- To co robię, robię w trosce o bezpieczeństwo syna - mówi Mariusz Więcław
Kuratorzy sądowi w obecności policjantów próbowali zabrać w czwartek 1,5 rocznego chłopca jego ojcu i przekazać go matce. Ostatecznie kierując się dobrem dziecka odstąpiono od siłowych rozważań.
Chłopczyk dalej pozostaje przy ojcu, a sprawa nadal czeka na swoje rozwiązanie.
Czwartek, godzina 12, blok w dzielnicy Zamłynie. Przez budynkiem stoi policyjny samochód, jest też karetka. Policjanci stoją także na klatce schodowej przed jednym z mieszkań. W środku jest kurator sądowy, wcześniej był tam też Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej, który próbował mediować. Bez powodzenia.
- Sprawa dotyczy konfliktu między małżonkami, którzy są w trakcie rozwodu i każde z nich walczy o prawa do 1,5 rocznego syna - mówi Włodzimierz Wolski. - Obecnie chłopczyk jest w mieszkaniu u ojca, który wbrew postanowieniu sądu nie chce wydać dziecka matce. Najważniejsze jest, by nie doszło do rozwiązań siłowych, bo to oznaczałoby traumatyczne przeżycie dla dziecka. Dlatego staram się nakłaniać, by rodzice porozumieli się między sobą i stosowali się do prawa.
Mediacje prowadzone są już od czterech godzin. Matka Bartka, Teresa Więcław siedzi teraz w samochodzie przed blokiem.
O swoim mężu mówi same złe słowa. Zarzuca mu, że 4 lutego 2010 roku porwał syna z domu, w którym mieszkała. Od tej pory dziecka już więcej nie widziała, choć ma sądowe postanowienie o tym, że to u niej chłopczyk ma mieszkać.
- Mąż zarzuca mi, że nadużywam alkoholu, a to nieprawda. Nie wiem, dlaczego zabrał dziecko. Wiem, że zgodnie z prawem powinno być ze mną, dlatego wystąpiłam o wyegzekwowanie sądowej decyzji - podkreśla
Na pytanie, dlaczego jej zdaniem mężowi tak bardzo zależy na sprawowaniu opieki nad synem, że decyduje się konflikt z prawem odpowiada, że nie wie.
Po godzinie 13 nie ma już policjantów, nie ma kuratorów.
- Odstąpiliśmy od wykonywania czynności, bo tak zdecydował sąd - wyjaśnia Katarzyna Kucharska, oficer prasowy radomskiej policji.
Ojciec Bartka, Mariusz Więcław zgadza się na rozmowę z nami. Przyznaje, że 4 lutego 2010 zabrał żonie podstępem syna, ale jak twierdzi, zrobił to w zgodzie z prawem.
- W tym czasie obowiązywało jeszcze postanowienie sądu z czerwca 2009 roku, na mocy którego i ja i żona mieliśmy sprawować opiekę nad synem naprzemiennie - przekonuje. - Żona nadużywa alkoholu, próbowała też w obecności dzieci popełnić samobójstwo. To co robię, robię w trosce o bezpieczeństwo syna.
WZAJEMNE ZARZUTY
Jak twierdzi, o problemie alkoholowym żony wielokrotnie informował warszawski sąd, który jednak ignorował i lekceważył jego sygnały.
- W drugą stronę sąd jednak potrafił działać błyskawicznie - mówi. - 8 lutego, cztery dni po zabraniu przeze mnie syna, sąd na posiedzeniu niejawnym podjął decyzję o tym, że syna ma mieszkać wyłącznie u matki, a potem wydano mi nakaz wydania dziecka. Nie mogę się na to zgodzić.
O żonie mówi, że jest osobą nieodpowiedzialną i że niedawno prosiła policję o sprawdzenie, czy to nie jej syna znaleziono martwego pod Cieszynem.
- A przecież wiedziała, że jest to niemożliwe, bo godzinę wcześniej rozmawiała z Bartkiem przez telefon - dodaje.
Godzi się na kontakty żony z synem, ale u siebie w mieszkaniu, chce też doprowadzić do ponownego rozpatrzenia przez sąd jego wniosków.
Na pytanie, czy następnym razem, gdy przyjdzie kurator w asyście policjantów odda syna odpowiada zdecydowanie - nie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?