Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkadiusz Bilski, były piłkarz Stali Stalowa Wola: - Afera korupcyjna? Bardzo denerwował mnie fakt, że są równi i równiejsi

Bartosz MICHALAK
Arkadiusz Bilski w barwach Kolportera Korony Kielce. Najczęściej grał na pozycji ofensywnego pomocnika.
Arkadiusz Bilski w barwach Kolportera Korony Kielce. Najczęściej grał na pozycji ofensywnego pomocnika.
O fatalnej kontuzji odniesionej po starciu z Kazimierzem Węgrzynem, nie używającym hamulców w samochodzie trenerze Adamie Musiale, dołku po wybuchu afery korupcyjnej w Polsce, aktualnej pracy, a także reakcji na śmierć swojego przyjaciela Świętej Pamięci Sławomira Rutki. Arkadiusz Bilski - były kapitan Korony Kielce, a w przeszłości także zawodnik takich drużyn jak: Stal Stalowa Wola, GKS Katowice czy KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, podczas 2-godzinnej rozmowy opowiedział nam o swoim życiu.

Arkadiusz Bilski

Trzej przyjaciele z boiska - Kamil Kuzera, Arkadiusz Bilski i Edi Andradina.
Trzej przyjaciele z boiska - Kamil Kuzera, Arkadiusz Bilski i Edi Andradina.

Trzej przyjaciele z boiska - Kamil Kuzera, Arkadiusz Bilski i Edi Andradina.

Arkadiusz Bilski

Urodził się 15 lutego 1973 w Skarżysku-Kamiennej. Wychowanek Granatu Skarżysko; na boisku najczęściej ustawiany jako ofensywny pomocnik; po sezonie 1994/95 spędzonym w I-ligowej Stali Stalowa Wola okrzyknięty przez sportowe media "Odkryciem Roku". Wybrany do "11 wszechczasów" KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, z którym wywalczył historyczny awans do dawnej I ligi. Były zawodnik GKS-u Katowice, Ceramiki Opoczno, a także kapitan Korony Kielce, z którą pierwszy raz w historii klubu awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, a następnie (sezon 2005/06) zajął wysokie 5. miejsce w premierowych rozgrywkach. W polskiej Ekstraklasie zagrał w sumie w 149 meczach, zdobywając w nich 15 goli. Karierę zakończył w wieku 33 lat. Oskarżony o udział w aferze korupcyjnej. Piłkarz od razu przyznał się do zarzucanych mu czynów i zdecydował na dobrowolne poddanie się karze. Wszystkie zarzuty wobec byłego zawodnika Korony dotyczyły ustawienia 23 meczów rozgrywanych na poziomie dawnej III ligi (sezon 2003/2004). 27 maja skończyły mu się wszystkie kary i może wrócić do piłki nożnej.

Bartosz Michalak: "Bilu - waleczne serce", "Legenda Korony Kielce" - poszperałem trochę w internecie i biorąc pod uwagę, że piłkarzem Korony Kielce był Pan tylko 4 lata, to zyskał Pan sobie bardzo duży szacunek u kibiców
Arkadiusz Bilski:
- Na boisku zawsze dawałem z siebie wszystko. Jestem wdzięczny kibicom za ich pamięć. Za to, że w ciężkich chwilach nigdy nie odwrócili się ode mnie. Za to, że dotychczas nigdy nie zdarzyło mi się usłyszeć od nich gorzkiego słowa za udział w aferze korupcyjnej. Po jej wybuchu bałem się reakcji ludzi związanych z kieleckim klubem. Presja była na nas ogromna. Nie było dnia, żeby w mediach nie pojawiały się kolejne informacje w tej sprawie. To był 2008 rok. Moja córka miała wówczas 11 lat. Nie chciałem, żeby przez moje czyny spotkały ją w szkole nieprzyjemności.

A spotkały kiedyś?
Nie. No chyba, że ma charakter po mnie, to ukrywała takie zdarzenia. Ale nie sądzę, ponieważ razem z żoną prosiliśmy ją, żeby w razie czego o wszystkim nam mówiła. Osobiście bardzo mi zależało, żeby oddzielić od całej tej sytuacji swoją rodzinę. Skoro naważyło się piwa, to należało je samemu wypić. W robieniu dobrej miny do złej gry byłem coraz lepszy. Nie ukrywam jednak, że wpadłem w poważny dołek. Chcąc uciec od tego zamieszania wyjechałem na ponad miesiąc do pracy do Niemiec. To był dla mnie dar, bo ciężka praca za granicą podziałała na mnie pozytywnie. Pozwoliła odciąć się od medialnej nagonki.

Świętej Pamięci Sławomir Rutka też robił dobrą minę do złej gry. Dobrze wiemy jak to się skończyło…
Byłem załamany kiedy dowiedziałem się o śmierci Sławka. Przyjaciela, który był duszą towarzystwa. Bardzo pozytywnym człowiekiem, którego wszyscy lubili. To był kolejny cios dla mnie. Nasze rodziny były ze sobą bardzo zżyte. Pamiętam rozmowę z jego żoną Anią po tej tragedii. To ona powiedziała mi, że zachowywaliśmy się ze Sławkiem w bardzo podobny sposób. Za wszelką cenę chcąc odsunąć i odizolować od tego całego szumu rodziny, woląc "biczować" się wewnątrz siebie. Niestety Sławek w pewnym momencie nie wytrzymał. To był bardzo wrażliwy człowiek. Spędziłem z nim w życiu dużo czasu, więc wiem co mówię. Tacy ludzie jak on są skłonni zadręcza się i w nieskończoność obwiniać za swoje złe czyny…
Przed wybuchem korupcyjnej afery zginęła moja mama. Zanim zdążyłem pozbierać się po tej tragedii, do mojego domu wpadli ludzie w kominiarkach. Do tego doszła śmierć przyjaciela. To był paskudny okres w moim życiu. Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni? Byłbym egoistą tak mówiąc. Po śmierci mamy bardzo pomogli mi chłopaki z drużyny, którzy razem z trenerem Wdowczykiem przyjechali na pogrzeb. Poczułem dodatkowe wsparcie, a takowe jest bardzo ważne w tak ciężkich chwilach. W trakcie afery korupcyjnej bardzo pomagała mi żona. To ona była pomostem pomiędzy normalnością, a tym co wówczas przeżywałem…

Pomyśleć, że to wszystko przez ustawianie kilkunastu meczów w jakiejś śmiesznej, polskiej III lidze…
Nieważne jaka to liga. Przewinienie to przewinienie. Jeśli jedziesz po pijaku samochodem, to jakie ma to znaczenie czy masz jeden promil alkoholu we krwi czy dwa? I czy jedziesz w Polsce czy w Hiszpanii? Fakt, byliśmy traktowani niczym najwięksi zbrodniarze. Co najmniej jakbyśmy byli mordercami. Ale ja nie mam do nikogo żalu. Cała ta afera świetnie się wówczas sprzedawała. Ludzie tylko czekali na kolejne doniesienia. Przyznałem się do winy. Była to moja ogromna porażka. Ogromny wstyd dla mnie. Mam jednak tę satysfakcję, że mogę wszystkim kolegom spojrzeć dzisiaj prosto w oczy. A uwierz mi, że nie każdy z byłych piłkarzy lub trenerów może sobie na to pozwolić…
Jak się zachowywali funkcjonariusze w kominiarkach, którzy "odwiedzili" Pana dom?
Bardzo po ludzku. Myślę, że głównie dlatego, że w tym czasie w domu była moja córka. To złagodziło całą sytuację.

Planuje Pan powrót do piłki nożnej?
O dziwo mam już nawet trzy propozycje. Jedna z nich jest na tyle interesująca, że pewnie gdyby doszło do podpisania umowy, zrobiłoby się o tym trochę głośno w sportowych mediach. Z konkretami wolę poczekać kilka tygodni. Papiery trenerskie zrobiłem za namową trenera Pawła Janasa. To czy w przyszłości zdecyduję się na zdobycie certyfikatu UEFA Pro będzie zależało od tego, jak potoczy się moja przygoda z trenerką w mniejszych klubach. Takie szkolenia kosztują i to dużo. Nie mogę sobie pozwolić na wyrzucenie 30-40 tysięcy złotych, tylko po to, żeby poczuć się "Panem Trenerem".

Nie boi się Pan powrotu do świata piłki? Wie Pan o czym mówię. Każdy niekorzystny wynik dla drużyn gospodarzy, dla wielu mściwych kibiców będzie znakiem, że Bilski znowu coś kręcił…
Miałem już okazję poznać jakie to uczucie być obrażanym przez 90 minut. Prowadziłem między innymi IV-ligowy GKS Rudki. Pamiętam, że pojechaliśmy na mecz do Kazimierzy Wielkiej, która była murowanym faworytem tamtego spotkania. Wygraliśmy 4-1, co było dla mnie najlepszą zapłatą, za 90 minut słuchania od kilku osób bluzg na swój temat. Centralnie ustawili się zaraz za moimi plecami i praktycznie bez przerwy mi ubliżali.

Nie miał Pan ochoty ich "uciszyć"?
To byłaby moja porażka. Nie jest łatwo, bo jeśli te obelgi dotyczą tylko twojej osoby, to jeszcze nie jest źle. Gorzej jak jakiś chłop po kilku piwach wpadnie na pomysł, żeby zacząć obrażać twoją rodzinę, najbliższych. Co zrobić…

Jeździ Pan na mecze Korony?
Nie. Wolę w spokoju oglądnąć sobie mecz w telewizji. Odwiedziny stadionu Korony to dla mnie swego rodzaju powrót do przeszłości, który wciąż dużo mnie kosztuje. Cała ta sprawa jest jeszcze we mnie. Zawsze jest możliwość, że ktoś z trybuny mnie obrazi, a to byłby dla mnie duży kopniak, bo z tym klubem jestem bardzo związany. Szczególnie, że tak jak powiedziałem: kibice z Kielc zachowali się wobec mnie bardzo w porządku. Ostatnio z chłopakami z klubu widziałem się przy okazji obchodów 40-lecia Korony. Dostałem zaproszenie, więc głupotą byłoby nie przyjechać.

A pamięta Pan, kiedy po raz pierwszy po wybuchu afery korupcyjnej wrócił Pan na stadion Korony?
Mecz ku czci Świętej Pamięci Sławka Rutki. Jakiś rok po całej tej aferze.

Dlaczego Pana zdaniem niektórym ludziom się "upiekło", a inni zostali symbolami korupcji w polskiej piłce?
Śliski temat. Gdybyśmy pogadali o nim publicznie, to we dwóch mielibyśmy problemy (uśmiech). Początkowo bardzo mnie denerwował fakt, że są równi i równiejsi. Bardzo śmieszyły mnie też sytuacje, kiedy ludzie wypowiadali się, że tak strasznie brzydzą się korupcją, a kilka dni później w kajdankach byli wywożeni do Wrocławia. Nazwiska? Po co, ten kto jest w tym temacie, nie będzie miał problemu z przypomnieniem sobie tych osób.
Dwa dni temu ( 27 maja 2014 roku - red.) minęła moja kara. W moim przypadku sprawa była o tyle specyficzna, że Wydział Dyscyplinarny nałożył na mnie karę w zawieszeniu i grzywnę pieniężną (około 10 tysięcy złotych - red.). Po trzech latach i dwóch pismach ludzi z "wyższych kręgów" Trybunał Piłkarski nałożył na mnie kolejny wyrok. Przez to musiałem zrezygnować z trenerki. Sytuacja o tyle wyjątkowa, że ten trybunał zazwyczaj łagodził karencje dla zawodników i trenerów. W moim przypadku było inaczej…

Musiał Pan komuś podpaść.
Wiem, kto za tym stał, ale nie możesz o tym napisać publicznie. Po pierwsze, nie mam żadnych twardych dowodów, po drugie nie chciałbym wywoływać burzy w tej sprawie.
Zmieńmy temat. Nie mam nic do Hermesa, uważam, że to dobry piłkarz i z tego co wiem bardzo pozytywny oraz dobry człowiek. Dlaczego jednak konsekwencje wobec jego udziału w aferze korupcyjnej okazały się być znikome?
Hermes to mój dobry przyjaciel. On w to wszystko został trochę wmieszany. Bierz pod uwagę, że dla niego Polska, to był wówczas obcy kraj. Przyjechał tutaj, nie potrafił mówić po polsku. Miał swoje plany sportowe. Postaw się w jego sytuacji, kiedy ty wyjechałbyś za chlebem do Brazylii i znalazłbyś się takim położeniu… Czy tak łatwo byłoby ci się postawić, zdecydować się na kolejne niepowodzenie i powrót do kraju?
Nie wiem. Dla mnie ustawianie meczów w III lidze, to nie jest zbrodnia, za którą należy się publiczny lincz. Żeby było jasne: od zawsze tak uważałem. Szczególnie, że wiem ile osób, które nie wiedzieć czemu nigdy usłyszały żadnych zarzutów, są dzisiaj szanowanymi obywatelami bez skazy…
Są ludzie, po których takie sytuacje spłynęły jak po kaczce, a innych zadręczyły na śmierć.

Co dzisiaj robi Arkadiusz Bilski? Rozmawiamy w Skarżysku-Kamiennej. Spokojna, niewielka miejscowość oznacza prowadzenie przez jej mieszkańców spokojnego życia?
Nie do końca. Są problemy z pracą. Szczególnie w takich niewielkich miejscowościach. Od trzech lat pracuję jako przedstawiciel handlowy fabryki porcelanowej w Ćmielowie. Nie było mi łatwo przywyknąć do nowej pracy, bo nigdy nie wyobrażałem sobie siebie jako speca od handlu. Od poniedziałku do piątku pracuję od 8 do 16. Zanim spokojnie wrócę do domu i coś zjem, to dopiero koło 18 mam wolny czas.
Byłem przekonany, że pracuje Pan na miejscu, dlatego przyjechałem na 16 (uśmiech). Planuje Pan zwolnienie z firmy, jeśli już podpisze Pan umowę z jakimś klubem?
Nie. Dam radę to wszystko pogodzić. W końcu w weekendy nie pracuję, więc spokojnie będę mógł skupić się na piłce. Treningi na tygodniu również bez problemu można robić popołudniu.
Kibice KSZO i Korony, delikatnie mówiąc, nie przepadają za sobą. Pan grał w obydwu tych klubach…
I wierz mi, że żadna nieprzyjemność nigdy mnie z tego powodu nie spotkała. Pamiętam derby na zapleczu Ekstraklasy, rozgrywane po śmierci papieża Jana Pawła II. To miały być "derby pojednanie". Pojednanie trwało jednak tylko minutę. Później na trybunach w Ostrowcu zaczęły dziać się cyrki. Korona wygrała 3:0. Oprócz dwóch goli "Kiełbasy" (pseudonim Grzegorza Piechny - red.) udało mi się w tamtym meczu trafić na 1:0.

Trochę jak w rewanżu z Legią Warszawa w Pucharze Polski w sezonie 2004/05.
Po pierwszym, przegranym 2:0 w Warszawie meczu, tylko ktoś szalony postawiłby na nasz awans do półfinału jakiekolwiek pieniądze. Nawet trener Wdowczyk był trochę "przygaszony" przed rewanżem. Na 3:0 strzeliliśmy już w dogrywce. W domu mam gdzieś nagranie z tamtego meczu.

Poważną przygodę z piłką rozpoczynał Pan jednak na Podkarpaciu. Dokładnie w prowadzonej przez trenera Adama Musiała I-ligowej Stali Stalowa Wola.
Początkowo przymierzany byłem do Siarki Tarnobrzeg, z którą trenowałem przez tydzień. Trener Włodzimierz Gąsior musiał jednak zrozumieć moją decyzję o chęci spróbowania sił w Stalówce, która wówczas grała w I lidze. Zadzwonił do mnie trener Musiał i tak, jako 21-letni chłopak trafiłem do Stalowej Woli. Moim najlepszym kumplem był Jarek Wieprzęć. Byliśmy w podobnym wieku, mieliśmy już swoje wybranki życiowe i wspólne zainteresowania (uśmiech). Do Stalowej Woli przyjechałem już ze swoją przyszłą żoną. Ślub wzięliśmy w trakcie sezonu, co pamiętam też z tego względu, że dostałem zwolnienie z klubu na mecz z ŁKS-em Łódź.

21 lat i ślub (uśmiech)?
To były inne czasy. Kiedyś to był idealny wiek na podejmowanie tak poważnych decyzji. Wiem, że ta bariera dzisiaj nieco się przesunęła.

Jak wspomnienia z pracy z trenerem Musiałem?
Bardzo go lubiłem i szanowałem. Wciąż tak jest. Trener Musiał miał swoje problemy, ale z tego co wiem wyszedł już na prostą. Życie nauczyło go trochę pokory. Często się widujemy przy okazji charytatywnych turniejów. Ostatnio w Dębicy mieliśmy okazję razem pogadać.

Lata płyną, a trener Musiał wciąż jeździ swoim ciemnozielonym "Golfem" (uśmiech).
Pamiętam, że rzadko używał w nim pedału hamulców (śmiech).

Transfer do Katowic. Zamieniam się w słuch.
Dzielenie szatni z Kaziem Węgrzynem, który w ostatnim meczu sezonu (GKS Katowice - Stal Stalowa Wola - red.) 1994/95 rozerwał mi udo (uśmiech). Kazek przeprosił mnie po tym meczu. W jego zagraniu nie było złośliwości. To była boiskowa walka, o którą ja nigdy nie miałem pretensji do nikogo. Nie zmienia to jednak faktu, że "podpis" jaki złożył na mojej nodze Kaziu kosztował mnie długi okres pauzowania (uśmiech).

To prawda, że w Koronie z trenerem Wieczorkiem nie było Panu po drodze?
(uśmiech) Trener Wieczorek chciał pełnić rolę gwiazdy zespołu.

I Panu to nie pasowało (uśmiech)?
Nie. To trenerowi nie pasowali ludzie, którzy mieli swoje zdanie. Którzy nie mieli oporów, żeby to zdanie głośno wyrażać. Na miejsca tych zawodników miał już przygotowanych swoich, którzy nigdy nie powiedzieliby mu słowa. Którzy niestety, zazwyczaj nie byli lepsi od nas. Po sezonie, w którym zajęliśmy 5. miejsce w lidze dowiedziałem się, że trener nie widzi mnie w swoim zespole. Z Ryszardem Wieczorkiem początkowo omijaliśmy się szerokim łukiem w klubie. Miałem 33 lata. Mogłem kontynuować grę w piłkę, lecz dostałem ciekawą propozycję z klubu, aby razem z Arkiem Kaliszanem objąć zespół rezerw Korony. Zgodziłem się, szczególnie że w perspektywie najbliższych miesięcy miałem objąć naprawdę prestiżową pozycję w Koronie Kielce. Życie napisało jednak inny scenariusz.

A na Pana miejsce jaki piłkarz był już przygotowany?
Po co badać tę sprawę? Jak sobie przeanalizujesz sposób pracy trenera Wieczorka, to zobaczysz, że w każdym z klubów, w którym się pojawiał, od razu chciał sobie wyczyścić środowisko, ściągając na miejsce tych, nazwijmy ich niepokornych, grzecznych i ułożonych.

Mariusz Zganiacz?
Między innymi (uśmiech).

A jak wyglądała sytuacja z Pana niedoszłym wyjazdem do Izraela? Zamiast Hapoelu Beer Sheva wybrał Pan Koronę Kielce. Na język cisną się słowa: co by było, gdyby…
Byłem zdecydowany na ten wyjazd. Miałem w perspektywie zarabianie pieniędzy, które można byłoby odłożyć na stare lata. Razem z Wojtkiem Małochą byliśmy pewni wyprowadzki z Polski, ale wtedy zaczęły się problemy z człowiekiem, który patrolował nasz transfer. To znaczy miał patrolować, bo ostatecznie zaczęły się kolejne dni opóźnienia wyjazdu i finalizacji transferu. Nie chcąc ryzykować pozostania na tak zwanym lodzie, podpisałem kontrakt z Koroną…
Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie