Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

70 lat małżeństwa to krajowy rekord

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Zdzisław Surowaniec
Szczepan miał 26 lat, kiedy w pięknym wiejskim kościółku w Woli Rzeczyckiej powiódł do ślubu 80-letnią Jasię. Szalała wojna, zakochana para rozpoczynała nowe życie. Przeżyli ze sobą 70 lat. To rekord na miarę światowego.

Plaga rozwodów w Polsce

70 lat małżeństwa to krajowy rekord
Zdzisław Surowaniec

(fot. Zdzisław Surowaniec)

Plaga rozwodów w Polsce

W Polsce występuje obecnie niemal "plaga" rozwodów. Według statystyk, w 2006 roku rozstało się w naszym kraju około 72 tysiące par małżeńskich. Z podobnymi problemami boryka się obecnie wiele krajów rozwiniętych i rozwijających się. Tym bardziej krzepiące są wiadomości o "wyczynach" wieloletnich małżeństw.

Przed dwoma tygodniami 96-letni Szczepan Buława powiódł przed ołtarz na odnowienie aktu małżeństwa 88-letnią Janinę. Jak przed siedemdziesięciu laty ich ręce połączyła stuła, tym razem trzymana w dłoniach biskupa sandomierskiego Edwarda Frankowskiego.

SŁOWA PRZYSIĘGI

- Ja, Szczepan, biorę Ciebie Janino za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - powtarzał za biskupem pan Szczepan. Zaraz potem usłyszał słowa przysięgi od swojej żony. A potem wyszli przed kościół, na plac zalany słońcem.

W rodzinnym domu w Rzeczycy Okrągłej powróciły wspomnienia. Pan Szczepan, mimo imponującego wieku 95 lat, nie pochodzi z długowiecznej rodziny. Matka zmarła, kiedy miał 5 lat, ojciec przeniósł się do wieczności w wieku 57 lat. On od 1939 roku służył w 39. Pułku Piechoty w Przemyślu. Od razu został skierowany do walki.

Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? Oboje nie określają tego w ten sposób. Po prostu poznali się, byli narzeczonymi rok i w święto Piotra i Pawła 1940 roku wzięli ślub. - Do ślubu jechaliśmy dziewięcioma furmankami. Wesele było skromne, wiadomo, wojna, wszystkiego brakowało. Przy udziale rodziny zorganizowaliśmy wódkę, szynkę, kołacze, pierogi z serem - wspomina pani Janina.

PRZYMUSOWE ROBOTY

Na sielankę młodzi małżonkowie nie mieli czasu. Szczepan został wywieziony na trzy lata do Niemiec na przymusowe roboty. Na swoje szczęście trafił do Karlshagen na północy Niemieć, a tam miał dobre warunki pracy w gospodarstwie rolnym - przyznaje. - Byłem młody, nie było ciężko, dawałem sobie radę - zapewnia.

W domu zostawił żonę z dwójką córek. Dostał nawet zgodę od bauera, żeby do niego przyjechała żona. Ale mama pani Janiny odradziła jej podróż. Powiedziała, że Niemcy poniewierają ludźmi i nie wiadomo jak by się zachowali w stosunku do młodej Polki. Kiedy przez Rzeczycę Okrągłą szedł front, Niemcy uciekali, a Rosjanie ich gonili, pani Janina z dziećmi uciekła do rodziny męża do Charzewic.
Szczepan wrócił do zniszczonego domu z pewną sumą marek i ręką obwieszoną zegarkami, które były wtedy dużym rarytasem. Ale i pieniądze i zegarki zgarnęli mu Rosjanie. - Wyzwolili nas ze wszystkiego - śmieje się najstarsza córka jubilatów, siedemdziesięcioletnia Zofia Garbacz.

Młody, energiczny Szczepan, mający złote ręce do roboty, poszedł do pracy do majątku Lubomirskich, przejętego przez państwo i zamienionego na Państwowe Gospodarstwo Rolne. Potem zatrudnił się w Energomontażu-Północ. - Byłem monterem, robiłem kolanka i montowałem różne elementy - opowiada. Przepracował tam trzydzieści trzy lata.

OSIEM LAT PRZERWY

Przez osiem lat od urodzenia drugiej córki w rodzinie Buławów nie przyszło ma świat ani jedno dziecko. Ale jak już lawina urodzeń ruszyła, to na całego. Przez osiem lat było "co rok, to prorok". W sumie doczekali się dziesięciorga dzieci - siedem córek i trzech synów. Wszystkie zdrowe, wszystkie żyją do dziś i razem ze swoimi rodzinami zjechały na uroczystości jubileuszowe do rodzinnego gniazda.
Kiedy Szczepan dostał posadę w Elektromontażu, rodzinie znacznie się poprawiło. - Było u nas dużo dzieci, ale biedy nie było, nikt nie chodził głodny, zaniedbany - zapewnia pani Zofia.

Pani Janina zajmowała się domem i dziećmi, sama nauczyła się szyć na maszynie. - Szyłam ubranka po nocach - mówi uśmiechnięta. W gospodarstwie były świnie i krowy, starczało na własne, świeże jedzenie.

Raz w tygodniu pani Janina piekła trzy duże bochenki chleba. - Jak wracaliśmy ze szkoły, w domu był wspaniały zapach pieczonego chleba i podpłomyków- niemal rozmarza się na samą myśl o tym pani Zofia. A kiedy do domu wracał tato, zawsze w kieszeni miał cukierki dla dzieci. - Było do kogo wracać do domu, do młodej żony, do dzieci - mówi pan Szczepan. - Co jadłem, to one musiały spróbować - śmieje się.

RÓŻNE CHARAKTERY

Dom Buławów był zawsze pełen ludzi, zawsze wrzało tu jak w ulu. Szczególnie towarzyski jest pan Szczepan. To jego zawsze ciągnęło na zabawy. - Rodzice mają różne charaktery. Tato jest bardzo energiczny, mama cicha i spokojna. Uzupełniali się charakterami i może dlatego wytrzymali ze sobą w zgodzie tyle lat - snuje refleksję pani Zofia.

- Bardzo przyjemnie jest mieć dużą rodzinę, a do tego żyjemy wszyscy w zgodzie. Poza tym z mężem dalej lubimy pracować, ja w domu, w ogródku, mąż często w polu coś robi, mimo dziewięćdziesięciu sześciu lat kosą kosi - opowiada pani Janina.

Przechodzimy do recepty na długie, szczęśliwe życie. - Całe życie lubiliśmy pracować i tak jest do tej pory. Być może to jest recepta na długie życie, a do tego wspólne zrozumienie i miłość w rodzinie - zapewnia pani Janina.

Oboje małżonkowie są szczupli. - Nie przejadają się. Nie dlatego, żeby jedzenia brakowało. Po prostu niewiele jedzą - mówi pani Zofia. Pan Szczepan lubi chleb z boczkiem i herbatą. Nie tknął nigdy piwa, nie znosi tego napoju. Za to wódeczkę, owszem, kilka kieliszków poprawia mu humor, krążenie i odświeża pamięć. Wtedy gotowy jest wspominać młode lata. Pani Janina alkoholu w życiu nie tknęła, lubi jeść bułki i popijać wodą.

UŚMIECHNĘLI SIĘ

Teraz w ich życiu ważnymi postaciami są lekarz rodzinny Ryszard Szoja, który przyjeżdża do domu na każde wezwanie. Druga ważna osoba to proboszcz ks. Marcin Hejman, który od kilku lat pamięta o ich rocznicy małżeństwa i stawia młodym za wzór, że można długo i szczęśliwie żyć połączonym małżeńskim węzłem.

Kiedy robiłem państwu Buławom zdjęcie z dyplomami od władz gminy i od proboszcza, siedzieli sztywno i za nic nie chcieli się uśmiechnąć. Kiedy odłożyli dyplomy i połączyli dłonie, od razu się uśmiechnęli. To musi być miłość!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie