MKTG SR - pasek na kartach artykułów

[WIDEO] Fałszywy ksiądz w Mogielnicy. Na jego kazaniach ludzie płakali ze wzruszenia. Aż przyszła policja...

Izabela KOZAKIEWICZ [email protected]
Warszawska kuria twierdzi, że zatrzymani na parafii w Mogielnicy dwaj mężczyźni nie są jej kapłanami, a prokuratura... nie widzi przestępstwa. Tylko wierni nie mogą wyjść z szoku...

Tomasz Kulpa, prokurator rejonowy w Grójcu:

- Postępowanie wciąż jest prowadzone, musimy zgromadzić pełną dokumentację, ocenić postępowanie mężczyzn z punktu widzenia odpowiedzialności karnej, stwierdzić, czy ich zachowanie wypełniło znamiona przestępstwa i jakiego. Obaj przecież twierdzą, że są duchownymi, ale innych obrządków. Wszystko to trzeba zweryfikować, co nie jest możliwe w ciągu 48 godzin. Materiał jest bardzo obszerny i być może będzie wymagał nawet wystąpienia o międzynarodową pomoc prawną.

Czy udzielane przez nich sakramenty są ważne?

Czy udzielane przez nich sakramenty są ważne?

Ksiądz Przemysław Śliwiński, rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej:

- Nie dotarła do nas jeszcze informacja, jakoby mężczyźni mieli pełnić posługę kapłańską i udzielać sakramentów. Gdyby rzeczywiście to się potwierdziło, to na podstawie prawa kanonicznego na osoby, które tak się zachowują nie mając święceń, można nałożyć kary kościelne. Wierni, którzy wyspowiadali się u nich, albo przyjęli Komunię Świętą z ich rąk nie popełnili grzechu, bo zrobili to w dobrej wierze. Jednak taka spowiedź jest nieważna, bo osoba nie będąca księdzem nie ma przywileju odpuszczania grzechów. Wierni nie przyjmowali też w rzeczywistości Komunii Świętej, a zwykły opłatek. Tylko ksiądz może konsekrować hostię, bo wówczas odbywa się jej przemiana w ciało Pana Jezusa.

Mogielnica stała się sławna na całą Polskę za sprawą skandalu, który wybuchł w związku z posługą dwóch księży, którzy... nimi nie są. Oprawiali msze, spowiadali wiernych, chodzili po kolędzie i najwyraźniej robili to bardzo dobrze, bo nikt się nie zorientował. - Jak jeden z nich mówił kazanie, to ludzie płakali. Wszyscy widzieli, że to księża z powołania - opowiadają parafianie.

Obaj powoływali się na wsparcie kardynała Kazimierza Nycza, obaj mieli zbierać pieniądze na budowę sanktuarium na Ukrainie. Byli tak przekonujący, że o nic złego nie podejrzewał ich nawet sam proboszcz. Parafianie czują się trochę oszukani, a trochę im żal, bo rzekomi księża swoje kapłańskie posługi wypełniali tak, że niejeden prawdziwy duchowny mógłby się od nich uczyć.

Jeden z zatrzymanych w Mogielnicy to 40-latek z okolic Kielc. Nie po raz pierwszy wciela się w rolę księdza i zbiera pieniądze na cele charytatywne. Kiedyś miał się też już podawać za zakonnika. Pochodzi z okolic Kielc i przez rok miał być alumnem kieleckiego seminarium. Potem był już notowany przez policję. Drugi "duchowny" to 65 - latek z Gdańska również był już wcześniej karany.

Mieszkańcy ulicy Wolskiej w Mogielnicy przyjmowali Jacka K., gdy ten chodził po kolędzie. Odwiedzał domy po jednej stronie ulicy, a ksiądz z parafii
Mieszkańcy ulicy Wolskiej w Mogielnicy przyjmowali Jacka K., gdy ten chodził po kolędzie. Odwiedzał domy po jednej stronie ulicy, a ksiądz z parafii po drugiej. Łukasz Wójcik

- Tego mężczyznę mój syn przyjął po kolędzie. Opowiadał później, że to bardzo dobry ksiądz i nawet nie przypuszczał, że to mogło być jakieś oszustwo - mówi Zbigniew Szulc, mieszkaniec Mogielnicy.
(fot. Łukasz Wójcik)

KARDYNAŁ PRZYSŁAŁ, PROBOSZCZ PRZYJĄŁ

Historia ma swój początek w połowie grudnia ubiegłego roku, gdy do parafii pod wezwaniem świętego Floriana w Mogielnicy zgłosił się ksiądz, który tłumaczył, że przysyła go arcybiskup warszawski kardynał Kazimierz Nycz. Wytłumaczył, że będzie zbierał datki na budowę sanktuarium w Doniecku na Ukrainie. Niedługo przed jego wizytą do parafii miał zadzwonić inny mężczyzna, rzekomo z kurii archidiecezjalnej z informacją o zbliżającej się wizycie takiego kapłana. Ta rozmowa uwiarygodniła całą legendę.

Ksiądz prałat Henryk Trzaskowski, proboszcz parafii, a jednocześnie dziekan dekanatu mogielnickiego, nie podejrzewał niczego, przyjął go jak brata i uwierzył. Mężczyzna podający się za księdza, 40 - latek z okolic Kielc, zamieszkał więc na plebanii. Wkrótce dołączył do niego jeszcze jeden "duchowny", którym okazał się później 65-latek.

Obaj panowie pełnili normalne posługi kapłańskie: uczestniczyli w odprawianiu mszy, spowiadali wiernych, a ostatnio jeden z nich chodził nawet po kolędzie z wizytami duszpasterskimi. Mieli też sprzedawać ikony na budowę wspomnianego sanktuarium. Tu mieszkańcy Mogielnicy mają różne zdania: jedni mówią, że rzeczywiście jakieś obrazki sprzedawali, inni, że nic podobnego. - Podobno brali za nie po 100 złotych, ale ja tego nie widziałem i nic nie kupowałem, tylko ludzie tak opowiadają - mówi Zbigniew Szulc, mieszkaniec tej miejscowości.

- Nikomu nawet na myśl nie przyszło, że to nie jest prawdziwy ksiądz – przekonuje Genowefa Muras (pierwsza z lewej). Potwierdzają to sąsiadka Ewa Korbowska
- Nikomu nawet na myśl nie przyszło, że to nie jest prawdziwy ksiądz – przekonuje Genowefa Muras (pierwsza z lewej). Potwierdzają to sąsiadka Ewa Korbowska i bratowa Maria Majchrowska. U wszystkich Jacek K. był z wizytą duszpasterską. Łukasz Wójcik

Mieszkańcy ulicy Wolskiej w Mogielnicy przyjmowali Jacka K., gdy ten chodził po kolędzie. Odwiedzał domy po jednej stronie ulicy, a ksiądz z parafii po drugiej.
(fot. Łukasz Wójcik)

KSIĄDZ Z POWOŁANIA

Udział "kapłanów" we mszach świętych jest jednak pewny. Potwierdzają to księża z Mogielnicy, a także czynniki świeckie: grójeccy policjanci i prokuratura. Nabożeństwa, a zwłaszcza kazania wspominają też sami wierni, bo podczas nich ludzie płakali ze wzruszenia.

W pamięci utkwiły im szczególnie mowy młodszego z "księży", który był zresztą w Mogielnicy zdecydowanie bardziej aktywny. - Ależ jakie to były kazania! Chwytało za serce, kobiety słuchały z chusteczkami przy oczach - wspomina Genowefa Muras z Mogielnicy.

- Ja sama nawet do znajomej powiedziałam, że to musi być ksiądz z powołania. Nigdy bym nie powiedziała, że on oszukuje. Pięknie odprawiał, wszystko wiedział, no jakby zawsze to robił...

NA KOLĘDZIE NIE BRAŁ KOPERTY

Po Bożym Narodzeniu 40-latek. - jak to ksiądz - rozpoczął wizyty duszpasterskie. Robił to za wyraźną akceptacją proboszcza. Mieszkańcy wspominają sytuację z ulicy Wolskiej. Po jednej jej stronie do domów po kolędzie chodził ksiądz z parafii, w tym samym czasie po drugiej stronie odwiedzał rodziny "ksiądz Jacek".

- U nas też był, ale ja i żona byliśmy akurat w pracy. Przyjął go nasz syn, a później opowiadał, że ksiądz zachowywał się wspaniale. Porozmawiał o życiu, wypytał, doradził, naprawdę syn był zadowolony - opowiada Zbigniew Szulc. - A pieniędzy z kopertą nie wziął, jakby o nich zapomniał. Syn za nim wybiegł i dał mu kopertę do ręki, wtedy już nie protestował.

- No fakt, sam pieniędzy nie brał, trzeba było wciskać mu kopertę do ręki - przytakują Genowefa Muras i Maria Majchrowska, z którymi rozmawiamy w jednym z domów przy ulicy Wolskiej. - Było jak na normalnej kolędzie, porozmawiał, posiedział. W życiu nikt by się nie spodziewał, że tak oszukuje.

- U nas poprosił tylko o kromkę chleba z masłem i solą, bo zgłodniał, ale ja mówię: "proszę księdza, ale jak to z solą". Kazałam ukroić wędliny i go poczęstowałam - opowiada Ewa Korbowska.

Z prawdziwymi księżmi pracującymi w parafii w Mogielnicy nie udało nam się porozmawiać. – Proszę zrozumieć, my tu jesteśmy wszyscy załamani – powiedziała
Z prawdziwymi księżmi pracującymi w parafii w Mogielnicy nie udało nam się porozmawiać. – Proszę zrozumieć, my tu jesteśmy wszyscy załamani – powiedziała tylko gospodyni, która otworzyła nam drzwi kancelarii.

- Nikomu nawet na myśl nie przyszło, że to nie jest prawdziwy ksiądz - przekonuje Genowefa Muras (pierwsza z lewej). Potwierdzają to sąsiadka Ewa Korbowska i bratowa Maria Majchrowska. U wszystkich Jacek K. był z wizytą duszpasterską.
(fot. Łukasz Wójcik)

NAJGORZEJ ZE SPOWIEDZIĄ

Wierni zgodnie twierdzą, że gości z plebanii nikt by nie wziął za przebierańców. Musieli być solidnie przygotowani, znali się na tym co robią. - No i jak było im nie wierzyć, skoro sam proboszcz ich przyjął? - komentują ludzie.

Teraz mieszkańcy czują się oszukani. Dowiadują się, że ci którym zaufali, czy wyznawali swoje grzechy w konfesjonale, okazali się kimś innym niż byli. Inni zastanawiają się, dlaczego ksiądz proboszcz dokładnie nie sprawdził swoich gości, dlaczego z miejsca uwierzył, że przysyła ich kardynał Nycz.

Okazuje się, że historia z telefonem z samej warszawskiej kurii była doskonale znana mieszkańcom niemal od początku obecności "księży". - Może proboszcz na mszy w niedzielę coś nam powie? - zastanawiają się wierni.

KURIA OSTRZEGAŁA

Tymczasem warszawska kuria, na której poparcie powoływał się 40-latek z okolic Kielc już od pewnego czasu ostrzegała przed oszustami. Na jej stronie internetowej w styczniu opublikowano komunikat z informacją o możliwym pojawieniu się fałszywego księdza, zbierającego datki na budowę sanktuarium na Ukrainie lub na Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie i Osobom Niepełnosprawnym SPIRION.

W Mogielnicy już wtedy szeptano, że historia dwóch nowych księży jest dziwna. Ktoś przeczytał komunikat, skojarzył sprawę z tym sanktuarium w Doniecku. Wokół tematu zaczęli chodzić też grójeccy policjanci.

- Mieli swoje ustalenia operacyjne, to na ich podstawie doszło do zatrzymania mężczyzn - mówi Tomasz Kulpa, prokurator rejonowy w Grójcu.

Z prawdziwymi księżmi pracującymi w parafii w Mogielnicy nie udało nam się porozmawiać. - Proszę zrozumieć, my tu jesteśmy wszyscy załamani - powiedziała tylko gospodyni, która otworzyła nam drzwi kancelarii.

POLICJA CZEKAŁA AŻ SKOŃCZĄ MSZĘ

Zatrzymanie ma również swoją historię. W ostatni wtorek wieczorem, kiedy mundurowi pojawili się w parafii w Mogielnicy usłyszeli, że księża, o których pytają.... właśnie odprawiają mszę. Dopiero po jej zakończeniu mogli wylegitymować mężczyzn, a potem... zabrać ich aresztu. Młodszy z nich, 40-latek miał przy sobie dokument sygnowany przez Bractwo Kapłańskie Świętego Klemensa Rzymskiego w Doniecku.

- Wynika z niego, że wstąpił do nowicjatu Bractwa, a w ramach tego może sprawować obrzędy kościoła grekokatolickiego - mówi Tomasz Kulpa, prokurator rejonowy w Grójcu. - Będziemy teraz sprawdzać, czy rzeczywiście tak jest i czy ma uprawnienia do posługi w parafiach rzymskokatolickich.

- Osoby, które zostały zatrzymane przez grójecką policję z pewnością nie są księżmi naszej diecezji. Jeśli jakiś ksiądz przyjeżdża na inną parafię i chce tam sprawować posługę, to musi mieć ze sobą pismo od swojego zwierzchnika - dodaje ksiądz Przemysław Śliwiński, rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej.

PROKURATURA UMYWA RĘCE

Z dotychczasowych ustaleń śledczych wynika też, że proboszcz z Mogielnicy wiedział, że mężczyzna podaje się za duchownego grekokatolickiego, a chodził po kolędzie za zgodą proboszcza.

- Drugi z mężczyzn też twierdzi, że jest duchownym, ale kościoła starokatolickiego, co również musimy sprawdzić, a na co naprawdę potrzeba czasu - dodaje prokurator Kulpa.

Okazuje się też, że pieniądze zebrane podczas kolęd 40-letni "ksiądz" oddawał proboszczowi. Czy tu doszło do oszustwa? Aby można było postawić taki zarzut, śledczy muszą sprawdzić czy nie zostawił dla siebie części ofiar.

- Musimy więc przesłuchać osoby, które mężczyzna odwiedził podczas tych wizyt. Będziemy potrzebowali zeznań przynajmniej części osób, które uczestniczyły w odprawianych przez nich mszach - mówi Tomasz Kulpa i wylicza: - Dalej musimy zgromadzić pełną dokumentację, ocenić ich postępowanie z punktu widzenia odpowiedzialności karnej i stwierdzić czy ich zachowanie wypełniło znamiona przestępstwa i jakiego. Obaj przecież twierdzą, że są duchownymi, ale innych obrządków. Wszystko to trzeba zweryfikować, a materiał już teraz jest bardzo obszerny i być może będzie wymagał nawet wystąpienia o międzynarodową pomoc prawną.

Tygodnik katolicki: Jacek K. to znany oszust!

Tygodnik katolicki: Jacek K. to znany oszust!

Internetowe wydanie tygodnika "Gość Niedzielny" ostrzega, że Jacek K. to groźny oszust, który od dłuższego czasu nabiera rozmaite parafie w Polsce jako rzekomy o. Adeodat.

"(...) Jacek K. (obywatel Rzeczypospolitej), który nazywa siebie «ojciec Adeodat», nie ma nic wspólnego z naszym Bractwem. Nie jest on kapłanem katolickim i nie ma prawa do jakiegokolwiek reprezentowania ww. Bractwa" - poinformował o. Jurij Jurczyk, przełożony generalny zgromadzenia, na które powołuje się fałszywy duchowny.

Według tygodnika, Jacek K. po wyjściu z aresztu skontaktował się z jego redakcją i próbował wymóc "oczyszczenie jego dobrego imienia". Jest bardzo prawdopodobne, że zamierza nadal podawać się za osobę duchowną, dlatego "GN" przestrzega przed jego działalnością wszystkie parafie w Polsce.

OTWARŁY SIĘ BRAMY WIĘZIENIA

Jak tłumaczy prokurator Kulpa, na tym etapie postępowania prokuratura nie miała podstaw do sformułowania jakichkolwiek zarzutów wobec "księży". W czwartek obaj mężczyźni zostali zwolnieni z policyjnego aresztu.

- Są świadkami w sprawie, nie możemy wobec nich zastosować żadnych środków zapobiegawczych - wyjaśnia. - Mężczyźni podają adresy zamieszkania na terenie kraju, więc jeśli zajdzie potrzeba, będziemy mogli wykonywać z nimi czynności procesowe.

Dopiero potem prokuratura będzie podejmowała decyzję o ewentualnym postawieniu zarzutów. Rozpatrywane są dwa kierunki: oszustwo lub obraza uczuć religijnych.

Z prawdziwymi księżmi pracującymi w parafii w Mogielnicy nie udało nam się porozmawiać. - Proszę zrozumieć, my tu jesteśmy wszyscy załamani - powiedziała tylko zapłakana gospodyni, która otworzyła nam drzwi kancelarii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie