Przemysław Adamczyk jest kapitanem Państwowej Straży Pożarnej i zastępcą zmiany w radomskiej Jednostce Ratowniczo - Gaśniczej numer 1 przy ulicy Traugutta w Radomiu. Do Zakopanego z rodziną pojechał na długi weekend majowy.
PŁYNĘLI Z NURTEM
- Pensjonat, w którym wynajęliśmy pokój stoi tuż na potokiem Bystrym - opowiada Przemysław Adamczyk. - Właścicielka przestrzegała nas, żebyśmy zamykali furtkę, bo dla dzieci ten potok jest bardzo niebezpieczny.
Pan Przemek kilkanaście minut po przyjeździe zabrał więc dzieci i tłumaczył im, gdzie nie wolno im chodzić. W pewnym momencie usłyszał krzyki, a po chwili zobaczył dwóch mężczyzn, których niosła woda.
- Nurt był wyjątkowo silny, oni desperacko walczyli, ale nie mieli szans, żeby się zatrzymać - relacjonuje nasz rozmówca.
BYSTRY I SILNY
Przemysław Adamczyk krzyknął na żonę, żeby zabrała dzieci i ruszył na pomoc desperatom. Wraz z nim innym mężczyzna, jak się okazało ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Biegli za płynącymi mężczyznami, a po około 500 - 600 metrach skończyła się droga. Pierwszego z mężczyzn porwało dalej. Drugi wpadł w kipiel niewielkiego basenu wydzielonego na potoku.
- Postronni świadkowie trzymali mnie za nogi i ubrania, a ja sięgnąłem do tego mężczyzny i udało się go wyciągnąć - opowiada nasz rozmówca. - Był bardzo poobijany, miał rany na łokciach i plecach, bo obijał się o kamienie, którymi wyłożony jest potok, ale poza tym nic mu się nie stało. Trafił jednak do szpitala.
Drugiego z nieszczęśników wyciągnęli strażacy. Przerzucili nad potokiem liny, które go zatrzymały. On też wyszedł z opresji bez większych obrażeń.
BĘDZIE NAGRODA?
Obaj mężczyźni, jak się okazało mieszkańcy Pabianic, mieli naprawdę wiele szczęścia. Nie ma roku, żeby w potoku Bystrym ktoś nie stracił życia. Woda zwykle nie jest głęboka, ale przybiera po opadach i kiedy z gór spływają wody roztopowe. Tak było właśnie 1 maja.
Potok płynie przez całe Zakopane, od Kuźnic przez centrum miasta, aż na jego peryferie. Rwąca woda, w połączeniu ze śliskim, wyłożonym kamieniami korytem tworzą niebezpieczną pułapkę. W kilku miejscach stoją tabliczki z ostrzeżeniami, do wypadków jednak dochodzi bardzo często.
- Oni płynęli strasznie szybko, a tam nie ma czego się złapać. Bez pomocy z brzegu nie wyszliby z wody - mówi Przemysław Adamczyk.
Brawurową akcję pomocy opisały małopolskie gazety, relacje były też w Internecie. Tak o wszystkim dowiedzieli się koledzy i przełożeniu Przemysława Adamczyka. On sam o przygodzie z Zakopanego nikomu nie opowiadał.
- Nasz komendant Paweł Frysztak wystąpił o nagrodę dla niego do komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej - zdradza Paweł Pora, rzecznik prasowy radomskich strażaków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?