Okoliczności śmierci Dariusza były dramatyczne. Nie mając prawa jazdy, wsiadł w kupione alfa romeo i kiedy z czwórką przyjaciół pojechał do stacji paliw w Jamnicy, zahaczył lusterkiem o mercedesa. Zrobił rysę na lakierze i odjechał.
POBILI CHŁOPAKA
Za kierownicą mercedesa siedziała kobieta, której rodzina mieszka w Kotowej Woli. Telefonem komórkowym poinformowała o zdarzeniu męża, a ten z innymi członkami rodziny zrobił pogoń za chłopakiem. Dorwali go na podwórzu rodzinnego domu. Tam - jak wynika z zeznań matki i siostry - mężczyźni dotkliwie pobili go. Uderzyli także w nos jednego z pasażerów, który przez telefon komórkowy wezwał policję.
Jak twierdzi matka, napastnicy grozili synowi, że "zgnije w więzieniu". Po kłótni chłopak uciekł i zniknął. Po jakiś czasie matka, która obeszła gospodarstwo w jego poszukiwaniu, znalazła go wiszącego na drzewie, kilka kroków od zabudowań.
ZASKARŻYŁA UMORZENIE
Śledczy nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego w postępowaniu osób biorących udział w zdarzeniu i sprawę umorzyli. Matka chłopaka zaskarżyła tę decyzję. Korzystała z usług adwokata z Kraśnika, ponieważ nie wierzyła, że miejscowi adwokaci będą bezstronni.
- Prokuratura zachowała się tak, jakby była adwokatem osób, które doprowadziły do śmierci mojego syna, jakby chciała zmyć z nich winę - mówiła nam rozgoryczona matka.
Szef stalowowolskiej prokuratury Bogdan Gunia powiedział nam, że tylko ze względu na bolesne przeżycia matki, nie polemizował z jej krytycznymi wobec prokuratury wypowiedziami, które przekraczały granice pomówienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?