Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wstyd wariata

/Ad/

Wciąż wielu rodziców unika posyłania dzieci upośledzonych intelektualnie do szkół specjalnych - wynika z danych radomskiej delegatury kuratorium. Ile jest dzieci zagubionych, wyśmiewanych przez rówieśników, dzieci, które nie potrafią odnaleźć się w swoim środowisku? Tego nikt nie wie. Rodzice unikają wizyt w poradniach psychologiczno-pedagogicznych, które w założeniu mają im pomagać.

Problem jest szczególnie dotkliwy w małych miejscowościach. Nie chcą o nim mówić, ani nauczyciele, ani rodzice. Wciąż pokutuje wstyd przed etykietką "wariata".

- Spotkałam się z tym problemem wiele razy - przyznaje dyrektorka jednej z podstawówek w powiecie kozienickim. - Bardzo ciężko namówić rodziców, aby wybrali się z dzieckiem do poradni. Jeśli już pojadą, to skorzystają z badania pedagogicznego, ale rezygnują już z konsultacji u psychiatry. Nie uzyskują ani orzeczenia, ani diagnozy. W ten sposób w sytuacji dziecka upośledzonego nic się nie zmienia.

Obowiązujące prawo nie pociąga do odpowiedzialności rodziców, którzy zaniedbują w ten sposób chore pociechy. Ważne, aby dziecko chodziło do szkoły. Niespecjalistycznej, ale tej "normalnej", ze wszystkimi tego konsekwencjami.

- Rodzic może ukryć w szufladzie orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego i nikt nie może go zmusić, aby zrobił z niego użytek - wzdycha Barbara Skałbania, dyrektor radomskiej delegatury kuratorium oświaty. - Poza tym opiekunowie sami mogą wybrać czy dziecko ma się uczyć w szkole masowej z zachowaniem specjalnego programu nauczania, szkole specjalnej czy integracyjnej. Tymczasem, te które pozostają osiedlowych czy wiejskich podstawówkach, siedzą w ostatnich ławkach i nikt się nimi nie zajmuje.

Psycholodzy i pedagodzy pracujący w szkołach specjalnych biją na alarm. Im wcześniej rozpocznie się pracę z dzieckiem, tym większe szanse na naukę. Tymczasem w wielu szkołach wiejskich integracja jest tylko fikcją. Brakuje nie tylko czasu, ale także pieniędzy na dodatkowe zajęcia dla upośledzonych uczniów.

- Trafiają do nas dzieci z szóstych klas, które nie potrafią czytać - mówi Lucyna Zegarek, psycholog z Zespołu Szkół numer 1 w Radomiu. - Gdyby przyszły do nas wcześniej, moglibyśmy zrobić dla nich o wiele więcej. W szkole specjalnej dajemy dziecku poczucie bezpieczeństwa, dowartościowania i co bardzo ważne możliwość przeżycia sukcesu. Dzięki temu stają się bardziej aktywne i chętniej się uczą. Efekty są widoczne. Nasi absolwenci kontynuują naukę w zasadniczych szkołach zawodowych, a niektórzy nawet w technikum.

Wstydliwy problem

Nie wiadomo, ile dzieci z upośledzeniami pozostaje w szkołach ogólnodostępnych. Ciemna liczba dotyczy głównie terenów wiejskich. Tam najczęściej rodzice nie zgłaszają swych pociech po poradni psychologiczno-pedagogicznych. Konsultacje u psychologa to nadal temat tabu i powód do wstydu. Dlatego upośledzone dzieci, mimo że nie radzą sobie z programem nauczania, pozostają w tych samych klasach i ani kuratorium ani żadna inna instytucja nie zna ich dokładnej liczby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie