Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojnę przeżyła cała moja rodzina

Piotr KUTKOWSKI [email protected]
- Wojna kojarzy mi się z biedą i głodem – wspomina Daniel Franczyk
- Wojna kojarzy mi się z biedą i głodem – wspomina Daniel Franczyk Fot. Piotr Kutkowski
Mija 70 lat od wybuchu II wojny światowej. Swoimi wspomnieniami dzieli się z Państwem 74-letni mieszkaniec Radomia, Daniel Franczyk.

W czasie wojny mieszkałem z rodzicami w Mostkach, niedaleko Suchedniowa, tam się też urodziłem. Rodzice zajmowali się gospodarstwem rolnym.

Siostra urodziła się w 1939 roku, ja w 1935. Choć we wrześniu 1939 roku miałem tylko cztery lata, to zapamiętałem jeden epizod - siedziałem w progu domu razem z kolegą, gdy niebie pojawiły się z niemieckie samoloty. Musiało być ich dużo, całe eskadry, bo mieszkanie aż się zatrzęsło. Ja też się trząsłem. Ze strachu.

OCALENI

To był rok 1942 albo 43. Dokładnie nie pamiętam, bo byłem wówczas jeszcze małym dzieckiem. Pewnego dnia, to było lato, poszedłem z mamą za stodołę. Ona zajmowała się suszeniem siana, ja kręciłem się koło niej. W pewnym momencie podszedł do nas młody mężczyzna, mógł mieć 18-20 lat, miał czarne włosy. Nie zwracał uwagi swoim strojem. Może tylko tym, że był bardzo biednie ubrany. Przywitał się, poprosił mamę o pożyczeniu mu zapałek.

- Po ci zapałki? -zapytała.
- Chciałem zapalić ognisko i coś przygotować do zjedzenia - odpowiedział.

Mama o nic więcej nie pytała. Poszła do domu, z kuchni zabrała zapałki i dała je mężczyźnie. On oddalił się w kierunku odległego od naszych zabudowań jakieś 150 metrów lasu. Mama wróciła do pracy. Trzy godziny później zobaczyliśmy jadący w stronę naszego domu samochód, taką małą ciężarówkę. Zatrzymała się przed naszym mieszkaniem, wysiadło z niej kilku żołnierzy niemieckich i oficer. Był też mężczyzna, który pożyczył od nas zapałki. Niemcy skuli mu ręce z tyłu. Widać było, że jest więźniem. Mama struchlała ze strachu, bo od razu wyobraziła sobie, że Niemcy przyprowadzili go, by wskazał, kto mu pomógł.

Oficer kazał mężczyźnie iść drogą w stronę lasu, a gdy byli może z metr od nas wyciągnął z kabury pistolet i strzelił mu w głowę. Mężczyzna padł twarzą do ziemi, wtedy oficer odwrócił go nogą i jeszcze raz wycelował w niego broń. Czy strzelił drugi raz, nie wiem, byłem w zbyt dużym szoku. Płakałem, wtuliłem się w mamę. A ona był przekonana, że teraz przyszła pora i na nas. Ale oficer nie mówiąc słowa zawrócił i wsiadł do samochodu, a za nim pozostali żołnierze. Ciężarówka odjechała, my zostaliśmy na podwórku z zabitym człowiekiem. Gdy ojciec przyjechał do domu, załadował zwłoki na taczki, zawiózł je do lasu i tam zakopał.

Sprawa stała się głośna w okolicy. Ludzie mówili, że Niemcy zabili Żyda, który się ukrywał. Rodzice byli mu wdzięczni, że nas nie wydał. Gdyby zdradził nas jednym słowem, pewnie leżelibyśmy w grobie razem z nim.

CHLEB Z CUKREM

Wojna kojarzy mi się z biedą, wręcz z głodem. Na śniadanie jedliśmy czasami wodę zabielaną mlekiem, taki "barszcz", na obiad to samo, tyle że z dodatkiem kartofli. Mama sama piekła chleb, wystarczał na dwa tygodnie. Ale jeden chleb, a właściwie dwie jego kromki zapamiętałem szczególnie. Szedłem do I komunii, a że musiałem być na czczo mama ukroiła dwie pajdy, polała je wodą i posypała cukrem a potem owinęła.

Już po komunii ksiądz zaprosił nas na plebanię. Zjadaliśmy tam nasze zapasy popijając danym nam przez kapłana nieznanym napojem. To było kakao - rarytas ogromny, coś niespotykanego. Ale chleb z cukrem był dla mnie nie mniejszym rarytasem.

By jakoś związać koniec z końcem ojciec zajmował się nie tylko gospodarką, ale też trochę handlował żywnością. Pewnie dlatego Niemcy dwa razy zamknęli go w więzieniu, ale zawsze udawało mu się wrócić do domu bez szwanku. Kiedyś pojechał do Bodzentyna rowerem, tam kupił zboże i wracając wiózł worek na ramie.

Gdy był już niedaleko domu zobaczył dwóch idących drogą Niemców. Przestraszył się, dał nurka w żyto, stamtąd obserwował co się dzieje. Niemcy najwidoczniej zauważyli go, bo szli w jego kierunku. Mógł dalej uciekać, ale postanowił wyjść z ukrycia. Z Niemcami dogadywał się mieszanką polskiego i niemieckiego. Tłumaczył im, że dokupił zboże, bo w domu już go nie było a ukrył się, bo bał się, że go zatrzymają a nawet zastrzelą. Usłyszał, że na pewno zostałby zastrzelony, gdyby uciekał. A tak ma darowane życie.
ŚWIĘTA Z NIEMCAMI

W czasie wojny uczyłem się w czteroletniej szkole podstawowej w Mostkach. Nauczycielka pochodziła z Radomia, nazywała się Maciejewska. Kiedyś, gdy byliśmy razem w klasie nastąpił potężny wybuch, wszystkie okna wyleciały, z sufitu posypał się na nas tynk. Od szkoły pół kilometra znaleźliśmy wielki lej, a ludzie mówili, że eksplodowała jakaś niemiecka rakieta. Czy była to prawda, nie wiem, wiem natomiast, że ja byłem sprawcą innej "eksplozji".

Na naszym podwórku ojciec rozmawiał ze znajomym, który służył w konspiracji. Siedzieli blisko domu, a ja z nudów rzucałem kijami. Pech chciał, że jeden z nich trafił w okno. W pierwszym odruchu wyglądało to tak, jakby ktoś do ojca i jego kolegi strzelił. Bardzo się wystraszyli.

To było już bliżej końca wojny, gdy w okresie świat Bożego Narodzenia w naszym domu zakwaterowano sześciu niemieckich żołnierzy. W dzień stacjonowali w lesie, zajmując się obsługą radiostacji na samochodzie, który stał ukryty pomiędzy drzewami, wieczorami przychodzili spać. Trzech z nich było Ślązakami, mówili po polsku. Ich imiona to Jurek, Gustaw i Daniel.
Przed świętami przynieśli mąkę i poprosili mamę, by upiekła im ciasto. Zwykle jej się udawało, ale tym razem wszystko oklapło. Okazało się, że mąka była z kukurydzy. Zrozpaczona mama bała się gniewu Niemców i nie wiedziała, co zrobić. W końcu poszła na wieś i pożyczyła żytniej maki. Tym razem wypiek udał się znakomicie. Zadowoleni Niemcy chcąc podziękować i odwdzięczyć się przynieśli kurę i indyka. Takiego jedzenia już dawno nie widzieliśmy, to była prawdziwa uczta!. Święta spędziliśmy razem z żołnierzami. Potem odjechali, ślad po nich zaginął. Pozostały tyko wspomnienia.

Wojnę udało się przeżyć całej naszej rodzinie, ja wyprowadziłem się z Mostek w 1948 roku do Radomia i tu mieszkam do tej pory. Myśląc wojna mam przed oczami widok tego zastrzelonego przy mnie człowieka. I od tego widoku już chyba nigdy się nie wyzwolę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie