętam, że mieszkał na ulicy Szewskiej w Radomiu. Tenże Zygmunt Zaborowski, będąc w swoim domu, usłyszał 25 czerwca, że na mieście jest wielka awantura. A on właśnie niedawno wyszedł z więzienia. Mówił mi: „serce się rwało, żeby tam iść”, ale nie poszedł. Usiadł na schodkach, żeby sąsiedzi go widzieli. Mówił do nich: „idźcie, idźcie, ja niestety nie mogę, bo mnie zaraz złapią. Nie mogę się ruszyć”. Mimo wszystko i tak poszedł do więzienia, dostał najwyższy wyrok, mimo, że nigdzie spod domu się nie ruszył i na ulicach go nie było. Tak represyjnie działały wówczas służby milicyjne. Sporządzili listę osób karanych i sięgnęli po ludzi, którzy niedawno wyszli z więzień. Władze uznawały więc, że można tych ludzi nazywać warchołami, obrzucały ich różnymi epitetami. Pamiętam też pewnego milicjanta, nazywał się Majak, był chyba sierżantem i składał w sądzie zeznania na te osoby, których widział pod komitetem partii. Ten milicjant widział jednocześnie osoby w różnych miejscach: a to pod budynkiem Rady Narodowej, potem na Żeromskiego, czy pod komitetem partii na ulicy 1 maja. I okazywało się na procesie sądowym, że te rozbieżności milicjanta sędziom nie przeszkadzały. A przecież jego zeznania nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.

Jak wyglądało niesienie pomocy?

- Myśmy po prostu razem z mężem Zbigniewem łazili zwyczajnie po Radomiu od domu do domu. Powstał taki zamysł, że tym razem inteligencja nie zostawi robotników samych sobie. Bo tak było w Grudniu 1970 roku. Wiedzieliśmy też, że do tych skrzywdzonych chodzi także bezpieka, dlatego zmieniliśmy nasz sposób docierania do pokrzywdzonych. Bezpieka wchodziła do mieszkań w kilka osób, dlatego my chodziliśmy pojedynczo. Pierwszy raz przyjechałam do Radomia chyba pod koniec sierpnia 1976 roku, a może to był już początek września. Pierwszą osobą do którego dotarłam to robotnik, nazywał się Leopold Gierek. Zaproponowałam, że mogę mu pomóc prawnie, czy też dać jakieś pieniądze. Dodam, że mieliśmy wówczas w Warszawie zebrane pierwsze pieniądze – zbieraliśmy je w instytucjach w Warszawie, a te naprawdę pierwsze pieniądze zebraliśmy w parafii w Podkowie Leśnej. Dałam panu Leopoldowi też nasze pisemko, jeszcze nie KOR-u, bo to było tuż przed oficjalnym powołaniem Komitetu Obrony Robotników. Wtedy ten Leopold Gierek przy mnie rozebrał się z koszuli o pokazał mi swoje plecy. Tego widoku nie zapomnę: plecy były całe sine, miejscami nawet zielone, pełne krwiaków. A przecież to był początek września, a ten mężczyzna był bity 25 czerwca. Jak więc strasznie te skatowane plecy musiały wyglądać w czerwcu! Wszystkich zatrzymanych milicjanci bili wielkimi pałami, zakończonymi ołowiem. Dodam, że Janusz Prokopiak, ówczesny I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, wydał książką i przedstawił w niej swoją wersję o Czerwcu 76 roku. Zapewniał mego męża Zbigniewa i dał nawet swoją książkę, że żadnych „ścieżek zdrowia” nie było, absolutnie!

Jak wtedy wyglądał Radom?

- Nie zdawałem sobie sprawy, co mnie spotka w Radomiu, ale zaskoczyło mnie to, jak było to biedne i – przepraszam – pijane miasto. To rzuciło mi się w oczy na ulicy 1905 roku, widać było skrzeczącą biedę. Sama przecież też żyłam w PRL, ale jednak różnice między Warszawą a Radomiem rzucały się w oczy. Pamiętam innego mieszkańca, mieszkał z rodziną na ulicy Koszarowej na samym strychu. Pamiętam, jak weszłam tam i dzieci akurat zasiadły do kolacji. Wszyscy jedli tylko suchy chleb z cukrem, nawet bez jakiejś margaryny. Bardzo biednie żyli robotnicy w Radomiu. Dlatego należało im pomóc.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie