Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alfabet Bogdana Wenty czyli absolutne tajemnice mistrzostw Europy

Paweł KOTWICA, [email protected]
fot. Paweł Kotwica
Polscy piłkarze ręczni na zakończonych niedawno w Austrii mistrzostwach Europy zajęli czwarte miejsce. Świetny początek turnieju rozbudził nadzieje kibiców, ale w końcówce nasz zespół przegrał trzy mecze i wrócił do kraju bez medalu.

Fakty

Fakty

Rozmowa
Bramkarz Piotr Wyszomirski, schodzący z boiska po kilku nieudanych interwencjach: - Teraz trener może mnie pierd...ć! Wenta: - Teraz to ja cię mogę pocałować!

54 minuty
Tyle trwała nieprzerwana wypowiedź Bogdana Wenty na spotkaniu z polskimi dziennikarzami po meczu z Czechami. Mecz piłki ręcznej trwa 60 minut.

5 lat
Od tylu lat Bogdan Wenta jest trenerem kadry narodowej piłkarzy ręcznych. W tym czasie zdobyliśmy dwa medale mistrzostw świata i zakwalifikowaliśmy się do wszystkich dużych imprez.

4,1 miliona
Średnio tylu widzów oglądało mecz polskich piłkarzy ręcznych na mistrzostwach Europy w Austrii. Największą widownię, 5-milionową, miał półfinałowy pojedynek z Chorwacją.

39 procent
Taką skuteczność w odbijaniu rzutów rywali miał na mistrzostwach w Austrii polski bramkarz Sławomir Szmal, wybrany do "Siódemki Gwiazd" turnieju. W piłce ręcznej 30-procentowa skuteczność to bardzo dobry wynik.

Dlaczego tak się stało, w swoim "austriackim alfabecie" próbuje dociec trener naszego zespołu Bogdan Wenta.

A - jak arbitrzy. - To tylko ludzie, na których też wywiera się ogromną presję. Ale zdania na temat pracy sędziów w naszym półfinale z Chorwacją nie zmieniłem i nie zmienię, oszukali nas.

B - jak bramkarz, Sławomir Szmal. - Jego rola w zespole jest nie do przecenienia. Dla mnie był najlepszy na swojej pozycji w turnieju w Austrii i to nie tylko dlatego, że tak pokazały statystyki i że wybrano go na najlepszego bramkarza. Sławek bronił najrówniej ze wszystkich. Jego wybór do siódemki mistrzostw przeszedł w Niemczech, gdzie gra, zupełnie bez echa, gdyby wybrano Francuza, byłoby wielkie "halo".

C - jak Chorwacja, Ivan Cupić, Lino Cervar. - Wszystko się wiąże z tym fatalnym dla nas półfinałem. Nie mam pretensji do Cupicia (ten zawodnik w niesportowy sposób wybił piłkę w końcówce meczu, czego nie ukarali sędziowie, a protestujący Wenta dostał żółtą kartkę, Polacy stracili piłkę, za chwilę bramkę i szansę na zwycięstwo - przyp. red), ale ktoś mu na to pozwolił. Chorwacja grała na tym turnieju bardzo dobrze, miała w składzie Ivano Balicia, któremu znowu chciało się grać w piłkę ręczną. Lino Cervar (trener Chorwacji) to znakomity szkoleniowiec i jest podobny do mnie charakterem, to choleryk...

D - jak "Dzidziuś", czyli Michał Jurecki. - Dobry turniej, ale ciągle jest na fali wznoszącej. Ma niesamowite zagrania, ale często górę biorą w nim emocje i robi głupie błędy. Charakter pokazał w meczu z Hiszpanią, kiedy wyszedł na boisko z rozbitym nosem, podbitymi oczami i bolącym kolanem. Michał jest w ekipie specjalistą od humoru.

E - jak EHF, Europejska Federacja Piłki Ręcznej. - Władza, z którą chciałem wejść w polemikę po meczu z Chorwacją. Może nam się zdaje, że jesteśmy jako sportowcy ważni, a czasem okazuje się, że jesteśmy małym elementem jakiegoś show, które niezbyt nam się podoba. Ta władza powinna bardziej zwracać uwagę na taki plebs, jak my (śmiech).

F - jak Francja, mistrz Europy. - Końcowa faza turnieju dużo lepsza niż początek. Mają w składzie czterech superstarów: Omeyera, Karabaticia, Narcisse'a i Dinarta, plus dwóch świetnych skrzydłowych - Guigou oraz Abalo. Gdy Francji nie idzie, któryś z nich bierze wszystko na siebie. Niby grają prostą piłkę, ale te indywidualności potrafią zrobić coś fenomenalnie.

G - jak gadanie. - Na tych mistrzostwach gadałem dużo, i do dziennikarzy, i do sędziów, i do obserwatorów. W tych dwóch ostatnich przypadkach najczęściej to się kończyło na śmiechu, na poklepaniu po plecach. W sporcie bardzo ważna jest komunikacja. W naszym ostatnim, dramatycznym meczu z Islandią, kiedy były jakieś sporne sytuacje i sędziowie spojrzeli na mnie po ludzku, podchodzili, rozmawiali, tłumaczyli, to i moja reakcja była inna, nawet w ważnym momencie potrafiłem się ugryźć w język. Trzeba też pamiętać, że nasz sport cechuje się czasem ogromnymi emocjami, a nie można kierować zespołem, stojąc z boku z założonymi rękami. Tym bardziej, kiedy w hali siedzi 10 tysięcy ludzi.

H - jak Hiszpania. - Nasz najlepszy mecz w Austrii, doskonale się ułożył i wyszedł nam w każdym względzie. Po igrzyskach w Pekinie mieliśmy do Hiszpanów jakąś zadrę, bo przegraliśmy tam wygrany mecz. Teraz wszyscy sprawdzili się taktycznie, zagraliśmy bardzo zespołowo. Na mistrzostwach jest tak, że każdego dnia każdy zespół jest inny. Widocznie Hiszpanom coś wtedy nie wyszło, a nam wyszło wszystko.

I - jak Innsbruck. - Byłem tam pierwszy raz od wielu lat. Zrobiliśmy kilka spacerów, więc centrum obejrzałem. Fajne miasto, pięknie otoczone górami. Hotel OK, a najważniejsze, że grając tam, wygrywaliśmy. Innsbruck będzie mi się kojarzył z miejscem, w którym na wszystkich ogromne wrażenie zrobili polscy kibice.

J - jak Mariusz Jurasik. - Miał przerwę, przyjechał na kadrę tydzień przed turniejem prosto z wczasów, ale cieszę się, że był z nami, chociaż oczywiście stać go na lepszą grę. Mogliśmy spróbować dać mu więcej grać na rozegraniu. Podjął w tym turnieju trochę nieszczęśliwych decyzji, choć często brał ciężar na siebie i zdobywał nam również ważne bramki. Nie rozmawiałem z nim jeszcze na temat jego dalszej gry w kadrze. Ale będzie mógł jeszcze grać przez kilka lat, bo jak się popatrzy na kadrę Francji, to tam jest sporo ludzi w jego wieku. Na pewno ja mu drogi do dalszej gry nie zamykam, a wszyscy sobie zdajemy sprawę z jego wartości dla zespołu. Znam charakter "Józka" i wiem, że nie chowa się za innych. Lubi grać i łatwo z tego nie zrezygnuje.

K - jak kibice z Polski. - To było dla mnie w Austrii ogromne zaskoczenie. Pierwszy raz, gdy wyszliśmy na rozgrzewkę przed pierwszym meczem z Niemcami i zobaczyliśmy tyle naszych flag i tę z napisem "Grunwald 1410". Zacząłem się zastanawiać, czy każdy z naszych kibiców przywiózł flagę. Najpierw był hymn niemiecki, a potem nasz i Niemcy zaczęli się odwracać, żeby zobaczyć, kto tak głośno śpiewa. Potem mówili, że pierwszy raz na meczu wyjazdowym nie czuli się jak u siebie. Ogromne dzięki dla tych ludzi, również dla tych, którzy byli przed telewizorami.

L - jak luz przed meczem z Francją. - Był za duży. Byłem innego zdania niż niektórzy, oczekiwałem, że zespół zrobi wszystko, żeby ten mecz wygrać. W tej fazie rozgrywek Francja grała, jakby była niezbyt pewna siebie, miała zwyżki i obniżki. Trener Claude Onesta powiedział do mnie po meczu: "Dzisiaj zaczął się twój problem, bo mogliście z nami wygrać." I ten problem zaczął się rzeczywiście od tego momentu. Patrzę racjonalnie. Ich obrona nie grała fantastycznie, bo zmarnowaliśmy 16 sytuacji sam na sam z bramkarzem. Oni się bali tego pojedynku, popełnili mnóstwo błędów. Gdybyśmy w tym meczu z nimi mocniej powalczyli i przegrali, to by było inne uczucie. Dlatego byłem bardziej wkurzony niż nawet po meczu z Chorwacją. Bo w kalkulowaniu na pewno jesteśmy mistrzami.

Ł - jak łatwe mecze na mistrzostwach Europy. - Czyli mecze, których nie ma (śmiech). Może to łatwo wyglądało z Hiszpanią. Każdy pojedynek kosztował kupę nerwów, ale trener Słowenii Noka Serdarusić po naszym meczu wziął mnie na bok i mówi: "Bogdan, ty robisz swoje i jesteś fajny chłopak, ja robię swoje. Ale to jest k... tylko sport!".

M - jak medal. - Była na niego szansa jeszcze kilka minut przed końcem meczu z Islandią. Przegrywaliśmy jedną bramką, mieliśmy piłkę. Ale to tylko gdybanie, a sport jest brutalny. Zaskoczyło nas w Warszawie spontaniczne przyjście kibiców na lotnisko, to znaczy, że docenili walkę chłopaków. I to jest nasz medal. Ale to, że nie mamy go w ręce, to jest porażka i rozczarowanie. Bo wiesz, że nie niego zasłużyłeś z punktu widzenia twojej gry i walki w całym turnieju. Ale medale były tylko trzy, a chętnych czterech.

N - jak narty. - Wchodzę w Innsbrucku do pokoju w hotelu, a tu stoją narty, nowiutkie, zapakowane. Myślałem, że zostawił je poprzedni gość i zniosłem je na recepcję. A okazało się, że to prezent dla mnie od Benjamina Raicha, austriackiego narciarza alpejczyka (4-krotnego medalisty olimpijskiego i 9-krotnego medalisty mistrzostw świata - przyp. PK), nawet autograf był. Tak się składa, że Raich współpracuje z tą samą firmą ubezpieczeniowa, którą ja reklamuję, stąd się znamy. On na takich samych nartach wystartuje na igrzyskach w Vancouver.

O - jak Thierry Omeyer. - To jest to, z czego drużyna Francji żyje, przy całym szacunku dla pozostałych zawodników. Ten facet w ważnych momentach zawsze wie, co robić. Duża klasa. Ma to coś, co mają tylko nieliczni.

P - jak postęp. - W moich pierwszych mistrzostwach Europy z kadrą zajęliśmy 10 miejsce, w drugich siódme, w trzecich czwarte. Zawsze jest poprawa o trzy miejsca i nie mam nic przeciwko temu, żeby to się nie zmieniało.

R - jak ręka boska albo ręka Jaszki. - Przed ostatnią naszą akcją w meczu z Czechami przeżegnałem się i prosiłem o wsparcie Najwyższego. A Bartek Jaszka w swoich trochę krzywych nogach miał na tyle siły, że wyskoczył wysoko i przerwał atak Czechów. Dzięki temu awansowaliśmy do półfinałów.

S - jak mistrzostwa świata. - Awans do mistrzostw świata to jest duży plus, który przywieźliśmy z Austrii. Do tej pory przez pięć lat w czerwcu było tak: Karol, musisz, wiem, że cię bolą "achillesy", "Józek", podnieś się, Marcin - palec złamany, nieważne... A teraz będziemy mieli tyle wolnego czasu, że aż nie wiem, co z nim zrobić.

T - jak Tomasz Rosiński. - Miał różne fazy w tym turnieju, miał dobre momenty, miał też takie, w których brakowało mu dyscypliny. Ogólnie mówiąc, jako debiutant wypadł dobrze. Na pewno udowodnił, że o jego powołaniu nie decydowało to, że gra w Vive Targi Kielce, ale to, że ma to coś, że się rozwija. Coś go przez cały turniej bolało, ale zaciskał zęby i wziął udział we wszystkich treningach i meczach. Ale może jeszcze więcej.

U - jak utrzymanie się w czołówce europejskiej. - Znowu się udało. Udało się też potwierdzić, że zawodnicy, grający na co dzień w słabej polskiej lidze, mogą sobie dać radę na takiej imprezie. Pytanie, ilu takich Rosińskich jeszcze znajdziemy.

W - jak Daniel Waszkiewicz, drugi trener reprezentacji. - Ktoś napisał podczas mistrzostw, że Daniel to jest jedyna osoba, która podczas meczu w Austrii mogła sobie pozwolić, żeby do mnie powiedzieć "zamknij mordę". To nieprawda, on nigdy by tak nie powiedział, bo nie jest tego typu człowiekiem. Ja jestem nerwowy, a on na to wszystko patrzy bardzo racjonalnie. I potrafi świetnie wszystko zanalizować. Tak jak na zebraniu w hotelu po meczu z Francją, kiedy powiedział do drużyny jedno zdanie, po którym zrobiła się kompletna cisza.

Z - jak "złoto". - W wielu meczach decydowały forma dnia, szczęście czy przychylność arbitrów. Francja rozbłysnęła tak naprawdę od półfinału, Islandia wyglądała bardzo pewnie, to samo z Chorwacją, która jednak grała "falami", tak jak my. Do momentu meczu z Francją nasz scenariusz tak się rozwijał i tak układał się nam w głowach, że będzie finał. Mówiliśmy, że "złoto" jest daleko, ale finał był w zasięgu. To było realne. Ale to już jest historia...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Alfabet Bogdana Wenty czyli absolutne tajemnice mistrzostw Europy - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie