Darek Załuski, jeden z członków wyprawy na K2, przy zejściu z obozu IV
(fot. fot. Tamara Styś)
Gdy Tamara Styś po raz pierwszy wyjechała z Pionek w góry, dopiero skończyła siódmą klasę szkoły podstawowej. Wraz z dwoma koleżankami zdobyła wówczas Giewont w Tatrach. Teraz wspina się na najwyższe szczyty na świecie.
- Ta wyprawa na Giewont miała przełomowe znaczenie. Zauważyłam, że lubię wspinanie, a wejście na szczyt daje ogromną satysfakcję i radość z osiągniętego celu. Okazało się, że nawet mozolne podchodzenie może być przyjemne, kiedy wokół widzi się tyle piękna - opowiada.
GOŚCINNE TATRY
Tamara wychowała się w Pionkach i tu mieszkała 20 roku życia. Chodziła do "Technikum Czerwonego", do klasy o profilu hotelarskim. Choć dziś Tamara mieszka w Warszawie, to z Pionkami wciąż ją łączą bardzo ciepłe wspomnienia.
- Tutaj nadal mieszka moja rodzina i kilku przyjaciół. Kiedy tylko przyjeżdżam do Pionek, idę na spacer lub trening biegowy do Puszczy Kozienickiej. Zapach tego lasu jest jednym z zapachów dzieciństwa, który przywołuje ma myśl przyjemne czasy beztroski - mówi.
Pierwsza wyprawa w Tatry przyniosła swój skutek. Okazało się, że w nowej szkole działał Klub Górski. W tym klubie, poza wyjazdami w góry, młodzi wspinacze planowali różne przedsięwzięcia. Organizowali również wypady w podkieleckie skałki, by poczuć dreszczyk emocji.
- Jak mawiał Wiesław Borowski, opiekun naszego kubu, mieliśmy poczuć skałę, oswoić się i potem w wyższych górach czuć się pewniej - dodaje Tamara Styś.
Kilka razy taternicy wyjeżdżali w nasze Tatry, gdzie przedreptali pewnie wszystkie możliwe szlaki turystyczne, a dodatkowo pod okiem profesjonalnych przewodników tatrzańskich, zdobywaliśmy trudniejsze szczyty.
- Weszliśmy choćby na Mnicha czy Mięguszowiecki Szczyt Wielki. Był to niewątpliwie najpiękniejszy okres mojej młodości - wspomina alpinistka.
KARTA TATERNIKA
Pod koniec szkoły, razem z przyjaciółmi Tamara Styś ukończyła kurs skałkowy w Podlesicach, a potem kurs tatrzański w Betlejemce, na Hali Gąsienicowej. Po pomyślnie zdanym egzaminie otrzymała kartę taternika i mogła już samodzielnie, bez pomocy przewodników, poznawać nie tylko tatrzańskie szczyty, ale również ich ściany.
- Na studia wyjechałam do Wrocławia, na Politechnikę Wrocławską i zaczęłam nieśmiało rozglądać się za innymi górami - mówi.
Na swój pierwszy wyższy szczyt wybrała Elbrus na Kaukazie, który liczy 5642 metrów nad poziomem morza. Potem był Pik Lenina, niezwykle wymagająca góra, która obecnie nosi nazwę Pik Awicenny - 7134 metrów nad poziomem morza. Tamara zdobyła potem Jebel Toubkal, 4167 metrów n.p.m., najwyższy szczyt Afryki Północnej i Mont Blanc - 4886 metrów n.p.m. w Alpach.
- W nagrodę za ukończenie studiów pojechałam z przyjacielem do Iranu. Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy ...od wejścia na najwyższą górę tego kraju, wygasły wulkan - Demawend, liczący 5610 metrów n.p.m. Po tym wyczynie już z czystym sumieniem mogliśmy zająć się zwiedzaniem samego Iranu - śmieje się Tamara Styś.
NAJWYŻSZE SZCZYTY
- Udane wejście na siedmiotysięcznik, właściwie bez większego przygotowania treningowego, miało swoje konsekwencje… zaczęłam marzyć o wejściu na 8000m. A ponieważ wychodzę z założenia, że marzenia są po to, żeby je realizować, cztery lata temu wyjechałam w Karakorum, z planem wejścia na dwa szczyty ośmiotysięczne: Gasherbrum II i I - mówi alpinistka.
Tamarze udało się zrealizować tylko pierwszą część planu, gdyż Gasherbrum I skutecznie "obronił się" przed wspinaczami.
- Po dotarciu do ostatniego obozu, założonego na wysokości 7200 metrów nad poziomem morza musieliśmy się wycofać z powodu złej pogody. Ale stanęłam na swoim pierwszym ośmiotysięczniku i muszę szczerze przyznać, że dodało mi to przysłowiowych skrzydeł - mówi z dumą himalaistka.
Pomimo tego, że Gasherbrum II jest jedną z najłatwiejszych gór spośród wszystkich 14 szczytów liczących powyżej ośmiu tysięcy metrów, to jednak samo przebywanie na takiej wysokości jest sporym wyzwaniem. Wzrasta też motywacja, by wejść na kolejne szczyty.
- W 2006 roku po raz pierwszy pojechałam też do Nepalu w Himalaje, na - uważaną za najpiękniejszą górę Świata - Ama Dablam, która liczy 6856 metrów n.p.m. - mówi Tamara Styś.
Tym razem K2 okazała się zbyt trudna do zdobycia dla Tamary Styś.
(fot. fot. Tamara Styś)
PRACA i K 2
Na kilka lat Tamara Styś zarzuciła wspinaczkę. Musiała zająć się swoją pracą. Gdy jej kariera marketingowca w stolicy ustabilizowała się, Tamara Styś dostała szansę w tym roku, by wyruszyć na najbardziej niedostępną górę świata - na K2. Jest to drugi szczyt na świecie pod względem wysokości, liczy 8611 metrów n. p. m.
- Zdecydowałam wyruszyć na ten szczyt - mówi.
Wyprawa była jednak sporym wyzwaniem. Himalaistom udało się założyć obóz IV już na wysokości około 7900 metrów.
- Wspinałam się w gronie bardzo doświadczonych himalaistów z całego świata, od których miałam szansę wiele się nauczyć - mówi alpinistka.
Jednak wspinacze musieli uznać potęgę potężnej góry, wycofali się.
- Mimo, że nie udało nam się stanąć na szycie góry gór, to przeżyłam niesamowitą przygodę. Niewątpliwie każda wyprawa była dla mnie sukcesem. Każda wymaga sporych przygotowań, organizacji, odważenia się na podjęcie walki i liczenia się z porażką - opowiada Tamara Styś.
O KROK OD TRAGEDII
Każda wyprawa jest alpinistów okazała się niezapomniana, a to głównie dzięki ludziom, z którymi się przebywa.
- Mówi się, że nie ma gór łatwych i pod tym stwierdzeniem podpisuję się obiema rękami. Opowiem, jak dwa lata temu wybrałam się zimą z jednymi z największych sław polskiego himalaizmu w Tatry Zachodnie. I potem okazało się, jak trudna to była wyprawa - mówi.
Wtedy, w ramach treningu, taternicy zamierzali przejść grań Tatr Zachodnich non stop, bez noclegu.
- Zakładaliśmy, że powinno nam to zająć dwadzieścia kilka godzin - relacjonuje Tamara Styś.
Ekipa wyruszyła o godzinie 11.30 ze schroniska w Dolinie Chochołowskiej i przez Grzesia, Wołowiec, Starorobociański i Tomanowy Wierch o 8.30 rano uczestnicy doszli do Przełęczy Tomanowej.
Z przełęczy taternicy zaczęli podchodzić na Ciemniak już w promieniach przedpołudniowego słońca. W połowie drogi na ten szczyt zaczął się teren z dużymi nawisami śnieżnymi. Artur Hajzer szedł pierwszy, za nim w odstępie kilku metrów Darek Załuski, potem Tamara Styś i Piotr Pustelnik.
- Nagle Artur zniknął nam z oczu, spadł w dół z nawisem śnieżnym. Mimo, że jako bardzo doświadczony taternik i himalaista, miał świadomość niebezpieczeństwa i zawsze omijał nawisy, tym razem, nie uniknął obrywu - mówi himalaistka.
Lawina spowodowana przez upadek Artura była ogromna, wszyscy zamarli z grozy. Ze względu na ryzyko wywołania kolejnych lawin, nikt nie mógł zejść do przysypanego śniegiem Artura.
- Z powodu braku zasięgu nie udawało nam się połączyć telefonicznie z Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Sytuacja wyglądała dramatycznie. Darek zaczął zbiegać w stronę Tomanowej Przełęczy, aby sprowadzić pomoc, ja wolniej zaczęłam schodzić za nim. W końcu Piotrek cudem złapał zasięg telefonii słowackiej i powiadomił TOPR o wypadku - mówi Tamara Styś.
Odpoczynek po ciężkim dniu pod K2. Od lewej: Dariusz Załuski, Tamara Styś, Bogdan Ogrodnik, Anna Czerwińska.
HELIKOPTER NA POMOC
Na szczęście pogoda w Tatrach była idealna i śmigłowiec doleciał na czas już po kilkunastu minutach.
- Po pół godzinie dostaliśmy sms od Artura, o treści: żyję! Niewyobrażalny kamień spadł mi z serca, ulga była tak duża, że nie byłam w stanie powstrzymać łez - mówi Tamara Styś.
Artur został zauważony i odkopany przez ratowników bardzo szybko, dzięki końcówce czekana, którą udało mu się wystawić spod śniegu. To uświadomiło wszystkim, że mimo bardzo dobrego przygotowania do przejścia tatrzańskiej trasy i świadomości zagrożeń, nie udało się uniknąć wypadku.
- To wydarzenie pokazało mi, że trzeba być bardzo uważnym w każdych górach. W Tatrach byłam niezliczoną ilość razy i mimo tego, że chodziłam już po Alpach, Kaukazie, Pamirze, Karakorum i Himalajach to właśnie w Tatrach przeżyłam największe chwile grozy - dodaje Tamara Styś.
ŻYCIE W RUCHU
Himalaistka twierdzi, że już nie zmieni swego życia. Lubi życie w ruchu.
- Jeśli nie jestem w górach, to najczęściej można mnie spotkać na ściance wspinaczkowej, na basenie lub w lesie, gdzie biegam. W wolnych chwilach czytam albo chodzę do kina. Ostatnio jestem mocno zaangażowana w prowadzenie agencji turystycznej, dzięki której również innym mogę pokazać piękno Himalajów - uśmiecha się Tamara Styś.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?