MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trafiony portret bandyty

Piotr Kutkowski
Te zdjęcia zostały zrobione przez kamerę. Mimo kiepskiej ostrości przestępcę udało się rozpoznać.
Te zdjęcia zostały zrobione przez kamerę. Mimo kiepskiej ostrości przestępcę udało się rozpoznać. archiwum policji
Rolnik napadł na placówkę SKOK w Warce i na co najmniej 16 innych banków. Szukało go ponad tysiąc policjantów.

Gdy Zbigniew G. w końcu wpadł, okazało się, że dokładnie odpowiada portretowi psychologicznemu, jaki sporządziła policja. Ten dzień, 17 lipca 2007 roku pracownicy placówki SKOK na ulicy Warszawskiej w Warce zapamiętają do końca życia. Była godzina 15.10, gdy zauważyli mężczyznę, który tam wszedł. Miał czerwoną koszulkę, na głowie granatową czapkę bejsbolówkę.

Oczy zasłaniały mu ciemne okulary, w jednej ręce trzymał na wysokości twarzy gazetę, w drugiej niósł torbę reklamówkę. Nie było w niej jednak zakupów. Była broń zapamiętana przez świadków jako pistolet z długą lufą. Broń, którą bandyta zaczął wygrażać kasjerce. Żądał pieniędzy. Przestraszona kobieta nie stawiała oporu i wykładała banknoty na półkę, a on przenosił je do torby. Gdy zabrał już całą gotówkę - ponad 12 tysięcy złotych - wyszedł i zniknął.
POSZUKIWANIA

Cichy alarm został uruchomiony przez pracowników banku jeszcze w czasie trwania napadu. Gdy policja pojawiła się na miejscu, bandyty nie było już w placówce. Nie można też było znaleźć go w okolicy. Zarządzono poszukiwania, prowadzono blokady dróg, powiadomiono inne jednostki.

Działania te nie przyniosły rezultatu. Okazało się natomiast, że tego samego dnia, tyle że o godzinie 11, bardzo podobny napad miał miejsce w Mińsku Mazowieckim. Sprawca działał w taki sam sposób i podobnie wyglądał. Tam też zrabował pieniądze, terroryzując pracowników pistoletem.

W przypadku Warki kamery zarejestrowały całe zdarzenie. Co więcej, zarejestrowały także wizytę tego samego osobnika kilkadziesiąt minut przed napadem. Najprawdopodobniej robił rekonesans i nie zasłaniał twarzy gazetą.

- Zapis z kamer został poddany technicznym zabiegom przez specjalistów laboratorium kryminalistycznego. Sporządzono z niego dokumentację zdjęciową, została ona opublikowana w prasie. Apele o pomoc w schwytaniu bandyty pojawiły się nie tylko na terenie Mazowsza. Również w Warszawie. Bo napadów o takim samym scenariuszu i z udziałem tego samego "aktora" było coraz więcej. A sprawca wciąż pozostawał na wolności.
PORTRET PSYCHOLOGICZNY

Nad schwytaniem bandyty pracowali policjanci z kilku jednostek, w Wydziale do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji powołano też specjalną grupę operacyjną, która drobiazgowo przeanalizowała wszystkie zebrane dowody i ślady.

Funkcjonariusze, dysponując zapisami z kamer i zeznaniami świadków, ustalili rysopis i sposób działania sprawcy. Miał to być mężczyzna w wieku 30-40 lat, wysoki, o szczupłej sylwetce. Jego cechą charakterystyczną był specyficzny sposób chodzenia, tak zwany bujany lub marynarski oraz zniszczone dłonie opisywane jako "dłonie murarza".

Powstał też portret psychologiczny bandyty. Przestępca został określony jako rolnik, mieszkaniec wschodnich części Mazowsza, który popadł w poważne długi. - Miał to być człowiek o wykształceniu podstawowym lub zawodowym, sfrustrowany i niezadowolony z życia - mówi Tadeusz Kaczmarek, rzecznik mazowieckiej policji. - Wiek określono na 39 lat.

Policja szukając bandyty była przekonana, że nadal będzie napadał. Dyskretny nadzór nad placówkami bankowymi na terenie Warszawy i Mazowsza sprawowało ponad tysiąc funkcjonariuszy. W tym czasie pod obserwacją znajdował się już 38-letni Zbigniew G., rolnik spod Warszawy, ojciec czworga dzieci, mający duże kłopoty finansowe. Wytypowano go po dokładnej analizie, korzystając między innymi z portretu psychologicznego.
AKCJA PRZED BANKIEM

"Strzał" okazał się trafiony - 15 września kilkanaście minut po godzinie 18 mężczyzna pojawił się w okolicach ulicy Puławskiej w Warszawie. Kręcił się wokół zlokalizowanych tam placówek bankowych, najwyraźniej robiąc rekonesans i szykując się do kolejnego napadu.

Policjanci nie ryzykowali i wkroczyli do akcji, gdy Zbigniew G. wsiadł do swego samochodu i chował pod siedzenie broń. 38-latek próbował stawiać opór, został jednak obezwładniony.

- Znaleziona w samochodzie broń okazała się być repliką-zabawką pistoletu maszynowego miniuzi - mówi Tadeusz Kaczmarek. - To nią Zbigniew G. posługiwał się podczas napadów. Działał sam, najczęściej spontanicznie wybierając placówki. Bywało, tak jak w przypadku Warki, że jednego dnia dokonywał dwóch napadów. Korzystał z zaskoczenia, jego atutem była szybkość działania, bo zwykle ograniczał się do rabowania pieniędzy z jednej kasy.

ZASKOCZENIE

Informacja o tym, że to Zbigniew G. napadał na banki była ogromnym zaskoczeniem dla mieszkańców jego wsi. Nikt nawet nie podejrzewał, że spokojny, nikomu nie wchodzący w drogę mężczyzna potrafi zamieniać się w wyrafinowanego, groźnego bandytę. I że czerpie z tego takie profity, bowiem według wstępnych szacunków jego łupem padło ponad 300 tysięcy złotych. Tych pieniędzy na pewno nie był widać na zaniedbanym podwórku czy w jego domu.

Zbigniew G. przebywa obecnie w areszcie. Postawiono mu już zarzuty dokonania napadów na 17 placówek bankowych, w tym pięciu na terenie działania mazowieckiej policji. W więzieniu może spędzić nawet 12 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie