Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmietanka: Nie jestem emerytem

Redakcja
W tym roku minęło dziesięć lat od kiedy na fotelu burmistrza Kozienic zasiadł Tomasz Śmietanka.
W tym roku minęło dziesięć lat od kiedy na fotelu burmistrza Kozienic zasiadł Tomasz Śmietanka. P. Wojnowski
Rozmowa z Tomaszem Śmietanką, który od dziesięciu lat sprawuje funkcję burmistrza Kozienic, jednej z najlepiej rozwijającej się gminy Mazowsza.

Echo Dnia: * 28 października minęło dziesięć lat odkąd pełni Pan funkcję burmistrza gminy Kozienice. To już trzecia kadencja Pana pracy. Przypomnijmy w czasie pierwszej kadencji został Pan obdarzony zaufaniem przez radnych miasta i gminy Kozienice i wybrany niemal jednogłośnie na stanowisko Burmistrza. Kolejne dwie kadencje, po zmianie ordynacji wyborczej, to ponad siedemdziesięcioprocentowe poparcie społeczne. Który wybór był dla Pana ważniejszy?

Tomasz Śmietanka, burmistrz Kozienic: - Każdy był bardzo ważny na swój sposób. Przed rokiem 1998 i pierwszym wyborem podjąłem decyzję, że będę kandydował do Rady Powiatu kozienickiego. Był to początek nowych powiatów w Polsce i stanowiło to dla mnie ciekawe wyzwanie. Tym bardziej, że podczas studiów i po studiach angażowałem się w różne społeczne inicjatywy, na przykład budowa dróg lokalnych, czy przewodnictwo w Społecznym Komitecie Gazyfikacji. Nie bez znaczenia był także fakt, że mój, już wówczas nieżyjący ojciec, był społecznikiem od zawsze oraz radnym gminy Sieciechów przez kilka kadencji. W związku z tymi faktami oczywistym wydawało mi się kandydowanie do samorządu powiatowego, który niósł ze sobą nowe wyzwania. Byłem wtedy kierownikiem biura maklerskiego Banku Energetyki w Kozienicach i czułem, że mogę jeszcze coś pożytecznego dodatkowo robić. W związku z tym samodzielnie przygotowałem sobie materiały wyborcze i obmyślałem kampanię. Kilka partii politycznych proponowało mi miejsce na swoich listach, ale najbardziej spodobało mi się obywatelskie stowarzyszenie - Samorządowe Forum Ziemi Kozienickiej, które właśnie wtedy powstawało. Wybory do Rady Powiatu samodzielnie zaplanowałem i wygrałem. Natomiast wybory na stanowisko burmistrza nawet mi się nie śniły. Prawdopodobnie byłem kandydatem najmniej ,,wyekspoloatowanym" publicznie i może najmniej kontrowersyjnym. Może były też najmniejsze obawy w związku z moją ewentualną porażką na tym stanowisku, bo młodej osobie bez dużego doświadczenia można więcej wybaczyć. I stało się. Wybór dla mnie był czymś niezwykłym, ważnym. Był to ogromny kredyt społecznego zaufania udzielony bez żadnych ,,zabezpieczeń".

Drugie wybory w 2002 roku były zupełnie inne. Mieszkańcy naszego kraju po raz pierwszy mogli wybierać wójta, burmistrza i prezydenta w sposób bezpośredni, a nie za pośrednictwem Rady Miejskiej. I znów kolejna wielka trema. Jak zostanę oceniony? Czy kandydować? Jak mieszkańcy gminy Kozienice ocenią krótki dorobek młodego samorządowca, który, choć urodzony w Kozienicach i z nimi związany, to mieszka w małej wiosce na granicy gmin? Ale odpowiedzi na te pytania mogły udzielić jedynie wybory, więc podjąłem decyzję o kandydowaniu. Największą nagrodą było wtedy poparcie udzielone przez mieszkańców.
I wreszcie trzecie wybory w 2006 roku, które odbywały się w najtrudniejszej atmosferze. Ze względu na wówczas rządzącą formację polityczną, w kraju panował klimat, który najkrócej można ująć w formule ,,łapaj złodzieja". W związku z tym, do wielu organów państwa, samorządów, a nawet do osób bliskich kandydatów napływały zewsząd szeroką falą różne obrzydliwe anonimy, które miały na celu zdyskredytowanie w oczach opinii publicznej szczególnie tych kandydatów, którzy mieli duży dorobek w działalności społecznej. Dodatkowo obserwowałem większą determinację kandydatów poszczególnych partii politycznych, którzy chcieli zdeprecjonować naszą pracę i nasze osiągnięcia. Po trzecie zaś, była gra na moje ,,zgranie" i próby wprowadzania opinii publicznej w błąd, że, tak jak Prezydent RP, wójt, burmistrz i prezydent miasta może pełnić swoją funkcję tylko przez dwie kadencje. I w końcu najważniejszy argument dla mnie, wynikający chociażby ze słów piosenki ,,i co ja robię tu, co ja tutaj robię?", które brzmiały jak wyrocznia ,,czy jesteś w stanie ponownie podołać oczekiwaniom społecznym i je zrealizować"? Odpowiedziałem zdecydowanie tak. Dlaczego to zrobiłem? Z wielu powodów, chociażby na przekór politycznym oponentom, ale najbardziej po to, aby przekazać wielu mieszkańcom, że argumenty strachu i populizmu spływają po mnie politycznie jak przysłowiowa ,,woda po kaczce". Może gdybym nie kandydował, to później bym tego żałował, że nie dałem sobie szansy. Okazało się, że Wyborcy znowu udzielili mi dużego poparcia.
Reasumując, każde wybory były dla mnie najważniejsze.

* Czy pamięta Pan swoje pierwsze decyzje po objęciu stanowiska burmistrza?

Tak oczywiście, tego się nie zapomina. Po pierwsze były to potyczki z zadłużonym już wówczas MGMZKS, po drugie podpisanie decyzji o budowie nowego, pięknego Ogrodu Jordanowskiego (było wielu przeciwników), a po trzecie podjęcie kluczowej decyzji, że Kozienice powinny znacznie więcej i mądrzej inwestować w przyszłość.

* Jakie są najtrudniejsze momenty pracy na tym stanowisku? Jakie decyzje sprawiają Panu największe problemy?

Zawsze są one związane z porządkowaniem i kierunkowaniem emocji w drużynie samorządowej. Nieważne jest to, że burmistrzowi coś się zamarzyło. Istotne jest to czy drużyna samorządowa uzna to za ważny cel, albo czy mieszkańcy nie uznają tego za niepotrzebną fanaberię, czy w końcu oponenci polityczni nie powiedzą ,,to błąd", ,,to porażka". Zawsze bolą mnie te decyzje, w wyniku, których następuje nieuchronna polaryzacja lokalnych grup społecznych, na przykład w wyniku sprzecznych interesów tak jak było to w przypadku obwodnicy. Ale wiem, że nawet w wyniku tej różnicy zdań powstaje nowa jakość relacji społecznych, w której powinienem szukać kompromisu i rozwoju. Problemy decyzyjne to także uczenie się umiejętności oddzielania spraw ważnych od pilnych i odwrotnie. Tutaj nie ma ani najlepszych wzorców, ani nauczycieli. Trzeba samemu wszystko poznać i na bieżąco się uczyć.

* Co uważa Pan za swój największy sukces w tej dekadzie, a co za porażkę?

Można powiedzieć w niekontrolowanej próżności, że największym sukcesem w tej dekadzie jest właśnie wybór społeczny przez dziesięć lat, ale byłoby to niepełne. W moim przekonaniu największym sukcesem jest duża i niewymuszona politycznie akceptacja społeczna dla moich działań i działań ludzi, którzy mi pomagają, akceptują nasze założenia i starają się wcielać je w życie. Najkrócej rzecz ujmując jest to maksymalizacja nakładów na publiczne inwestycje i racjonalizacja wydatków bieżących.

Na temat porażek jeszcze trudniej mi się wypowiedzieć. Podobno najlepiej w tej dziedzinie są przygotowani zawodowi historycy, którzy żartobliwie twierdzą, że na temat żyjących najlepiej sporządzić jedynie kalendarium, bo nie wiadomo, co przyszłość przyniesie. Na pewno odpowiedni do udzielenia odpowiedzi na temat porażek są moi polityczni oponenci, ale obawiam się czy ich krytyka będzie konstruktywna i zrozumiała dla mieszkańców? Mam nadal jeszcze kilka spraw, które chciałbym dla naszej gminy Kozienice zamienić z ewentualnej porażki na sukces. I wiem jak to zrobić.

,b>* Od drugiej Pana kadencji (od roku 2002) organem wykonawczym gminy jest burmistrz, a nie zarząd tak jak w czasie pierwszej Pana kadencji przypadającej na lata 1998-2002. Czy jednoosobowa odpowiedzialności ułatwiła czy utrudniła pracę na tym stanowisku?

I tak, i nie. Może na początku bezpieczniej było chować się pod parasolem kolegialnej decyzji zarządu. Ale już wtedy wiadomo było, że i tak odpowiedzialność prawna, finansowa i polityczna spada na burmistrza. Chyba dobrze się stało, że od 2002 roku odeszliśmy od takiej iluzji i teraz wiadomo bardziej, co należy do kompetencji rady, a co do wójta, burmistrza, bądź prezydenta. Jednoosobowa odpowiedzialność zapewne powinna wzmocnić troskę organu wykonawczego o skuteczność podejmowanych decyzji. W moim przekonaniu tak właśnie powinno być. Jako osoby sprawujące te funkcje nie powinniśmy podbudowywać się chwilową koalicją czy opozycją, ale otwarcie odpowiadać mieszkańcom na pytania w sposób ,,tak" albo ,,nie". Bowiem mieszkańcy najbardziej nie tolerują odpowiedzi ,,nie wiem", a jeszcze bardziej oszukiwania. Myślę, że jednoosobowa odpowiedzialność jest bardziej przejrzysta dla mieszkańców, a trudniejsza dla mnie. Z drugiej strony wymaga to ode mnie większej skuteczności i determinacji i mniej tak zwanego ,,lania wody".

* To już trzecia Pana kadencja i trzecia rada, z którą Pan współpracuje. Współpraca jest konieczna, bo to od zgody radnych uzależniona jest realizacja planów burmistrza i oczekiwań mieszkańców. Jak Pan ocenia tę współpracę na przestrzeni tej dekady?

- Nie jestem adresatem tego pytania. Organ wykonawczy, jakim jest burmistrz i organ stanowiący, czyli rada powinni się nawzajem szanować i od siebie wymagać. Różnie to bywa w kraju, na przykład u naszych dobrych sąsiadów Pionek. W naszym mieście każda kadencja rady była inna, ale zawsze pozostawała w mojej najlepszej pamięci. W sprawach kluczowych dla gminy radni potrafili wznieść się ponad przejściowe wzajemne uprzedzenia. Jest to dobra tradycja w naszym samorządzie, bowiem już od początku funkcjonowania nowych gmin w Polsce, czyli od 1990 roku, Kozienice nie ulegały wpływom populizmu i partyjniactwa. Dziękuje wszystkim samorządowcom, którzy temu pomogli. Dużo pozostaje jeszcze do zrobienia w zakresie oczekiwań mieszkańców. To oni powinni aktywnie tworzyć przyszłość gminy. A burmistrz ma pomagać radzie w modyfikowaniu polityki gminy zgodnie z oczekiwaniami społeczności lokalnej. To zawsze jest dla radnych trudny egzamin, aby wznieść się ponad z reguły nie uzasadnione podziały i powiedzieć ,,tak" dla rozwoju gminy. Na każdej sesji rozumiem jednak ich dylematy i staram się pomagać w osiągnięciu kompromisu. Ważna jest przy tym aktywna i koncyliacyjna postawa przewodniczącego rady, na którego w każdej kadencji zawsze można było liczyć.

* A jaką rolę odegrała współpraca z innymi jednostkami samorządowymi, choćby Starostwem Powiatowym i miejscowym biznesem?

- Jestem od 2002 roku przewodniczącym Konwentu Wójtów i Burmistrzów Ziemi Radomskiej. Dzięki temu znam problemy wielu gmin i próbujemy je czasem wspólnie rozwiązywać. Współpraca ze Starostwem Powiatowym na przestrzeni tych dziesięciu lat układała się bardzo dobrze, a obecnie wręcz wzorowo. Starosta Janusz Stąpór zna doskonale gminę Kozienice, bo trzykrotnie był radnym, a dwukrotnie przewodniczącym rady. Nie występuje u nas problem, powszechny w wielu miastach powiatowych w kraju, że starosta z burmistrzem wyniszczająco rywalizują. Dzięki temu możemy wspólnie realizować wiele inwestycji, na przykład drogi powiatowe, kanalizację z pomocą Powiatowego Funduszu Ochrony Środowiska, modernizację budynków szpitala i zakup specjalistycznego sprzętu, na przykład mammograf, wyposażenie szpitalnego oddziału ratunkowego i wiele, wiele innych. Ważne jest również ścisłe współdziałanie w zakresie administracji. Szczególnie, jeśli chodzi o sprawne przygotowanie decyzji administracyjnych w obszarze nowych inwestycji realizowanych przez samorząd, mieszkańców i podmioty komercyjne.

Gmina powinna współpracować z miejscowym biznesem i mamy wiele dobrych owoców tej współpracy. Bez aktywnej postawy gminy w postępowaniu układowym dotyczącym terenów dawnych Prefabrykatów Betonowych Energetyki firma ESSELTE nie mogłaby nabyć nieruchomości gruntowej po atrakcyjnej cenie, na której obecnie tak pięknie się rozwinęła. To samo można powiedzieć o terenie dawnego POM-u, który był przez pewien czas w posiadaniu gminy. Wcześniej świecił pustkami, a obecnie jest zagospodarowany w różny sposób. Warto wspomnieć także korzystne transakcje gminy z deweloperami. Ich efekty widać chociażby na osiedlu Polesie, gdzie powstają piękne mieszkania w nowoczesnej formie architektonicznej.

Współpraca z biznesem to także zbrojenie terenów przez gminę pod obecne i przyszłe inwestycje, to uzasadniona pomoc w podatkach lokalnych, kiedy dany podmiot boryka się z przejściowymi trudnościami finansowymi, to wreszcie przygotowanie bez zbędnej zwłoki i uznaniowości ważnych decyzji administracyjnych dla biznesu. Pomimo tych wszystkich faktów, w obszarze współpracy gminy z przedsiębiorcami jest jeszcze wiele do zrobienia, na przykład partnerstwo publiczno - prywatne. Jestem przekonany, że powinniśmy rozwijać te różnorakie kooperacje, bowiem jest na to przyzwolenie mieszkańców wynikające także z badań ankietowych.

* Gdy obejmował Pan fotel burmistrza miał Pan zaledwie 29 lat i niewielkie doświadczenie zawodowe. Niewątpliwie stanowisko burmistrza było dla Pana dużym wyzwaniem. Jak z perspektywy tych lat ocenia Pan siebie samego na tym stanowisku?

- Czy będą w naszej rozmowie jeszcze jakieś łatwiejsze pytania? Bo z tym mogę mieć duże trudności. Na pewno w ciągu dziesięciu lat każdy z nas się zmienia. Nabywając życiowego i zawodowego doświadczenia powinniśmy stawać się lepszymi ludźmi i bardziej profesjonalnymi pracownikami. Zawsze przy tym nęka nas pytanie: czy dobrze wykorzystaliśmy dany nam czas? Moje dziesięć lat to szybkie uczenie się i nabywanie nowych umiejętności. Ukończyłem podwójne studia podyplomowe i otworzyłem przewód doktorski. Doskonaliłem metody pracy. Cały czas starałem się, aby jak najlepiej i najskuteczniej wykonywać swoje obowiązki, bo przecież dobrymi chęciami to jest podobno całe piekło wybrukowane i sama dobra wiara i dobre chęci nie wystarczą. Mieszkańcy nie rozliczają mnie za to, rozliczają mnie za materialne efekty działań, a w szczególności za nowe inwestycje. Bardzo się cieszę, że w ciągu tych dziesięciu lat nieustannie pragnąłem poszukiwać i znajdowałem wartościowych i mądrych ludzi do współpracy zawodowej. Dzięki temu moja ,,urzędowa drużyna" dodaje mi sił aby nadal mi się ,,chciało chcieć". Jest to bardzo ważne, ponieważ na stanowisku burmistrza pełni się naraz kilka ról, na przykład przywódcza, reprezentacyjna, kontrolna, mediacyjna i w związku z tym należy wystrzegać się rutyny i mieć zawsze dystans, w szczególności do samego siebie i swoich zwykłych słabości, na przykład drobnego lenistwa czy sporadycznej biesiadności. Myślę, że starałem się dobrze wykorzystać te dziesięć lat zarówno w aspekcie rodzinnym, jak i zawodowym oraz naukowym. Ale czas pokaże, czy będę mógł tak samo powiedzieć za kolejne dziesięć lat.

* Jaki, w Pana ocenie, powinien być dobry burmistrz?

- Na pewno nie może być egoistą i narcyzem, bo nie dostrzeże i nie zrozumie wtedy potrzeb innych ludzi. Na pewno nie może mieć dylematu między swoim prywatnym interesem, a interesem publicznym, bo w przeciwnym razie nie podejmie żadnej mądrej i dobrej decyzji. Powinien być przede wszystkim normalnym człowiekiem, bo stanowiska się jedynie miewa. Ludzie oczekują od osób publicznych normalności i zrozumienia. Nie akceptują niepotrzebnego zadęcia i bufonady. Dobry burmistrz powinien być nie tyle sprawny, co skuteczny. Bowiem sprawność polega na robieniu rzeczy we właściwy sposób, a skuteczność na robieniu właściwych rzeczy. Tyle wynika z moich osobistych doświadczeń. Natomiast można odnieść się jeszcze do badań społecznych, co dla mieszkańców oznacza dobry burmistrz, na przykład w Kalifornii jest to, według ważności cech, osoba: uczciwa, patrząca perspektywicznie, kompetentna, w Afryce Południowo-Wschodniej: komunikatywna, opiekuńcza, dobry słuchacz, a w Polsce: posiadająca wiedzę i wykształcenie, zdecydowana i uczciwa.

* Czy można pogodzić pracę samorządowca z innymi obowiązkami? Prowadzi Pan własne gospodarstwo rolne. Rozpoczął Pan przewód doktorski oraz wykłada na wyższej uczelni. Czy jest czas dla rodziny?

- Gospodarstwo rolne traktuję jako coś w rodzaju hobby i odskoczni w naturę od samorządowego zgiełku. Nie zajmuje mi to dużo czasu. Kilka dni na wiosnę i na jesieni przeznaczone na siew zbóż i kilka popołudni na kombajnowe żniwa. Można powiedzieć, że jest to podtrzymanie rolniczej tradycji rodzinnej i swoiste pielęgnowanie pamięci przodków. A ziemie na powiślu kozienickim są bardzo urodzajne, więc może to sprawiać satysfakcję. Niewielka hodowla trzody chlewnej jest zautomatyzowana (zadawanie pasz i poidła), ekologiczna i nie uciążliwa dla otoczenia, bo na słomianej ściółce.

Przewód doktorski na SGH jest związany z ekonomią społeczną, a więc z tym, z czym mam do czynienia zawodowo. Mam nadzieję, że analiza wyników moich badań okaże się przydatna dla gminy Kozienice i gmin miejsko-wiejskich w Polsce. Już w pewnym zakresie z tego korzystamy, na przykład korekta strategii rozwoju zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców, racjonalizacja wydatków publicznych, itp. Przygoda naukowa sprawia, że mogę od czasu do czasu oderwać się od znacznie obciążających mnie obowiązków wynikających z pełnienia funkcji burmistrza. Wykłady na wyższej uczelni mam raz w miesiącu w soboty, tak wiec nie koliduje to z moją pracą zawodową. Ważne też, że mam dwóch zastępców do spraw społecznych i technicznych, na których zawsze mogę liczyć, szczególnie w reprezentacyjnej obsłudze bardzo wielu uroczystości. Czasami kilku dziennie, także w weekendy. Staram się coraz więcej czasu poświęcać dla rodziny, bo synowie rosną i potrzebują ojca nie tylko przez telefon. O ile wcześniej, jak byli całkiem mali, wystarczyło ich nakarmić i szli spać, o tyle dzisiaj chcę i muszę mieć więcej dla nich czasu, na przykład aby przepytać z angielskiego czy wspólnie wykonać pracę w gospodarstwie i ogrodzie, a nawet po prostu najzwyczajniej pogadać. Pomimo moich starań zawsze mam pewien niedosyt, że za mało czasu poświęcam rodzinie. Ale specyfika pracy burmistrza polega na ciągłym poszukiwaniu dobrych proporcji pomiędzy czasem dla rodziny i czasem dla pracy i mieszkańców. Zawsze któraś ze stron jest niezadowolona. Czasami żartuję, że na tym stanowisku powinien być wymóg prawny celibatu, czyli bezżeństwa. Ale kim byliby wójtowie, burmistrzowie i prezydenci bez swych wspaniałych żon?

* Od początku postrzegany jest Pan jako osoba apolityczna i od początku jest Pan wierny lokalnemu ugrupowaniu Samorządowemu Forum Ziemi Kozienickiej. Wiele działań szczególnie o znaczeniu ponadlokalnym wymaga jednak poparcia centralnego. A tam "króluje" polityka. Sympatyzuje Pan z jakąś partią polityczną?

- Zachowując nadal żartobliwą konwencję mogę powiedzieć, że zbliżając się do czterdziestki zachowałem jeszcze jedno dziewictwo - polityczne. Miałem wielkie szczęście, że na drodze mojej działalności społecznej spotkałem ludzi, dla których największą wartością, wręcz sacrum, był i jest samorząd terytorialny. Samorządowe Forum Ziemi Kozienickiej jest stowarzyszeniem, a nie partią polityczną, jest apolityczne, ale nie jest antypolityczne. Współpracując, a nie rywalizując ze wszystkimi partiami w radzie może pełnić funkcję stabilizującą. Forum nigdy nie uzurpowało sobie monopolu na rządzenie, ale w przeciągu tych dziesięciu lat także nigdy bez niego nie dało się rządzić. Jak widać taki model uzyskał akceptację mieszkańców, bo już w trzecich wyborach to potwierdzili. Tym większa odpowiedzialność spoczywa na naszej drużynie stowarzyszeniowej, za właściwy kształt lokalnej polityki. Nie jestem skonfliktowany z żadną partią. Mam także określone poglądy polityczne. Z racji chłopskiego pochodzenia powinno mi być bliżej do PSL-u, zaś z racji naszego obywatelskiego stowarzyszenia Samorządowego Forum Ziemi Kozienickiej do PO. Ale moja partia to miasto, w którym się urodziłem i dla którego pracuję. To prawda, że wiele działań o charakterze ponadlokalnym wymaga poparcia centralnego, gdzie ,,króluje" polityka, ale przez dziesięć lat doświadczyłem współpracy ze wszystkimi partiami od najbardziej populistycznych i radykalnych do najbardziej liberalnych, zarówno z prawej jak i z lewej strony sceny politycznej. Zawsze dążyłem do porozumienia i do tego, aby za ważnymi decyzjami dla rozwoju stali ludzie, traktujący gminę Kozienice jako ważnego i wiarygodnego partnera do wspólnych inwestycji, które przecież nie powinny być ,,partyjne". Przez dziesięć lat zdążyłem poznać w centralnych urzędach wielu wartościowych ludzi, wybitnych fachowców w swoich branżach, którzy, dzięki Bogu, nie zmieniali się tak szybko, jak koalicje rządzące. Korzystając z okazji chciałbym także serdecznie podziękować marszałkowi województwa mazowieckiego, Zarządowi, wszystkim urzędnikom, za wzorową współpracę i wielką pomoc. Bardzo się cieszę, że dzięki naszym wspólnym staraniom i konsekwencji w działaniu ziemia kozienicka doczekała się swojego Posła. Jest to dla nas duża nobilitacja.

* Od 15 lat zajmuje się Pan działalnością społeczną. Przy okazji wyborów jest to doceniane przez społeczeństwo. Nie dość, że otrzymuje Pan ogromne poparcie jako burmistrz to jeszcze trzykrotnie w wyborach do powiatu uzyskał Pan jeden z najlepszych wyników. Jednak, ze względu na ordynację wyborczą, tylko w czasie pierwszej kadencji mógł Pan godzić funkcję burmistrza z mandatem radnego. W jakim stopniu, Pana zdaniem, spełnia Pan oczekiwania społeczne?

- To pytanie należy skierować do mieszkańców. Może istotne jest to, że nie jestem osobą konfliktową, może to, że jestem jeszcze w miarę młody i ,,chce mi się chcieć" może to, że nie jestem ,,miernym i wiernym" członkiem jakiejś partii. Nie wiem tego do końca. Chciałbym spełniać coraz lepiej oczekiwania społeczne. Po to również prowadziłem badania ankietowe mieszkańców, aby zapytać o ich oczekiwania. Chcę doskonalić różne formy komunikacji społecznej. Oprócz częstych zebrań z sołtysami i komitetami osiedlowymi, organizuję cykliczne spotkania ze stowarzyszeniami działającymi na terenie ziemi kozienickiej, aby rozmawiać z nimi w sposób ciągły o ważnych sprawach dla naszego samorządu. Poza tym jest Internet i pytania do burmistrza oraz informator urzędu miejskiego. W telewizji lokalnej "Kronice Kozienickiej" pokazuję się rzadko. Wolę, aby pokazywała ona mieszkańców i ich sprawy. Czuję także, że oczekiwania społeczne w stosunku do mojej osoby cały czas wzrastają. Trudno się dziwić, jeżeli tak dużo do tej pory udało nam się wspólnie zrobić, to i apetyt rośnie w miarę jedzenia. Myślę jednak, że pomimo moich niedoskonałości i słabości to ludzie akceptują mnie takim, jakim jestem, a nie takim, na jakiego bym się sztucznie kreował. Wolą wybór znany i niedoskonały, niż nieznany i idealny. I za to im serdecznie dziękuję!

* Rozmawiając z mieszkańcami gminy Kozienice także można usłyszeć, że się Pan "wypalił" na stanowisku burmistrza. A czy Pan osobiście odczuwa zadowolenie ze swojej pracy?

- Ale przecież ja nie jestem emerytem. Ja mam dopiero 39 lat i głowę pełną pomysłów. Większość wójtów, burmistrzów i prezydentów w tym wieku jeszcze nie zaczęła pełnić swoich funkcji. Żartobliwie rzecz ujmując, problemem może być to, że się w końcu ,,znudzę" mieszkańcom i mnie nigdzie nie wybiorą. Może nie odczuwam bezpośrednio zadowolenia z bycia dyspozycyjnym 24 godziny na dobę, ale poszukuję skutecznie powodów do zadowolenia. A jest ich wiele. Na przykład zakładamy wykonanie jakiejś inwestycji publicznej w jakimś okresie czasu. Wszyscy naokoło pukają się w czoło, że to nierealne, część wręcz skutecznie przeszkadza w realizacji. A inwestycja dochodzi do skutku. Wtedy ogarnia mnie radość, a nawet chwilowa próżność do takiego stopnia, że gotów jestem pokazać oponentom ,,gest Kozakiewicza". Albo fakt, że w ogólnopolskim rankingu inwestycyjnym ,,Wspólnoty" przez dziesięć lat różne gminy ukazywały się i bezpowrotnie znikały z czołówki, a my tam jesteśmy ciągle przez cały ten okres. Ostatnio wielką satysfakcję sprawiła mi pierwsza nagroda dla gminy Kozienice w konkursie "Lider Polskiej Ekologii". Mam również świadomość, że te wszystkie sukcesy sprawiają, że jestem coraz mniej lubiany przez moich przeciwników politycznych, którzy chcieliby zmian na stanowisku burmistrza. Ale przecież każdy może tego spróbować. Ustawowo kandydat na burmistrza wcale nawet nie musi mieć wyższego wykształcenia. Moim przeciwnikom życzę, aby nie tracili cennego czasu na niepotrzebne konflikty i zapraszam ich do współpracy. Zawsze przemyślę życzliwą krytykę. Natomiast nigdy nie będę tłumaczył się z tego, że to moja wina, że się coś udało.

* Jednak dwukrotnie próbował Pan swoich sił na innych płaszczyznach. 25 września 2005 roku startował Pan w wyborach do Senatu RP, zaś 12 maja 2007 roku brał Pan udział w postępowaniu kwalifikacyjnym na prezesa zarządu Elektrowni "Kozienice" S.A. O czym świadczą te próby?

- Żeby wygrać trzeba grać. Nie zawsze się wygrywa. Ale lepiej przegrać w dobrym towarzystwie, niż wygrać w miernym. Wybory do Senatu były sprawdzianem, jak wyborcy na ziemi radomskiej przyjmą najmłodszego kandydata z komitetu obywatelskiego. Okazało się, że dobrze, bo dostałem prawie 17 tysięcy głosów. Był to też swoisty test przed wyborami samorządowymi. Kandydowanie na prezesa elektrowni było zupełnie, czym innym. Byłem jedynym kandydatem z ziemi radomskiej, tak więc nie konkurowałem z kandydatami z elektrowni, którzy zapewne byli ode mnie lepsi i mieli większe doświadczenie. Chciałem się także sprawdzić w pełnym postępowaniu konkursowym i nabyć nowe doświadczenie. I wreszcie nie zgadzałem się z formą odwołania bardzo zasłużonego dla elektrowni i ziemi kozienickiej długoletniego prezesa Jana Wrony i była to moja dość oryginalna forma protestu.

Stosunek pracy burmistrza ,,z wyboru" jest najmniej chronionym w kodeksie stosunkiem pracy. Trudno się więc dziwić, że cały czas myślę o mojej przyszłości zawodowej. To jest wręcz mój obowiązek wynikający z odpowiedzialności za moją rodzinę. Niezależnie od tego bardzo szanuję i cenię zaufanie wyborców i obecnie to jest dla mnie najważniejsze. Nawet gdybym zmienił pracę to chciałbym na taką, aby móc w innej roli nadal w jakimś stopniu służyć ziemi kozienickiej.

* Czy będzie Pan kandydował w najbliższych wyborach do Europarlamentu?

- Najważniejsza sprawa dla mnie prywatnie na 2009 rok to dokończenie tematów związanych z przewodem doktorskim. Żeby być kandydatem do Europarlamentu trzeba skorzystać z "gościnności" na liście partii politycznej. Nie będąc jej członkiem mam małe szanse na dobre miejsce. Tak więc nie robię sobie zbyt dużych nadziei. Nie jest to także moim największym marzeniem. Jestem realistą. Rywalizacja jest na wysokim poziomie, charakteryzuje się dużą ilością dobrych kandydatów. Nie odczuwam jednak prowincjonalnego respektu przed Unią Europejską. Od 12 lat współpracujemy z niemiecką gminą Göllheim, znam realia europy lokalnej, doskonalę umiejętność porozumiewania się w języku niemieckim i angielskim. Może się to kiedyś przyda.

* Jak najkrócej nakreśliłby Pan swoje priorytety na przyszłość?

- Inwestycje publiczne poprawiające jakość życia mieszkańców finansowane również ze źródeł zewnętrznych. Prywatnie zaś chciałbym stopniowo nadal poprawiać swoje kwalifikacje, bo nie ma innej drogi, w coraz bardziej konkurencyjnym społeczeństwie.

* Czego należałoby życzyć burmistrzowi na kolejne lata?

- Dalszej pomocy i zrozumienia od mojej kochanej żony i postępów w edukacji naszych wspaniałych synów. No i oczywiście zdrowia. Jest taka piękna modlitwa, którą sobie czasem powtarzam "Panie, daj mi odwagę, abym mógł zmienić to co zmienić mogę, daj mi cierpliwość, abym mógł przyjąć to, czego zmienić nie mogę i daj mi mądrość, abym odróżnił jedno od drugiego". To ostatnie jest zawsze najtrudniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie