Stalowa Wola - rowerowa stolica Polski, była przed tygodniem weekendową stolicą wyścigów samochodów terenowych, motocykli i quadów. Magnesem, który silnie przyciągał publiczność był legendarny skoczek narciarski Adam Małysz. Porzucił narty i na swojej toyocie hilux ścigał się po bezdrożach. I znowu zwyciężył.
Ciekawostką jest skąd się wzięło słowo "Baja" w nazwie mistrzostw. Jak się okazuje, pochodzi od wyścigów samochodowych rozgrywanych od 1967 roku na bezdrożach meksykańskiego stanu Baja Kalifornia czyli Dolna Kalifornia.
TROPIKALNE UPAŁY
Ubiegłoroczne mistrzostwa Baja Carpathia były tragiczne. Zginął włoski 41-letni motocyklista, węgierska załoga miała poważny wypadek. Zawody przerwano, wygrał Adam Małysz, który z pilotem Adamem Martonem jechał na mitsubishi L200.
W tym roku panowały tropikalne upały i organizatorzy z napięciem czekali na decyzję leśników czy będzie można wjechać do lasu, gdzie sucha ściółka schła z każdą godziną. Jednak na szczęście spadł niewielki deszcz, co poprawiło bezpieczeństwo na tyle, że dano sygnał do startu.
W rajdzie Baja Carpathia brali udział licencjonowani zawodnicy startujący w Rajdowych Mistrzostwach Polski Samochodów Terenowych , Rajdowym Pucharze Polski Cross Country , Pucharze Europy Centralnej CEZ-FIA, Mistrzostwach Europy UEM (Europejskiej Unii Motocyklowej). Rywalizacja odbywała się przez trzy dni (piątek prolog, zawody sobota, niedziela) na 5 Odcinkach Specjalnych o łącznej długości ponad 360 kilometrów. Master Race jest imprezą komercyjną, która odbywała się równolegle do Baja Carpathia, udział w niej mogli wziąć zawodnicy nie biorący udziału Baja Carpathia.
PRACA MECHANIKÓW
Większa część zawód odbywała się bez udziału publiczności. Mało kto mógł sobie pozwolić na gonitwę po wertepach za zawodnikami, których maszyny były przystosowane do morderczej jazdy. Jednak kto chciał, nawet w Stalowej Woli mógł zobaczyć pracę zawodników i ekip im pomagającym.
Baza serwisowa była w Stalowej Woli na parkingu przed Galerią Stal, w sąsiedztwie supermarketu Frac, co bardzo ułatwiało zawodnikom zaopatrzenie się w marynowane mięso i kiełbaski do pieczenia na grilu oraz napoje. Jednym słowem - od bazy ciągnął się zapach grliowych przysmaków.
Gwiazdą imprezy był Adam Małysz, który przyciągał tłumy ciekawskich. Adam zmienił mitsubishi na toyotę. Po każdym odcinku auto dostawało się w ręce mechaników z ekipy, pracującej pod namiotowym zadaszeniem. Było podnoszone, a mechanicy jak czarodzieje w ciągu dwóch godzin zamieniali obłocony pojazd w błyszczące cacko. Zaglądali w każdy kącik, wymieniali opony, przedmuchiwali zespoły, smarowali newralgiczne miejsca, czyścili z błota, mocowali świeżą wodę do picia. Na finale w stacji serwisowej urastała kupka ziemi, zamiatana do kosza. Świeży wygląd auta był konieczny także z tego powodu, że pojazd miał na sobie naklejki sponsorów, które musiały wyglądać świeżo.
WIELKI KAMPER
Kiedy ekipa ciężko pracowała, od czasu do czasu doskakując do pieczonych kiełbasek, zawodnicy odpoczywali przed kolejnym startem. Adam Małysz przyjechał pięknym, wielkim kamperem marki renault. To auto wielkości niemal połowy autobusu, miało wszelkie wygody jakie są w luksusowym hotelu, z salonem, sypialnią, kuchnią, łazienką i toaletą. W Stalowej Woli brakowało tylko widoku na morze!
Adam okazał się bardzo przystępnym człowiekiem. Pozwalał robić sobie zdjęcia, dawał autografy, nie uciekał przed ludźmi, nie miał żadnej ochrony. Jego auto oblepione było naklejkami sponsorów, także jego kombinezon. Kto jednak przyszedł na wyścigi rozgrywane na błoniach nad Sanem i myślał, że zobaczy wielkiego Małysza, mógł się bardzo rozczarować.
Z powodu konieczności zachowania bezpieczeństwa widzowie zostali oddzieleni taśmami od toru. Mało co było widać przez wysokie trawy. Sam przejazd pojedynczych terenówek z wyjącymi silnikami po płaskim terenie nie był także widowiskowy. Większość wypatrywała Małysza, a ten, jak wszystkie auta - śmigał szybko i nie można było nawet zobaczyć jego twarzy przez niewielką szybkę w pojeździe. Sporo ludzi, którzy przyszli na imprezę, zawracało do domu po zobaczeniu kilku przejazdów.
SYSTY ZWYCIĘSTWA
W niedzielę zawodnicy znowu wyjechali rano na bezdroża w okolice Bojanowa i Nowej Dęby i dopiero po ich powrocie, na rozdaniu zagród, można było zobaczyć Adama Małysza w pełnej krasie. Wygrał zawody i mógł się nasycić zwycięstwem. Razem z pilotem polewali publiczność szampanem, wznosili puchary.
- Człowiek zawsze ma dobre samopoczucie, kiedy wygrywa. To wspaniałe uczucie - powiedział uśmiechnięty. Przyznał, że udało mu się pokonać wspaniałych zawodników.
- Choć nie było łatwo - ocenił. - Za dwa tygodnie jadę na zawody do Rosji, na taki "mały Dakar". Będzie tam światowa czołówka - przyznał. Dodał, że starty w wyścigach samochodów terenowych są drogie i uzależnione od otrzymania finansowego wsparcia od sponsorów.
KOLEJNE WYŚCIGI
Mieszkańcy Stalowej Woli z wielką ochotą rzucili się za robienie sobie zdjęć z Adamem Małyszem, co mistrz cierpliwie znosił. Przekazał wyścigową toyotę firmie, która zajmie się jej transportem, a sam wsiadł do kampera i pojechał do swojej Wisły na wypoczynek przed kolejnymi wyścigami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?