Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo matki i dziecka w Radomiu. Sąd Okręgowy w Radomiu skazał sprawcę na dożywotnie pozbawienie wolności. "Zaplanował to z zimną krwią"

MAG
Sąd Okręgowy w Radomiu skazał 36-letniego Macieja S. na karę dożywotniego pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o wcześniejsze warunkowe zwolnienie po upływie 35 lat. Był on oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem 29-letniej Pauliny K. oraz ich 16-miesięcznego syna Miłoszka. Do zbrodni doszło 12 maja 2017 roku na osiedlu Gołębiów.

W czwartkowej rozprawie, podczas której były zaplanowane mowy stron i ogłoszenie wyroku, brali udział najbliżsi zamordowanej Pauliny oraz jej przyjaciele i znajomi. Oskarżony Maciej S. był sam, siedząc na ławie oskarżonych w towarzystwie rosłych policjantów.

Zaplanował i wykonał z zimną krwią

Prokurator Aneta Goźdź w swojej mowie końcowej podnosiła fakt, że zbrodnia zabójstwa matki z dzieckiem, byłej partnerki oskarżonego oraz ich 16-miesięcznego syna (jak udowodniono, Maciej S. jest jego biologicznym ojcem), dokonana ze szczególnym okrucieństwem była przez oskarżonego zaplanowana i wykonana z zimną krwią. Przemawiały za tym zebrane w śledztwie dowody, zabezpieczone ślady biologiczne, wykonane oględziny oraz zeznania świadków.

Według niej, oskarżony miał też motyw: dziecko i jego matka przeszkadzali mu w ułożeniu sobie życia na nowo z kolejną partnerką (Paulina K. wystąpiła do Sądu Rodzinnego o ustalenia ojcostwa, a Maciej S. od początku twierdził, że nie było to jego dziecko).

Jak relacjonowała prokurator Aneta Goźdź, w dniu 12 maja 2017 roku oskarżony przyjechał do Radomia po to, by wykonać swój plan pozbawienia życia matki i dziecka. Wcześniej starał się zapewnić sobie alibi, między innymi zostawiając swój telefon komórkowy w miejscu zamieszkania. Korzystał z innego aparatu na kartę, zarejestrowaną na inną osobę.

Według oskarżenia, dzwonił z niego na infolinię przewoźnika, obsługującego busami połączenia z Warszawy do Radomia, a później również do Pauliny K., a sam aparat logował się do sieci komórkowej przy ulicy Paderewskiego, a więc w pobliżu miejsca zbrodni. O tym, że był na osiedlu świadczą również zapisy z kamer monitoringu. Przyjechał już przygotowany, ubrany mimo ciepłego dnia w grubą czarną kurtkę, czapkę i rękawiczki. Dowodem rozstrzygającym są zaś ślady biologiczne ofiar na jego odzieży, także wyniki badań traseologicznych, czyli śladów obuwia na miejscu zbrodni, które według biegłych, pozostawił prawy but oskarżonego, odnaleziony później przez policjantów.

Makabryczne szczegóły zbrodni

Jak mówiła prokurator Aneta Góźdź, tragedia rozpoczęła się na progu mieszkania Pauliny K. Maciej S. wszedł tam z przygotowanym narzędziem zbrodni, wielofunkcyjnym scyzorykiem z ostrzem o długości 7,3 centymetra.

- Chwycił poszkodowaną za rękę i atakował ją oraz dziecko, które drugą ręką trzymała przy sobie, starając jednocześnie zasłaniać je przed zadawanymi ciosami. Chłopiec został precyzyjnie ugodzony w szyję, krwawił i umierał na oczach matki. Jej samej oskarżony zadał 32 ciosy nożem w szyję i miejsca, gdzie znajdują się tętnice, a gdy upadła na podłogę, nadal dźgał ją nożem ze szczególnym okrucieństwem, zadając cierpienia nie tylko fizyczne, ale i psychiczne - mówiła prokurator Góźdź.

Oskarżenie wnioskowało o wymierzenie kary dożywotniego więzienia z możliwością ubiegania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie po upływie 35 lat. W ocenie prokuratury, kara 25 lat pozbawienia wolności nie daje żadnej nadziei na poprawę zachowania oskarżonego.

Pełnomocnik pokrzywdzonych, mecenas Elwira Kowalczyk - Pałczyńska, podnosiła również, że oskarżony trzykrotnie przyznał się do winy, w momencie popełnienia podwójnego zabójstwa był w pełni poczytalny, co ustalili biegli psychiatrzy i psychologowie, był od początku typowany na sprawcę, miał na swoim koncie bójkę z Pauliną K. w Warszawie i interwencję policji, obciążały go też zeznania świadków. Wnioskowała też o zasądzenie dwóch milionów złotych tytułem zadośćuczynienia dla najbliższych zamordowanych.

- Maciej S. nie wyraził choć cienia skruchy, wykazując całkowity brak empatii oraz tendencję do kłamstwa i manipulacji, nie zrobiło na nim wrażenia nawet to, że zamordował własnego syna - mówiła mecenas Kowalczyk - Pałczyńska (słysząc te słowa oskarżony, siedzący dotąd z kamienną twarzą, lekko uśmiechnął się jakby z niedowierzaniem).

Rodzina: musiałeś ich zabijać?

Głos zabrali również oskarżyciele posiłkowi, czyli rodzina Pauliny K. Jej siostra Marta Żak - Stępniewska z płaczem odczytała z kartki przygotowaną wcześniej mowę.

- Miałyśmy szykować się na ślub, a musiałam szykować się na pogrzeb. Kim trzeba być, aby bez żadnych skrupułów zabić z zimną krwią matkę z dzieckiem? - pytała.

Matka Pauliny K. mówiła, że trauma po tej tragedii towarzyszy całej rodzinie i będzie tak już do końca życia. - Nie możemy sobie z tym poradzić, ale jak można normalnie żyć, kiedy trzeba było zmywać z podłogi i ścian krew własnego dziecka i wnuka? - mówiła.

Ojciec zamordowanej zauważył z kolei, że kara więzienia oznacza jeszcze konieczność utrzymywania oskarżonego, między innymi z jego podatków.

- Czy nie mogłeś żyć normalnie, musiałeś ich zabijać? - zwrócił się do Macieja S., który niewzruszony siedział naprzeciwko niego na ławie oskarżonych.

Wątpliwości i formalności

Pełnomocnik oskarżonego, wyznaczona z urzędu adwokat Katarzyna Tryniszewska, wnioskowała o uniewinnienie jej klienta. Powoływała się na przykład głośnej sprawy Tomasza Komendy, gdzie w poszlaki mówiące o jego niewinności nie uwierzył prokurator oraz sądy kilku instancji, a mimo tego był on niewinny.

- W zasadzie w każdej sprawie, gdzie nie dochodzi do zatrzymania sprawcy na gorącym uczynku, wszelkie wątpliwości należałoby wyjaśniać na korzyść oskarżonego. Rodzina Pauliny K. przedstawiała w swoich zeznaniach stosunki z oskarżonym jako duże zagrożenie dla niej. Co zatem się stało, że otworzyła mu drzwi? Najpierw zamknęła pieska w drugim pomieszczeniu, potem sprawdziła przez wizjer kto jest za drzwiami, a następnie otworzyła je i wpuściła do środka bez obaw osobę, której jakoby tak bardzo się bała. Gdyby tak było, nie otworzyłaby drzwi Maciejowi S. W mieszkaniu czy na drzwiach nie było też śladów jego linii papilarnych, a krew, która tak obficie znajdowała się na miejscu zbrodni, na jego ubraniu jest w ilościach śladowych. Ponieważ nie utrzymywał też żadnych kontaktów z Pauliną K. nie mógł przyjechać do Radomia z zamiarem dokonania jej zabójstwa, bo przecież nie mógł wiedzieć czy w ogóle zastanie ją w domu i to samą - mówiła adwokat oskarżonego, zwracając uwagę sądu na fakt, że oskarżony na początkowym etapie dochodzenia w ogóle miał żadnego obrońcy z urzędu.

Oskarżony: nierzetelna policja i prokuratura

Na koniec głos zabrał sam oskarżony. Stwierdził, że postępowanie przeciwko niemu było prowadzone nieudolnie, niezgodnie z zasadami prawa, a on sam nie był zapoznawany z pisemnymi opiniami biegłych w sprawie.

- Dodatkowo w areszcie doszło do próby pobicia mnie przez współwięźnia, a radomska prokuratura nie potrafiła znaleźć sprawcy w tej samej celi. Analiza bilingowa połączeń telefonicznych również była zrobiona nieudolnie, a w materiale dowodowym jest wiele braków - tłumaczył Maciej S., podpierając się dokumentami z grubej żółtej teczki, którą miał ze sobą.

Jego zdaniem, ślady zbrodni zostały odkryte około godziny 17 przez matkę Pauliny K. zaś godzinę wcześniej pod drzwiami pojawił się kurier z przesyłką i jak potem zeznał - wszystko wyglądało normalnie. On sam był w Radomiu około godziny 13, ale po to, by zapoznać się z aktami sprawy o ustalenie ojcostwa w sądzie. Do mieszkania Pauliny K. w ogóle się nie wybierał.

- Monitoring z dworca autobusowego czy ulicy 25 Czerwca, gdzie by mnie widziano, nie został jednak włączony do sprawy, bo potwierdziłby tylko moje alibi. Wszyscy kierowcy busów, jeżdżący tego dnia do Warszawy również nie zeznali, że widzieli osobę w zniszczonym ubraniu. Nie byłem zresztą w czarnym ubraniu, miałem na sobie ten sam sweter, który mam dziś na sobie. Gdyby był zakrwawiony, nie można byłoby już go dalej nosić - przekonywał i wnosił o oczyszczenie go z zarzutów.

Najwyższy możliwy wyrok

Po ponad 1,5 godzinnej przerwie i naradzie sędzia Agnieszka Pawłowska odczytała wyrok wydany w tej sprawie.

- Sąd uznaje Macieja S. za winnego tego, że w dniu 12 maja 2017 roku, działając ze szczególnym okrucieństwem z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia zadał 32 ciosy poszkodowanej Paulinie K. oraz kolejne Miłoszowi K., powodując ich zgon - mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego, skazując oskarżonego na karę dożywotniego pozbawienia wolności z możliwością warunkowego przedterminowego zwolnienia po 35 latach, a także nawiązkę w wysokości 150 tysięcy złotych na rzecz rodziców oraz 50 tysięcy złotych na rzecz siostry zamordowanej.

Ustne uzasadnienie wyroku przedstawiła sędzia Katarzyna Trzosińska.

- Wątpliwości powinny przemawiać na jego korzyść, ale zebrane dowody wskazują na jego winę. Nawet brak jego linii papilarnych nie może być dowodem na jego nieobecność w mieszkaniu Pauliny K., w sytuacji, gdy są inne dowody biologiczne. Oskarżony, którego matka tego samego dnia po godz. 17 informowała o tym, że jego była partnerka i jej dziecko zostali zamordowani, nie wykazał zaskoczenia, stwierdził tylko, że "oni znowu chcą go w coś wrobić", a już o godz. 20.25 został zatrzymany, czego się nie spodziewał w tak krótkim czasie. Kształt wyjaśnień oskarżonego, które zmieniały się w toku postępowania wskazuje na przyjętą przez niego linię obrony, zmierzającą do przedstawienia siebie w jak najkorzystniejszym świetle. Jeśli przez krótką chwilę wyrażał skruchę, to tylko z tego względu - mówiła sędzia.

Oskarżony został zwolniony z kosztów procesu, zaliczono mu również na poczet kary areszt od dnia 12 maja 2017 roku. Wyrok jest nieprawomocny, przysługuje od niego apelacja, którą będzie rozpatrywał Sąd Apelacyjny w Lublinie.

– Jesteśmy głęboko poruszeni, że sąd wysłuchał naszych próśb, zrozumiał nasz ból i zasądził możliwie najwyższy wymiar kary. Nie wyobrażaliśmy sobie, żeby wyrok mógł być inny. Przez cały ten czas, gdy trwał proces, było to dla nas o tyle trudne, że oprócz na nowo rozdrapywanych ran, które na nowo bolały, musieliśmy się mierzyć z bezczelną postawą oskarżonego, który oprócz tego, że nie wykazywał żadnej skruchy, to próbował nam tego cierpienia dodatkowo dołożyć. Nie mieliśmy możliwości od maja 2017 roku, żeby przeżyć swoją żałobę. Mamy nadzieję, że sąd apelacyjny, bo na pewno apelacja wpłynie, podtrzyma ten wyrok w mocy, że będziemy mogli zacząć bardziej spokojne życie. Mam też nadzieję, że ten wyrok, który zapadł, utwierdzi inne ofiary przemocy w tym, że warto szukać pomocy jak najwcześniej i że sądy potrafią stanąć po stronie tych, którzy najbardziej cierpią – mówiła po ogłoszeniu wyroku Marta Żak-Stępniewska, siostra zamordowanej kobiety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie