Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wydra: Żeby facet poczuł się jak prawdziwy samiec (mp3, video)

Dominik Majsterek
Najnowsza płyta Szymona Wydry i Carpe Diem nosi tytuł "Remedium"
Najnowsza płyta Szymona Wydry i Carpe Diem nosi tytuł "Remedium"
Dziś, 23 listopada, premiera nowej płyty Carpe Diem. Szymon Wydra opowiada nam o jej powstawaniu i udziale w nim swojej córeczki.

Dominik Majsterek: * Dziś premiera waszej kolejnej płyty. Nazwaliście ją "Remedium". Na co to ma być remedium?

Szymon Wydra: - Na troski dnia codziennego, ma stać się lekarstwem na całe zło. Zawsze mówiłem o tym, że nasz zespół ma wytyczony plan działania, cel i ideologię wokół, której się obraca. Tą ideologią jest chwytanie dnia, czyli carpe diem. To jest nasze drugie imię i nazwisko. Wciąż jesteśmy głodni tego hasła i tego aby innym sprawiać radość. Zawszę mówię, że my po prostu uwielbiamy robić innym dobrze. Bez żadnych podtestów.
Ostatnio kopnął nas wielki zaszczyt, bowiem w Sali Kongresowej wręczaliśmy nagrody Złoty Dziób radia Wawa. Przypadło nam w zaszczycie wręczenie statuetki zespołowi Kombii! To jest kolejny dowód na to, że to chwytanie dnia się sprawdza, że spełniamy marzenia. Bo kto by pomyślał, że my, zespół grający kilkanaście lat temu w pubach, do przysłowiowego kotleta - kiedy wykonywaliśmy głównie covery, między innymi zespołu Kombii - nagle będzie wręczał nagrodę ikonie polskiej muzyki rozrywkowej.

* To już trzecia wasza płyta. Czy rodziła się łatwiej niż poprzednie?

- Pierwsza płyta "Teraz Wiem" rodziła się w pośpiechu, można wręcz powiedzieć, że naprędce. Mimo to uważam ją za udaną. Piosenki z niej są przecież śpiewane do dziś. Potem mieliśmy trzy lata przerwy. W tym okresie było trochę perturbacji w zespole, trzeba było wyczyścić skład i otoczyć się ludźmi wypróbowanymi, samymi przyjaciółmi. Dwa lata temu powstała płyta "Bezczas", która także rodziła się bólach. I podobnie jak w przypadku "Teraz Wiem", "Bezczas" uważam za udaną.
Po tych wszystkich zawirowaniach marzyłem o tym, żeby wreszcie nagrać płytę w pełnym spokoju, bez pośpiechu i ciśnienia. I właśnie "Remedium" jest takim krążkiem. Nagrywaliśmy go nie po łebkach, nie na siłę. Dopracowany jest na niej każdy dźwięk i każde słowo. Nie znaczy to, że "Remedium" jest aptekarska, wyśrubowana. Nie było by w niej wówczas emocji, a one są. Naszą twórczość adresujemy do osób wrażliwych, emocjonalnie nastawionych na świat.

* Długo pracowaliście nad tym krążkiem?

- Dwa lata.

Album dedykowałeś swojej rodzinie

- Moi najbliżsi wiele mi pomogli. Mówię tu o córce Simonie i jej mamie Ani. Tak naprawdę bez nich nie mógłbym pracować w spokoju i stworzyć żadnego materiału. Ania mi bardzo pomagała, a Simonka napędzała mnie uśmiechem. Gdy na nią spojrzałem miałem milion różnych pomysłów.
* Kiedy trzymałeś ją na kolanach, komponując lub pisząc nigdy nic nie zbroiła?

- Niejednokrotnie tak było (śmiech), ale często mi też pomagała. Raz było tak, że szukałem dźwięku na gitarze. Miałem taki ciężki moment i nagle Simona uderzyła w struny. Wydobył się dźwięk, którego właśnie szukałem!

* W której piosence można usłyszeć ten dźwięk?

- "Dlaczego ja".

* Masz więc w domu małego kompozytora.

- W podziękowaniach na tej płycie napisałem miedzy innymi dla Simony, że życzyłbym sobie, aby ta płyta była równie śpiewna i taneczna jak "Bezczas". Dlatego, że Simonka nawet śpiewa piosenki z tej płyty, mimo że ma dopiero rok i cztery miesiące. Poza tym nie może ustać w miejscu. Kiedy słyszy muzykę kręci się, podnosi nóżki i całe jej ciałko się rusza. Jestem strasznie dumny.

* Mówiłeś o wsparciu Ani. Na czym ono konkretnie polegało?

- To była pomoc w pełnym wymiarze. Kiedy widziała, że potrzebuję samotności, to usuwała się w cień. Kiedy jednak potrzebowałem jej wsparcia, na przykład gdy się zastanawiałem, w którą stronę pójść, bo miałem kilka pomysłów, Ania naprowadzała mnie. Mówiła mi o czym jej ta melodia opowiada. To było dla mnie istotne. W tym miejscu należą się jej wielkie ukłony. To że jest przy mnie jest po prostu nieocenione.

* Jak wiele wersji piosenek było nagranych, a nie trafiło na tą płytę.

- Całe mnóstwo. Mieliśmy ponad czterdzieści utworów, a zostało jedenaście. Te, które pozostały, nie trafiły dosłownie do kosza, one gdzieś tam jeszcze są zapisane.

* Premiera płyty jest co prawda dziś, ale od pewnego czasu wasz singiel "Jak ja jej to powiem" krąży w Internecie. Jakie zbiera opinie?

- Nasi fani, znający nas od dawna, są lekko zdziwieni. Ten utwór jest trochę inny, taki pop rockowy. Ale nie tylko to zaskakuje. W tym utworze przybijam "piątkę" z facetami. Można zażartować, że stworzyłem wręcz hymn dla mężczyzn. To jest taka feministyczna piosenka rodzaju męskiego.

* Feministyczna piosenka rodzaju męskiego?

- Któregoś dnia otworzyłem swoje ucho szerzej i posłuchałem naszego rodzimego rynku muzycznego. Doszedłem do wniosku, że od paru lat jest więcej śpiewających kobiet i facetów. Wniknąłem więc w to co one śpiewają. Okazało się, że tematem przewodnim jest miłość, ale nie w takim wydaniu w jakim moglibyśmy sobie to wyobrażać - że kobieta chciałaby z nami być, tęskni i tak dalej. Nic z tego. Dziś temat relacji damsko męskich jest zupełnie inny. Dziś kobieta jest silna, samowystarczalna. Jawi się nam twardziel, który nie potrzebuje opiekuna. Mówi do niego, że żałuje, że go znała, żeby padł przed nią na kolana, że chciałaby go wymienić na lepszy model.
Osobiście bym nie chciał mieć takiej dziewczyny. Stąd pomysł na napisanie piosenki takiej samej dla mężczyzn. Żeby facet poczuł się jak facet. Już nie na kolanach przed kobietą, tylko jak prawdziwy samiec. Z tym, że tamte utwory są śpiewane na poważnie, a nasz jest z przymrużeniem oka.

* No fakt, nawet teledysk jest bardzo zachęcający dla facetów. Pojawia dużo ładnych kobiet. Przy nagrywaniu musiało być zabawnie.

- Zabawa była cudowna. Przyjechały piękne dziewczyny, które na co dzień pracują jako modelki. Dwie z nich prosto z Mediolanu i dwie z Paryża. Generalnie było na czym oko zawiesić, ale nie oszukujmy się to była przede wszystkim praca. Nagrywaliśmy teledysk, nie po to żeby pławić się wśród skąpo odzianych kobiecych ciał, tylko żeby promować nasz materiał.

* A Ania się nie dąsała?

- Ona rozumie, że jestem zawodowcem i wie na czym to polega.

* W pewnym momencie klipu masz na głowie różowe uszy króliczka. Skąd one się wzięły?

-(śmiech) To był totalny przypadek. Te różowe uszy nie były nawet rekwizytem przygotowanym do teledysku. W miejscu, w którym go nagrywaliśmy, pracuje teatr Montownia i uszy należały do niego. Jakimś dziwnym trafem je dojrzałem i założyłem na głowę, żeby się trochę powygłupiać. A reżyserka, która widziała to wszystko na podglądzie stwierdziła, że to jest super pomysł. Krzyknęła do mnie, żebym ich nie zdejmował, że pokaże, jacy jesteśmy rozrywkowi. Stwierdziłem proszę bardzo. Mam tylko nadzieję, że po obejrzeniu klipu koledzy wpuszczą mnie do Radomia (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie