Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Pionek aż na dach świata (zdjęcia)

Antoni SOKOŁOWSKI [email protected]
Tamara Styś w drugim obozie na K2, na wysokości 6350 metrów nad poziomem morza.
Tamara Styś w drugim obozie na K2, na wysokości 6350 metrów nad poziomem morza. fot. Dariusz Załuski
Tamara Styś ma za sobą wyprawy w Himalaje, w tym także na niedostępny K2. Opowiada nam o swojej wielkiej życiowej pasji
Darek Załuski, jeden z członków wyprawy na K2, przy zejściu z obozu IV
Darek Załuski, jeden z członków wyprawy na K2, przy zejściu z obozu IV fot. Tamara Styś

Darek Załuski, jeden z członków wyprawy na K2, przy zejściu z obozu IV
(fot. fot. Tamara Styś)

Gdy Tamara Styś po raz pierwszy wyjechała z Pionek w góry, dopiero skończyła siódmą klasę szkoły podstawowej. Wraz z dwoma koleżankami zdobyła wówczas Giewont w Tatrach. Teraz wspina się na najwyższe szczyty na świecie.

- Ta wyprawa na Giewont miała przełomowe znaczenie. Zauważyłam, że lubię wspinanie, a wejście na szczyt daje ogromną satysfakcję i radość z osiągniętego celu. Okazało się, że nawet mozolne podchodzenie może być przyjemne, kiedy wokół widzi się tyle piękna - opowiada.

GOŚCINNE TATRY

Tamara wychowała się w Pionkach i tu mieszkała 20 roku życia. Chodziła do "Technikum Czerwonego", do klasy o profilu hotelarskim. Choć dziś Tamara mieszka w Warszawie, to z Pionkami wciąż ją łączą bardzo ciepłe wspomnienia.

- Tutaj nadal mieszka moja rodzina i kilku przyjaciół. Kiedy tylko przyjeżdżam do Pionek, idę na spacer lub trening biegowy do Puszczy Kozienickiej. Zapach tego lasu jest jednym z zapachów dzieciństwa, który przywołuje ma myśl przyjemne czasy beztroski - mówi.

Pierwsza wyprawa w Tatry przyniosła swój skutek. Okazało się, że w nowej szkole działał Klub Górski. W tym klubie, poza wyjazdami w góry, młodzi wspinacze planowali różne przedsięwzięcia. Organizowali również wypady w podkieleckie skałki, by poczuć dreszczyk emocji.

- Jak mawiał Wiesław Borowski, opiekun naszego kubu, mieliśmy poczuć skałę, oswoić się i potem w wyższych górach czuć się pewniej - dodaje Tamara Styś.

Kilka razy taternicy wyjeżdżali w nasze Tatry, gdzie przedreptali pewnie wszystkie możliwe szlaki turystyczne, a dodatkowo pod okiem profesjonalnych przewodników tatrzańskich, zdobywaliśmy trudniejsze szczyty.

- Weszliśmy choćby na Mnicha czy Mięguszowiecki Szczyt Wielki. Był to niewątpliwie najpiękniejszy okres mojej młodości - wspomina alpinistka.

KARTA TATERNIKA

Pod koniec szkoły, razem z przyjaciółmi Tamara Styś ukończyła kurs skałkowy w Podlesicach, a potem kurs tatrzański w Betlejemce, na Hali Gąsienicowej. Po pomyślnie zdanym egzaminie otrzymała kartę taternika i mogła już samodzielnie, bez pomocy przewodników, poznawać nie tylko tatrzańskie szczyty, ale również ich ściany.

- Na studia wyjechałam do Wrocławia, na Politechnikę Wrocławską i zaczęłam nieśmiało rozglądać się za innymi górami - mówi.

Na swój pierwszy wyższy szczyt wybrała Elbrus na Kaukazie, który liczy 5642 metrów nad poziomem morza. Potem był Pik Lenina, niezwykle wymagająca góra, która obecnie nosi nazwę Pik Awicenny - 7134 metrów nad poziomem morza. Tamara zdobyła potem Jebel Toubkal, 4167 metrów n.p.m., najwyższy szczyt Afryki Północnej i Mont Blanc - 4886 metrów n.p.m. w Alpach.

- W nagrodę za ukończenie studiów pojechałam z przyjacielem do Iranu. Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy ...od wejścia na najwyższą górę tego kraju, wygasły wulkan - Demawend, liczący 5610 metrów n.p.m. Po tym wyczynie już z czystym sumieniem mogliśmy zająć się zwiedzaniem samego Iranu - śmieje się Tamara Styś.

NAJWYŻSZE SZCZYTY

- Udane wejście na siedmiotysięcznik, właściwie bez większego przygotowania treningowego, miało swoje konsekwencje… zaczęłam marzyć o wejściu na 8000m. A ponieważ wychodzę z założenia, że marzenia są po to, żeby je realizować, cztery lata temu wyjechałam w Karakorum, z planem wejścia na dwa szczyty ośmiotysięczne: Gasherbrum II i I - mówi alpinistka.

Tamarze udało się zrealizować tylko pierwszą część planu, gdyż Gasherbrum I skutecznie "obronił się" przed wspinaczami.

- Po dotarciu do ostatniego obozu, założonego na wysokości 7200 metrów nad poziomem morza musieliśmy się wycofać z powodu złej pogody. Ale stanęłam na swoim pierwszym ośmiotysięczniku i muszę szczerze przyznać, że dodało mi to przysłowiowych skrzydeł - mówi z dumą himalaistka.
Pomimo tego, że Gasherbrum II jest jedną z najłatwiejszych gór spośród wszystkich 14 szczytów liczących powyżej ośmiu tysięcy metrów, to jednak samo przebywanie na takiej wysokości jest sporym wyzwaniem. Wzrasta też motywacja, by wejść na kolejne szczyty.

- W 2006 roku po raz pierwszy pojechałam też do Nepalu w Himalaje, na - uważaną za najpiękniejszą górę Świata - Ama Dablam, która liczy 6856 metrów n.p.m. - mówi Tamara Styś.

Tym razem K2 okazała się zbyt trudna do zdobycia dla Tamary Styś.
Tym razem K2 okazała się zbyt trudna do zdobycia dla Tamary Styś. fot. Tamara Styś

Tym razem K2 okazała się zbyt trudna do zdobycia dla Tamary Styś.
(fot. fot. Tamara Styś)

PRACA i K 2

Na kilka lat Tamara Styś zarzuciła wspinaczkę. Musiała zająć się swoją pracą. Gdy jej kariera marketingowca w stolicy ustabilizowała się, Tamara Styś dostała szansę w tym roku, by wyruszyć na najbardziej niedostępną górę świata - na K2. Jest to drugi szczyt na świecie pod względem wysokości, liczy 8611 metrów n. p. m.

- Zdecydowałam wyruszyć na ten szczyt - mówi.
Wyprawa była jednak sporym wyzwaniem. Himalaistom udało się założyć obóz IV już na wysokości około 7900 metrów.

- Wspinałam się w gronie bardzo doświadczonych himalaistów z całego świata, od których miałam szansę wiele się nauczyć - mówi alpinistka.

Jednak wspinacze musieli uznać potęgę potężnej góry, wycofali się.
- Mimo, że nie udało nam się stanąć na szycie góry gór, to przeżyłam niesamowitą przygodę. Niewątpliwie każda wyprawa była dla mnie sukcesem. Każda wymaga sporych przygotowań, organizacji, odważenia się na podjęcie walki i liczenia się z porażką - opowiada Tamara Styś.

O KROK OD TRAGEDII

Każda wyprawa jest alpinistów okazała się niezapomniana, a to głównie dzięki ludziom, z którymi się przebywa.

- Mówi się, że nie ma gór łatwych i pod tym stwierdzeniem podpisuję się obiema rękami. Opowiem, jak dwa lata temu wybrałam się zimą z jednymi z największych sław polskiego himalaizmu w Tatry Zachodnie. I potem okazało się, jak trudna to była wyprawa - mówi.

Wtedy, w ramach treningu, taternicy zamierzali przejść grań Tatr Zachodnich non stop, bez noclegu.
- Zakładaliśmy, że powinno nam to zająć dwadzieścia kilka godzin - relacjonuje Tamara Styś.
Ekipa wyruszyła o godzinie 11.30 ze schroniska w Dolinie Chochołowskiej i przez Grzesia, Wołowiec, Starorobociański i Tomanowy Wierch o 8.30 rano uczestnicy doszli do Przełęczy Tomanowej.

Z przełęczy taternicy zaczęli podchodzić na Ciemniak już w promieniach przedpołudniowego słońca. W połowie drogi na ten szczyt zaczął się teren z dużymi nawisami śnieżnymi. Artur Hajzer szedł pierwszy, za nim w odstępie kilku metrów Darek Załuski, potem Tamara Styś i Piotr Pustelnik.

- Nagle Artur zniknął nam z oczu, spadł w dół z nawisem śnieżnym. Mimo, że jako bardzo doświadczony taternik i himalaista, miał świadomość niebezpieczeństwa i zawsze omijał nawisy, tym razem, nie uniknął obrywu - mówi himalaistka.

Lawina spowodowana przez upadek Artura była ogromna, wszyscy zamarli z grozy. Ze względu na ryzyko wywołania kolejnych lawin, nikt nie mógł zejść do przysypanego śniegiem Artura.

- Z powodu braku zasięgu nie udawało nam się połączyć telefonicznie z Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym. Sytuacja wyglądała dramatycznie. Darek zaczął zbiegać w stronę Tomanowej Przełęczy, aby sprowadzić pomoc, ja wolniej zaczęłam schodzić za nim. W końcu Piotrek cudem złapał zasięg telefonii słowackiej i powiadomił TOPR o wypadku - mówi Tamara Styś.

Odpoczynek po ciężkim dniu pod K2. Od lewej: Dariusz Załuski, Tamara Styś, Bogdan Ogrodnik, Anna Czerwińska.
Odpoczynek po ciężkim dniu pod K2. Od lewej: Dariusz Załuski, Tamara Styś, Bogdan Ogrodnik, Anna Czerwińska.

Odpoczynek po ciężkim dniu pod K2. Od lewej: Dariusz Załuski, Tamara Styś, Bogdan Ogrodnik, Anna Czerwińska.

HELIKOPTER NA POMOC

Na szczęście pogoda w Tatrach była idealna i śmigłowiec doleciał na czas już po kilkunastu minutach.
- Po pół godzinie dostaliśmy sms od Artura, o treści: żyję! Niewyobrażalny kamień spadł mi z serca, ulga była tak duża, że nie byłam w stanie powstrzymać łez - mówi Tamara Styś.

Artur został zauważony i odkopany przez ratowników bardzo szybko, dzięki końcówce czekana, którą udało mu się wystawić spod śniegu. To uświadomiło wszystkim, że mimo bardzo dobrego przygotowania do przejścia tatrzańskiej trasy i świadomości zagrożeń, nie udało się uniknąć wypadku.
- To wydarzenie pokazało mi, że trzeba być bardzo uważnym w każdych górach. W Tatrach byłam niezliczoną ilość razy i mimo tego, że chodziłam już po Alpach, Kaukazie, Pamirze, Karakorum i Himalajach to właśnie w Tatrach przeżyłam największe chwile grozy - dodaje Tamara Styś.

ŻYCIE W RUCHU

Himalaistka twierdzi, że już nie zmieni swego życia. Lubi życie w ruchu.
- Jeśli nie jestem w górach, to najczęściej można mnie spotkać na ściance wspinaczkowej, na basenie lub w lesie, gdzie biegam. W wolnych chwilach czytam albo chodzę do kina. Ostatnio jestem mocno zaangażowana w prowadzenie agencji turystycznej, dzięki której również innym mogę pokazać piękno Himalajów - uśmiecha się Tamara Styś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie