Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aktorka Joanna Moro: - Na każdym kroku czuje opiekę Anny German. Przeczytaj niezwykły wywiad

Dorota SOLAREK
 Joanna Moro
Joanna Moro Oko Cyklopa
Joanna Moro najpierw zachwyciła Rosjan, teraz zdobywa serca Polaków. A wszystko za sprawą roli w serialu o Annie German. Dlaczego jest on dla niej tak ważny? Anna German nieźle ci namieszała w życiu! Moje życie można podzielić na to przed serialem i po. Kiedyś wysyłałam do reżyserów swoje zdjęcia, wpraszałam się na castingi. Na próżno. Teraz wciąż ktoś do mnie dzwoni. Na każdym kroku czuję opiekę pani Anny. Pewnie patrzy na mnie z nieba troskliwie. Może z asteroidy nazwanej jej imieniem?

Nie bałaś się zagrać wielkiej German? Jest legendą.
Kiedy szłam na casting, nawet nie wiedziałam, kim jest Anna German. Przeczytałam w Wikipedii, że to polska piosenkarka i tyle. Tak naprawdę dopiero producentka opowiedziała mi, jak niezwykłe piosenki śpiewała i jak niezwykłe miała życie. Zdziwiło ją, że mówię po rosyjsku, bo młode polskie aktorki nie znają tego języka.

A ty go znasz znakomicie.
Urodziłam się i wychowałam na Litwie, w Wilnie, w polskiej rodzinie. Mówiło się u nas po polsku, chodziłam też do polskiej szkoły. Ale język rosyjski był obecny w moim życiu. Przynajmniej do szóstego roku życia, dokąd Litwa należała do Związku Radzieckiego.

Jakie było to twoje dzieciństwo w Wilnie?
Piękne. Zimą mieszkaliśmy w mieście, ale na całe lato wyjeżdżaliśmy na daczę. Tam spotykała się cała rodzina: rodzice, moja młodsza siostra, babcie, dziadkowie, wujostwo, brat stryjeczny. Wokół domu rozciągał się park narodowy. Biegałam po lesie i łące, wyobrażałam sobie, że jestem kwiaciarką, a ta łąka to moja kwiaciarnia. Uwielbiałam zbierać kwiaty, zioła i robić z nich bukiety. Do domu wracałam z pachnącymi naręczami, ku udręce mamy, bo to ona, gdy zwiędły, musiała je sprzątać.

Wiem, że pochodzisz z artystycznej rodziny.
Tata, chociaż skończył polonistykę, śpiewał i grał na pianinie. Ja grałam na akordeonie. Zresztą to dzięki temu instrumentowi zdobyłam tytuł Miss Polska Litwy. Nie jestem przecież pięknością, lecz podczas konkursu, oprócz urody i figury, kandydatki musiałby pokazać, co potrafią. Zagrałam na akordeonie i... wygrałam.

Koronie Miss z kolei zawdzięczasz pracę modelki. Dlaczego ją rzuciłaś?
Tak jakoś wyszło, nigdy nie traktowałam tego zajęcia bardzo poważnie. Dorabiałam sobie w ten sposób. To nie jest do końca mój świat, chociaż modę bardzo lubię.

A jak znalazłaś się w Polsce?
Postanowiłam studiować w warszawskiej Akademii Teatralnej. Nie było to łatwe, choćby ze względów finansowych. Ale wystarałam się o stypendia - najpierw rządu polskiego, potem naukowe z akademii. Żeby je utrzymywać, musiałam się mocno przykładać do nauki, choć z natury jestem leniem. Zupełnie inaczej niż Marta Żmuda Trzebiatowska, moja przyjaciółka, z którą wynajmowałam mieszkanie. Ona była prymuską i perfekcjonistką. Czasem mnie denerwowała, bo zawsze miała wszystko poukładane, do wyjścia na uczelnie była gotowa przed czasem. A ja bez śniadania, nieuczesana… Marta umiała tekst już na pierwsze zajęcia, ja na ostatnie.

Po studiach zostałaś nad Wisłą.
Spodobało mi się tutaj. Poza tym założyłam rodzinę. Mój mąż też pochodzi z Wilna, ale spotkaliśmy się dopiero w Warszawie. Znałam tylko jego mamę. Kiedyś poszłam z koleżanką do Teatru Rozmaitości i zobaczyłam tam znajomą panią z Wilna! Była z przystojnym chłopakiem, jej synem. Przyjechała do niego w odwiedziny. Pomyślałam wtedy: "Dobry syn jest dobrym kandydatem na męża". Tak oto zaczęła się znajomość aktorki i inżyniera (śmiech).

To mąż pilnuje rachunków?
Nawet płaci. Jest świetnie zorganizowany. Nie poradziłabym sobie bez niego. Porządkuje moje życie, trzyma dom w ryzach. Mamy dwoje małych dzieci, Mikołaja i Jeremiego. Nakarmi je, przewinie, poda antybiotyk. Nikt tak dobrze tego nie zrobi.

Zdjęcia do serialu trwały kilka miesięcy. Tęskniłaś za rodziną?
Gdy zaczynaliśmy pracę, na świecie był tylko Mikołaj, ale jeszcze maleńki. Zniknęłam z domu na osiem miesięcy, z krótkimi przerwami. Było mi bardzo trudno. Ale historia Anny tak mnie pochłonęła, że nie wyobrażałam sobie przerwania pracy. Moja mama zawsze mi mówiła, żeby żyć w zgodzie ze sobą. Dziś jestem coraz bardziej przekonana, że to właśnie ja musiałam zagrać Annę. Choćby dlatego, że pewne zdarzenia z jej życia powtarzają się w moim. Podczas zdjęć na Ukrainie stłukłam nogę i kulałam. Anna też kulała... Innym razem straciłam głos. A następnego dnia graliśmy scenę, kiedy Annie pokazują miejsce, gdzie rozstrzelano jej ojca. To scena, w której głos zamiera i właśnie moje chore gardło się do tego przydało.

Anna German zmieniła twój stosunek do ludzi, życia, kariery?
Na pewno zmieniła moje życie. Dosłownie przewróciła je do góry nogami. Z jednej strony spełniają się moje marzenia, ale z drugiej - trochę trudno mi się zmierzyć z nową rzeczywistością. Codziennie coś mnie zaskakuje. Mam nadzieje, ze teraz będę miała szansę grać wartościowe role, to dla mnie jest najważniejsze. Nie chcę być po prostu celebrytką, ładną, piękną dziewczynką.

To akurat może być trudne..
Mam mnóstwo kompleksów, wiem, że nie jestem najlepsza.

Masz wygląd anioła!
Wcale nie jestem aniołem, lecz zwyczajnym człowiekiem, w dodatku ze wschodnim temperamentem. Reaguję emocjonalnie. Kiedy się wkurzam, staję się okropna. Krzyczę albo, jak mówi mój starszy syn, "jestem niegrzeczna". Aniołem była Anna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Aktorka Joanna Moro: - Na każdym kroku czuje opiekę Anny German. Przeczytaj niezwykły wywiad - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie