MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje to czas wzmożonych wypadków z udziałem dzieci

Agnieszka WITCZAK [email protected]
- Po jednym, nieprzemyślanym skoku do wody, mogłem nie poruszać się już samodzielnie – mówi czternastoletni Norbert Antczak, który doszedł do zdrowia na Oddziale Chirurgii Dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu.
- Po jednym, nieprzemyślanym skoku do wody, mogłem nie poruszać się już samodzielnie – mówi czternastoletni Norbert Antczak, który doszedł do zdrowia na Oddziale Chirurgii Dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu. Łukasz Wójcik
Informacje o wypadkach z udziałem dzieci mrożą krew w żyłach. Do wielu z nich dochodzi właśnie w wakacje.

Kilkuset pacjentów w wakacje

Kilkuset pacjentów w wakacje

O tym, że dla niektórych rodziców, dziadków i opiekunów a także dzieci wakacje zamieniają się w koszmar mówią liczby. Miesięcznie na Szpitalny Oddział Ratunkowy szpitala na Józefowie trafia nawet kilkaset małych pacjentów. To stanowi blisko połowę wszystkich przyjętych w okresie wakacji pacjentów. Dzieci trafiają następnie na Oddział Chirurgii Dziecięcej. To jedyny taki oddział w Radomiu.

Złamania, stłuczenia i zwichnięcia, to tylko niektóre schorzenia, z którymi mali pacjenci trafiają na Oddział Chirurgii Dziecięcej Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu.

Wypadki których ofiarami są dzieci zostają w pamięci na długo. Dobrze wie o tym personel Oddziału Chirurgii Dziecięcej szpitala na Józefowie.

Tam każdego dnia przebywa od 28 do 32 pacjentów. Karetki zwożą poszkodowanych z Radomia i okolic. Dominują złamania, stłuczenia, zwichnięcia, ale też poważne uszkodzenia przeróżnych części ciała grożące ograniczeniami ruchowymi bądź trwałym kalectwem.

BRAK WYOBRAŹNI I OPIEKI DOROSŁYCH

- To właśnie wakacje są okresem, kiedy to dorośli pozwalają dzieciom i młodzieży zaznać nieco więcej luzu. Jest więc zabawa do późnej nocy, niekontrolowane wygłupy, jazda na rowerze, trampolina. Nie ma dnia by nie trafiały do nas ofiary zabaw na tym popularnym ostatnio sprzęcie do zabaw - mówi Andrzej Wypyski, kierownik Oddziału Chirurgii Dziecięcej Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu.
Choć apele o bezpieczeństwo podczas zabaw są wciąż ponawiane. Roi się w nich w gazetach i programach telewizyjnych, to niebezpieczne zdarzenia z udziałem dzieci wciąż się mnożą.

URAZY PO HARCACH NA TRAMPOLINIE

- Nie wiem jak to się dzieje, bo nie ma dnia by w mediach nie poruszano tematu bezpieczeństwa najmłodszych, zwłaszcza latem, kiedy popularne są kąpiele w zalewach, wodne sporty czy zabawy na placach zabaw. W internecie wciąż pojawiają się informacje o tragediach z udziałem dzieci. Wszyscy są zdziwieni, współczują, pytają jak mogło do tego dojść, a później te zdarzenia powtarzają się. Zmienia się tylko ich czas i miejsce - zaznacza doktor Wypyski.

A wysoka ilość urazów, to jak zaznacza doświadczony lekarz często wynik niefrasobliwości opiekunów.
Wielu rodziców, szczególnie w młodym wieku nie zdaje sobie sprawy z odpowiedzialności, jaka ciąży na nich w trakcie opieki nad pociechą choćby na placu zabaw.

Dzieci zaś prześcigają się w pomysłach na dobrą, ale często niebezpieczną zabawę. Nie zdają sobie sprawy, że może ona zakończyć się poważnym urazem, uszczerbkiem na zdrowiu, a nawet grozić utratą życia.

BRAT POSTRZELIŁ BRATA

Na początku sierpnia w gminie Policzna, brat postrzelił brata z wiatrówki. Obaj byli pod opieką dziadków. Jeden z chłopców w trakcie zabawy znalazł w komórce należącą do dziadka wiatrówkę. Siedmiolatek wycelował ją w kierunku o rok młodszego braciszka i strzelił, raniąc go w szyję. W wyniku obrażeń poszkodowane dziecko trafiło do szpitala na zabieg usunięcia śrutu.
Do poważnego wypadku z udziałem dzieci doszło też w gminie Belsk Duży. 11 - latek siedzący za kierownica quada omijał trzy dziewczynki spacerujące poboczem drogi i potracił jedną z nich. 12 - latka z urazem nogi trafiła do szpitala na radomskim Józefowie. W Radomiu kilka miesięcy temu kilkuletnia dziewczynka przechodziła przez ogrodzenie, ale nadziała się na pręt, uszkadzając ciało.

WYPADKI PODCZAS ŻNIW

- Co roku z niepokojem czekamy sierpnia, kiedy przypadają żniwa i dochodzi do wypadków w rolnictwie z udziałem dzieci. Jest ich na szczęście mniej niż kiedyś, ale za pewne nie jest to wynik większej ostrożności a coraz to nowocześniejszych maszyn rolniczych - podkreśla doktor Wypyski.
Kosiarki i snopowiązałki zastąpiły kombajny, ale wystarczy pojechać na wieś by przekonać się, że wiele dzieci w pracach polowych wyręcza dorosłych, albo im pomaga.

Nieletni jeżdżą ciągnikami, zwożą do stodół słomę albo karmią zwierzęta. Dla jedenastolatka podpięcie przyczepy pod ciągnik to rzecz normalna.

W te wakacje na Odział Chirurgii Dziecięcej na szczęście nie trafiły ofiary wypadków podczas żniw, ale doktor Wypyski dobrze pamięta mrożące krew w żyłach historie z ubiegłych lat.

- Było dziecko przygniecione na polu przez przyczepę. Była też sytuacja, że matka najechała na pociechę autem, przyciskając ją do drzwi garażowych - wspomina lekarz.

DZIECI Z PROMILAMI

Na oddział trafiają pacjenci z urazami, ale też pod wpływem alkoholu i po zażyciu narkotyków. Wracają z całonocnych imprez, grillowania, spotkań towarzyskich i dyskotek.
- Zwożeni są późnym wieczorem, a nawet nocą. Rodzice często nie wiedzą co robią ich pociechy, jak, gdzie i z kim spędzają czas - zaznacza szpitalny personel. - Jest przyzwolenie od dorosłych na "wyluzowanie", potem zaś zdziwienie, że syn czy córka ulegli kontuzji a badania wykazują obecność alkoholu bądź narkotyków.

W tym roku wakacje są szczególnie upalne, dlatego dzieci i młodzież tak chętnie decydują się na wypoczynek nad wodą. Wystarczy jeden niefortunny skok do zalewu by ich życie zmieniło się diametralnie.

NIEPRZEMYŚLANY SKOK DO WODY

Norbert Antczak kilkanaście dni temu poszedłem z kolegą nad zalew na Borki.
- Było upalnie, a nas rozpierała energia. Chciałem zademonstrować koledze skok na główkę do wody. Uderzyłem rękoma o dno a następnie głową. Po tym nie byłem w stanie się poruszać - opowiada chłopiec.
Ratownik wezwał karetkę, która zawiozła poszkodowanego do szpital.

- Mogę mówić o dużym szczęściu. W poniedziałek o własnych siłach opuściłem Odział Chirurgii Dziecięcej i będę mógł normalnie funkcjonować. Groziło mi trwałe kalectwo, a wszystko po jednym skoku na główkę do zalewu - opowiada 14- latek.

Norbert zdaje sobie sprawę, że jego losy mogły potoczyć się zupełnie inaczej. - Zrozumiałem, że mogę jeździć na wózku inwalidzkim - zaznacza.

O WŁOS OD KALECTWA

- Pacjent trafił do nas ze złamaniem kompresyjnym kręgosłupa w odcinku szyjnym. Wystąpiły niedowłady kończyn, zaburzenia czucia. Był o włos od trwałego kalectwa. Na szczęście opuścił szpital na własnych nogach - cieszy się doktor Andrzej Wypyski, kierownik Oddziału Chirurgii Dziecięcej w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Radomiu.

Młody pacjent przez kilka tygodni będzie jeszcze nosić wykonany na miarę kołnierz ortopedyczny. Wie, że nie będzie już skakał do wody.

- Będę też tłumaczył innym by tego nie robili. Niech moja historia będzie przestrogą - mówi 14- latek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie