Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaginięcie Bartosza jest bardzo tajemnicze! Zadzwonił mężczyzna, który twierdził, że go widział

Redakcja
Dotarliśmy do osób, które doskonale znały 15-latka z Dąbrowy Jastrzębskiej! Jeden z naszych rozmówców słyszał odgłosy zabawy nad rzeką.

RYSOPIS CHŁOPCA

Bartosz Kalbarczyk.
Bartosz Kalbarczyk.

Bartosz Kalbarczyk.

RYSOPIS CHŁOPCA

Bartosz jest szczupłej budowy ciała, ma około 175 centymetrów wzrostu, krótkie ciemnoblond włosy, jasną karnację, niebieskie oczy. Był ubrany w czarną kurtkę marki Puma, bluzę z kapturem koloru czarnego lub szarego, długie, beżowe spodnie oraz buty halówki koloru granatowego. Chłopiec mógł poruszać się niebiesko-białym rowerem. Informacje o zaginionym można przekazywać pod numery alarmowe policji: 997, 112, 48 345 34 15 lub telefony rodziców: 501 327 365, 886 175 070 bądź 48 610 67 91.

Wyszedł w niedzielę i do tej pory nie wrócił. Szerokie poszukiwania po całej okolicy nie dały rezultatu. - Czkamy nawet na najdrobniejszą informację, która pomogłaby go odnaleźć - apeluje do wszystkich zrozpaczona mama Bartosza Kalbarczyka.

Jego dom stoi przy wjeździe do Dąbrowy Jastrzębskiej. Blisko stąd do Jastrzębi, blisko też do Radomki. Bartosz, 15-letni gimnazjalista, nigdzie nie wyjeżdżał na wakacje. W niedzielę wybierał się wraz z koleżankami i kolegami na ognisko nad rzekę.

MIAŁ NIE JECHAĆ

- Padał deszcz, więc byłam przeciwna, by wychodził - wspomina jego Małgorzata Kalbarczyk. - Ale wkrótce deszcz przestał padać i Bartosz postanowił, że jednak pojedzie. To było około godziny 16, jak wyjechał z domu na rowerze. Miał wrócić zanim zapadnie zmierzch. Zawsze był słowny, a gdy nie mógł być w domu o ustalonej wcześniej porze, to dzwonił i uprzedzał, że się spóźni. Wtedy jednak nie zadzwonił. A gdy my dzwoniliśmy do niego, włączała się poczta głosowa.

POSZUKIWANIA

Zaniepokojeni rodzice zaczęli szukać syna. Pytali o niego mieszkańców wsi, kolegów, z którymi miał się spotkać. - Mówili, że on nie dojechał w umówione miejsce - relacjonuje Małgorzata Kalbarczyk. - Okazało się, że z mostu na Radomce zadzwonił do nich, że zjawi się za pięć minut. To był ostatni ślad. Potem nikt go już nie widział.

Koledzy Bartosza powiedzieli też rodzicom, że ogniska ostatecznie nie było, a zamiast tego zajmowali się zbieraniem grzybów i chodzeniem po lesie.

W poniedziałek rano zgłoszenie o zaginięciu otrzymała policja. Zaraz potem zaczęła się zakrojona na szeroką skalę akcja poszukiwawcza.

- W działania zostało zaangażowanych około 200 osób - twierdzi Rafał Jeżak z radomskiej policji. - Chłopca szukali policjanci, strażacy, mieszkańcy wsi, rodzina. Przeczesywane były pola, lasy, strażacy pływali łódką po rozlewiskach Radomki. W poniedziałek wieczorem i we wtorek rano nad tym rejonem latał też śmigłowiec z kamerę termowizyjną. To wszystko nie dało jednak najmniejszych rezultatów.

ŚLEPE TROPY

Nic nie dało rozwieszenie plakatów ze zdjęciem Bartosza i numerami telefonów do rodziców.
- Zadzwonił jakiś mężczyzna mówiąc, że widział w niedzielę chłopca jadącego rowerem. Ale gdy pojechaliśmy do niego i pokazaliśmy mu zdjęcie syna, stwierdził, że chyba widział kogoś innego - przypomina sobie Małgorzata Kalbarczyk.

Marek Grabowski, który mieszka w pobliskich Bartodziejach, w niedzielę jechał rowerem nad Radomkę.

- Widziałem rowerzystę, ale to był starszy mężczyzna, a nie nastolatek. Widziałem też grzybiarzy i słyszałem dobiegające z nad rzeki głosy młodych ludzi. Pewnie było to towarzystwo, z którym Bartosz miał się spotkać. Ale jego niestety nie widziałem - zastrzega.

Pojawiły się także kolejne plakaty, na których tym razem oprócz zdjęcia Bartosza jest też zdjęcie jego roweru. To charakterystyczny "góral", na który nie sposób nie zwrócić uwagi. Jednak nikt tego nie zrobił, albo się do tego nie przyznaje. Roweru również nie odnaleziono .

- To zaginięcie jest bardzo tajemnicze - nie kryje swoich wątpliwości jeden z mieszkańców wsi. - Może ktoś porwał Bartosza? Ale nie, wtedy pewnie by zaraz zadzwonił po okup.
Teorii związanych z zaginięciem jest znacznie więcej, podobnie jak wiele jest pytań, na które wciąż nie ma odpowiedzi.

SZKOŁA

W środę policjanci szukali Bartosza w opustoszałych posesjach, sprawdzali szpitale, placówki opiekuńcze. W czwartek na miejscu był Andrzej Chaniecki, szef radomskiej policji. - Bo ta sprawa jest dla nas priorytetowa - zapewnia oficer prasowy Katarzyna Kucharska.

- I policjanci, i strażacy robią naprawdę wszystko, by odnaleźć syna - potwierdza Małgorzata Kalbarczyk - Pomagają nam też inni ludzie.

W intencji odnalezienia Bartosza została odprawiona msza w kościele w Jastrzębi. W gimnazjum zajęcia odbywają się normalnie, ale atmosfera w szkole odbiega od normy.

- Uczniowie i nauczyciele bardzo przeżywają jego zaginięcie - mówi Mariola Tyczyńska, dyrektor gimnazjum w Jastrzębi. - Bartosz jest przewodniczącym klasy. Zawsze uśmiechnięty i pogodny, bardzo lubiany przez rówieśników. Cały czas żyjemy nadzieją, że zostanie odnaleziony cały i zdrowy.

NADZIEJA

Taką nadzieję mają też rodzice Bartosza, choć nie ukrywają, że są już na skraju wyczerpania nerwowego. Mają jeszcze troje dzieci, ale dom bez najmłodszego, wydaje się być pusty.

- Jak to możliwe, że tak po prostu zniknął? - ociera łzy mama chłopca. - To był przecież biały dzień, w tych okolicach ludzie zbierali grzyby, chodzili po lesie. Ktoś musiał coś widzieć! Liczy się dla nas każda informacja, nawet pozornie nie mająca związku z zaginięciem syna. Jeśli ktoś coś wie, niech dzwoni o każdej porze dnia i nocy…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie