MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wisła nie lubi ludzkich błędów

Piotr KUTKOWSKI

Mieszkający nad Wisłą ludzie nazywają szybki nurt wartówką. Miejsca, gdzie wyżłobił nowe dno, zwą przykosami. Wiedzą, że wartówka, przykosy i rzeczne wiry mogą zabić nawet dobrego pływaka. Pomimo tego, nadal wchodzą do wody. I najczęściej giną...

Aby dostać się do miejscowości Kępeczki, trzeba minąć Kozienice, przejechać jeszcze kilkanaście kilometrów i skręcić w kierunku Wisły. Ostatni odcinek prowadzi niedaleko nadrzecznych wałów. Najpierw mija się Staszów, później jest już tablica z nazwą "Kępeczki". Poboczem drogi idzie ubrana w żałobny strój kobieta. Oczy ma jeszcze czerwone od płaczu. Nie minęło kilkanaście godzin, kiedy dowiedziała się o śmierci syna Mariusza. Miał 25 lat, mieszkał razem z nią i swoim ojcem w jednym gospodarstwie. Tragiczną wiadomość przynieśli jej w niedzielę sąsiedzi, potem pojawiła się policja. Niewiele mogła powiedzieć.

- Gdy wychodził z domu, nie mówił, że idzie nad Wisłę. Nie przypuszczałam nawet, że będzie chciał się kąpać. Miał uraz po tym, jak wiele lat wcześniej uratował chłopaka, który skoczył do wody "na główkę" i złamał kręgosłup. Chłopak jeździ teraz na wózku, a Mariusz od tego czasu właściwie nie kąpał się w rzece. Cały czas się zastanawiam, dlaczego wtedy to zrobił - szlocha kobieta.

On tak nagle zniknął...

Za wałem wiślanym w Staszowie, nad samą rzeką, jest kilka piaszczystych łach. To ulubione miejsce plażowania dla miejscowych, ale także wędkowania dla przyjezdnych. Rzeka w tym miejscu ma kilkaset metrów szerokości. Kilku mężczyzn, mieszkańców wsi, przeczesuje zarośla i nadbrzeżne kępy.

- Chodzimy tak od wczesnego ranka. Mariusza szukamy - mówi jeden z nich.

Marcin jest starszym bratem Mariusza. Nie mieszka już od dawna w Kępeczkach. W niedzielę pomagał rodzicom w pracach polowych. Nie było go nad Wisłą. Teraz jest, bo szuka zwłok brata.

- Mariusz nieźle pływał, ale rzeczywiście, po tamtym wypadku sprzed lat niechętnie się kąpał - utrzymuje. - Nie należał do tych, którzy chcieliby innym zaimponować odwagą czy popisać się pływackimi umiejętnościami. Wydawało się, że Wisłę znał tak dobrze, jak każdy tutaj.

Świadkiem tragedii był Paweł Sapijaszka, który nad Wisłę przyjechał po to, by wędkować.

- Na brzegu siedziało kilka osób, tamten chłopak wraz z dziewczyną wypoczywał kilkadziesiąt metrów dalej - opowiada przejęty. - Widzieliśmy, jak wchodzą do wody i zaczynają iść w kierunku drugiego brzegu. Brodzili po kolana, przeszli tak kilkadziesiąt metrów. A potem nagle zniknęli. Dziewczyna wynurzała się ze trzy razy i wołała o pomoc. Chłopak już się nie pojawił...

Na ratunek rzuciło się dwóch mężczyzn. Udało im się złapać dziewczynę i wyciągnąć na brzeg. Była przytomna, nałykała się jednak dużo wody. Paweł Sapijaszka jeszcze podczas akcji ratunkowej dzwonił z "komórki" na numer alarmowy 112. Zgłosił się dyżurny Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Zwoleniu, który po przyjęciu sygnału przekazał zgłoszenie kozienickiemu pogotowiu. Niespełna 18-letnią Ewelinę przewieziono do szpitala.

- Na szczęście nie doznała większego uszczerbku na zdrowiu, jednak przeżyła szok i na razie nie można z nią rozmawiać na temat tego, co się stało - mówi Czesław Czechyra, ordynator Oddziału Dziecięcego kozienickiego szpitala. - Minie sporo czasu, zanim dojdzie do siebie. U nas pozostanie co najmniej dwa dni na obserwacji.

Ludzie bez szans

Łódź z okolicznymi mieszkańcami pływa już od kilku godzin. Rano położyli na wodzie kawałek styropianu, do którego przymocowali sznurek. Styropian jest prawie w tym samym miejscu.

- Tutaj raczej nic by się nie stało - przypuszcza jeden z prowadzących poszukiwania na łodzi. - Oni mieli pecha, wpadli w przykos, a Mariusza w dodatku porwał nurt.

Sprawdzili już wiele miejsc, wypływają też tam, gdzie Mariusz zniknął w toni. Sondują głębokość wiosłem. Zanurza się na ponad dwa metry. Wszystko obserwują ludzie na brzegu. Kiwają z niedowierzaniem głowami, bo niedaleko wiosła w dno rzeki wbity jest od dawna krótki palik. Kilka metrów i prawie dwa metry różnicy głębokości.

- Mariusz nie miał szans - zauważa młody chłopak.

On sam nigdy nie próbował zmierzyć się z Wisłą. Ale jego młodszy brat - tak.

- Gówniarz przepłynął kiedyś na drugi brzeg. Jeszcze chwalił się swoją głupotą, ale rodzicom nic nie powiedzieliśmy. Mam nadzieję, że teraz, po tej tragedii, takie pomysły nie będą mu już przychodziły do głowy - mówi młodzieniec.

Trzy tragedie

Ciała utopionego mężczyzny szukali także strażacy oraz policjanci z Kozienic. Dzień wcześniej prowadzili takie same czynności kilkanaście kilometrów poniżej Kozienic, w Wilczkowicach. Do Wisły wskoczył tam w ostatnią sobotę 27-letni mężczyzna.

- Skoczył o piątej nad ranem - precyzuje Zbigniew Szewczyk, zastępca komendanta powiatowego policji w Kozienicach. - Wędkarze zauważyli, jak zaczął się topić. Wołał o pomoc, ale nie było żadnych szans, by go uratować. Chwila i już było po nim. Mieszkał w Wilczkowicach, znał doskonale niebezpieczeństwa związane z kąpielą w tej rzece, a jednak skoczył.

Zdaniem komendanta, niebezpieczeństwa, jakie czyhają na amatorów rzecznej kąpieli, są ogromne.

- Wisła ciągle zmienia ukształtowanie dna - tłumaczy. - Jednego dnia może być w danym miejscu bardzo płytko, a następnego woda skryje już człowieka. Wystarczy nabrać w pierwszym odruchu wody w usta i nieszczęście gotowe. Przed rokiem mieliśmy pięć przypadków utonięć w Wiśle. W tym roku już trzy.

Według komendanta, pod koniec czerwca, też w okolicach Wilczkowic, czterech mieszkańców Radomia łowiło ryby. Mężczyźni zarzucali wędki między innymi z zacumowanych na rzece barek, do których dopływali pontonem. Jeden z nich po powrocie na brzeg postanowił jeszcze raz znaleźć się na barce, ale tym razem nie korzystając z pontonu. Jego koledzy widzieli, jak wszedł do Wisły i wciąga go wir. Zniknął.

Opinię, że Wisła jest bardzo niebezpieczną rzeką, potwierdzają też ratownicy.

- Nurt płynie z prędkością powyżej metra na sekundę, ukształtowanie dna zmienia się, a następuje to zwykle po ulewach - mówi Zdzisław Radulski, szef radomskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Trudno jest też liczyć na pomoc ratowników, bo na tych terenach nie ma strzeżonych kąpielisk. Kiedyś było jedno, w Solcu. Tam ratownik miał swoje stanowisko na samym końcu kąpieliska. Dzięki temu mógł skutecznie pomóc człowiekowi niesionemu przez nurt rzeki. W tym roku nikt z Solca nie zgłaszał zapotrzebowania na ratowników...

Patrole na wodzie

Policjanci z Kozienic mają łódź motorową, którą prawie każdego dnia patrolują Wisłę. Funkcjonariusze mają też uprawnienia ratowników.

- Jesteśmy jednak w stanie lustrować odcinek kilkudziesięciu kilometrów - podkreśla Zbigniew Szewczyk. - Nie zawsze możemy być tam, gdzie zachodzi taka potrzeba. Zresztą trudno jest przewidzieć ludzkie zachowania. Chociażby to, że ktoś będzie pływał o piątej nad ranem. Pozostaje nam pouczanie i apelowanie do ludzi, by nie ryzykowali i najlepiej w ogóle nie kąpali się w Wiśle.

Z policyjnych statystyk wynika, że Mariusz był 28. osobą, która utonęła w tym roku w województwie mazowieckim. Prawie połowa z nich zginęła w rzekach, inni stali się ofiarami kąpieli w stawach, gliniankach, zalanych wodą skalnych wyrobiskach. Na strzeżonych kąpieliskach nie utonął nikt.

- Każdą tragedię dokładnie analizujemy - twierdzi Tomasz Cybulski, naczelnik Wydziału Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji z siedzibą w Radomiu. - Przyczyny są dwie: albo kąpiel w niedozwolonym miejscu, albo alkohol. Często łączą się one z sobą, do tego dochodzą brawura, chęć popisania się lub nieostrożność.

Matka Mariusza wciąż nie może zrozumieć nieszczęścia, które ją dotknęło, ale stara się z nim pogodzić.

- Widocznie Bóg tak chciał... - mówi przez łzy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie