Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będąc w Legii żyłem chwilą. To był mój wielki błąd - szczere wyznania byłego znakomitego piłkarza "Stalówki" i Stali Mielec [ZDJĘCIA]

BARTOSZ MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Wojciech Niemiec z sentymentem wraca do czasów gry w piłkę.
Wojciech Niemiec z sentymentem wraca do czasów gry w piłkę. Bartosz Michalak
Wojciech Niemiec, były młodzieżowy reprezentant Polski, piłkarz między innymi Legii Warszawa i Zawiszy Bydgoszcz, opowiedział nam o najbardziej barwnych historiach swojego sportowego życia.
Pamiątka rodzinna. Na zdjęciu z żoną, a także dziećmi i ich życiowymi partnerami.
Pamiątka rodzinna. Na zdjęciu z żoną, a także dziećmi i ich życiowymi partnerami. archiwum prywatne

Pamiątka rodzinna. Na zdjęciu z żoną, a także dziećmi i ich życiowymi partnerami.
(fot. archiwum prywatne)

W młodzieżowych reprezentacjach Polski grał pan niegdyś z Adamem Nawałką. Nawałka obecnie jest selekcjonerem kadry narodowej, a pan prowadzi zespół z Turbii i pracuje na co dzień w stalowowolskim sądzie...
Mocny początek (uśmiech). Z Wisły Kraków trener Marian Szczechowicz powoływał właśnie Nawałkę i Krzyśka Budkę. Na boisku zdecydowanie lepsze wrażenie sprawiał ten drugi, ale poza murawą trochę za wysoko nosił on głowę. A los lubi nagradzać tych bardziej pokornych wobec życia. Nawałka od zawsze dużą uwagę przywiązywał do modnego ubioru. Już z daleka czuć było od niego drogie perfumy. Nie bez powodu miał pseudonim "Ciepły". Chodziło o to, że oprócz kobietom podobał się również… mężczyznom. Myślę, że Adam był od nas dojrzalszy. Dojrzałość i pracowitość zaprowadziły go tutaj, gdzie teraz się znajduje.

Pan nie był dojrzały?
To zależy, co masz na myśli. Z jednej strony w wieku piętnastu lat wyprowadziłem się z rodzinnego domu w Przemyślu i zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze, jako junior Stali Mielec. Biorąc pod uwagę fakt, że mój tato zmarł, kiedy byłem dzieckiem, a ja stosunkowo bardzo szybko zacząłem pomagać finansowo mamie, to nie można powiedzieć, że byłem niedojrzały. Na pewno jednak nie wykorzystałem swojej szansy w stu procentach…

To znaczy?
Będąc w Mielcu pilnował mnie trener Rudolf Kapera. Skończyłem liceum zawodowe, zdałem maturę. Byłem pod dużym wrażeniem o dziesięć lat starszego Henryka Kasperczaka. Typowy przywódca w szatni. Jako nastolatek bywałem świadkiem sytuacji, kiedy przed treningiem przychodził do nas prezes i krzyczał: "Przyznać się, kto wczoraj balował na mieście! To jest kur** wstyd, żeby ludzie dzwonili do mnie i opowiadali o potykających się o krawężniki alkoholikach ze Stali Mielec". W takich sytuacjach wstawał Kasperczak i mówił: "Prezesie, wyjdźmy na sekundkę". Wracał po kilku minutach i stwierdzał: "Załatwione. Wychodzimy na trening".

Czasami odnosiłem wrażenie, że zespół na czele z Zygmuntem Kuklą czy Grzegorzem Lato, traktował Kasperczaka na równi z trenerem Edmundem Zientarą, czy jeszcze wcześniej Zenonem Książkiem.

Rozumiem, że "sodówka" uderzyła panu do głowy podczas pobytu w Warszawie.
Tu nie chodzi o "sodówkę". Trafiając do klubu, w którym grali tacy piłkarze jak Kazek Deyna, Robert Gadocha czy Lesław Ćmikiewicz człowiek nie chciał stać gdzieś na uboczu. Jak padała komenda, że po treningu jedziemy na miasto, to jechaliśmy na miasto. Najczęściej do kasyna. Mając dwadzieścia lat żyłem chwilą. Były pieniądze, byli koledzy, a jak policja zgarnęła mnie na mieście w stanie wskazującym, to odwoziła na stadion, ponieważ doceniała fakt, że gram dla Legii.

Pamiętam reakcję taksówkarza, któremu kiedyś zapłaciłem wygranymi żetonami w kasynie: "Panie, ale to jest kupa pieniędzy! Dziękuję"- mówił nerwowo chowając je po kieszeniach. Dzisiaj żałuję tego warszawskiego "hajlajfu". Podobnie jak odmówienia Anderlechtowi Bruksela, który kusił mnie podczas turnieju reprezentacyjnych młodzieżówek w Niemczech.

Skąd w ogóle wziął się pana transfer do Legii?
Jak się później dowiedziałem zadecydowały o tym dwa mecze. Pierwszy w młodzieżowej kadrze Polski przeciwko seniorom Legii, który sensacyjnie zakończył się remisem 2:2. I drugi w finale Pucharu Polski, kiedy ze Stalą Mielec graliśmy w stolicy ze Śląskiem Wrocław. Przegraliśmy 2:1, ale najwidoczniej nie wypadłem najgorzej.

Oczywiście Legia nie musiała dogadywać się z mieleckimi działaczami. Oficjalnie dostałem wezwanie "centrali" do wojska w Warszawie i klub nie miał nic do gadania, choć od początku było wiadome, że nie trafię w kamasze. Każda sportowa sekcja Legii była konstruowana w taki sposób. Jest jakiś młody zdolny? Wzywamy go do wojska i jest nasz.

Po roku trafił pan do bydgoskiego Zawiszy.
Legię prowadził Andrzej Strejlau. Pomagał mu Władysław Stachurski. Na koniec sezonu 1976/77 trenerzy zagrali ze mną w otwarte karty. - Wojtek szkoda, żebyś ciągle grał tylko "ogony". Zgłosił się Zawisza po ciebie i Jurka Szczeszaka - tłumaczył trener Strejlau, obok którego stał Stachurski. Nie dramatyzowałem, bo Zawisza był beniaminkiem pierwszej ligi i faktycznie z marszu zacząłem grać po dziewięćdziesiąt minut.

W drużynie występowali tacy piłkarze jak Stefan Majewski czy Andrzej Brończyk. W bydgoskim Zakładzie Automatyki Przemysłowej dostałem etat w wysokości trzech i pół tysiąca złotych. Zdarzyło się, że w miesiącu wygraliśmy cztery mecze. Automatycznie byłem bogatszy o kilkanaście tysięcy.

Miał pan niespełna 22 lata. Jaką najbardziej próżną rzecz zrobił pan w tamtym okresie?
Razem z Jurkiem Szczeszakiem poszedłem na dyskotekę, którą postanowiłem… zamknąć. Na parkiecie brakowało mi miejsca, a przychodziły kolejne osoby. Kosztowało mnie to trochę. Goście, którzy byli już w środku, mogli później liczyć na darmowy alkohol. Taki miałem kaprys.

Co spowodował pana powrót na Podkarpacie?
Poważna kontuzja przywodziciela uda, jakiej doznałem w potyczce ze Stalą Mielec. Mecz ten był o tyle specyficzny, że zagrałem "przeciwko" działaczowi, z którym wcześniej popadłem konflikt. Rywalizowaliśmy o tę samą… kobietę (uśmiech). Zapewne widok znoszonego Niemca z murawy, nieco złagodził jego rozgoryczenie związane z porażką miłosną.

Przez cztery miesiące nie trenowałem, po sezonie działacze mi podziękowali. Wróciłem do Przemyśla, do którego po kilku tygodniach przyjechali do mnie ludzie ze Stalowej Woli, konkretnie słynny Józef Leś i Leszek Kałmuczak, szef sekcji piłki nożnej. Co ciekawe od razu przedstawiono mi pomysł, żebym spróbował gry na środku obrony.

Z jakiego względu trener Leś był, jak to pan określił, "słynny"?
Słyszałem o piłkarzu, który po meczu założył się z kolegami, że zje piętnaście pączków, popijając je wodą. Tym graczem był właśnie Józek, który po meczu Stali z Polonią Przemyśl musiał być w wyjątkowo wesołym humorze (uśmiech). Zakład przegrał, bo jest to chyba niewykonalne zadanie.

Przychodząc do Stalowej Woli byłem już żonaty, a na świecie miał pojawić się mój syn. Z marszu otrzymałem mieszkanie, co chyba nie podobało się starszyźnie, bo początkowo najlepszy kontakt miałem z trenerem Michałem Królikowskim.

Kończąc. Co z tą Turbią?
Wracamy w swojskie klimaty. Żeby na treningach była dobra frekwencja prezes płaci za wygrane mecze na tygodniu (uśmiech). W innym przypadku część chłopaków widziałbym co niedzielę. To obrazuje położenie, w jakim znalazł się ten klub.

Wojciech Niemiec (urodził się 21 października 1956 roku w Przemyślu) - wychowanek Polnej Przemyśl. Na swoim koncie ma wiele występów w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Legendarny piłkarz Stali Stalowa Wola w latach 1979-1990, z którą jako kapitan wywalczył między innymi pierwszy, historyczny awans do dawnej I ligi. Były zawodnik takich klubów jak: Stal Mielec, Legia Warszawa i Zawisza Bydgoszcz. W 1976 roku zdobył z mielecką Stalą tytuł Mistrza Polski. Był uczestnikiem pamiętnego dwumeczu Stali Mielec z Realem Madryt w Pucharze Europy. Ma żonę Annę i dwójkę dzieci: syna Daniela (1978), a także córkę Angelikę (1980). Jako dziadek może pochwalić się trójką wnucząt.

Wojciech Niemiec (stoi trzeci z lewej) był fundamentem obrony stalowowolskiej Stali.
Wojciech Niemiec (stoi trzeci z lewej) był fundamentem obrony stalowowolskiej Stali. archiwum prywatne

Wojciech Niemiec (stoi trzeci z lewej) był fundamentem obrony stalowowolskiej Stali.
(fot. archiwum prywatne)

Wojciech Niemiec (stoi drugi z lewej w środkowym rzędzie) przez lata pełnił rolę kapitana „Stalówki”.
Wojciech Niemiec (stoi drugi z lewej w środkowym rzędzie) przez lata pełnił rolę kapitana „Stalówki”. archiwum prywatne

Wojciech Niemiec (stoi drugi z lewej w środkowym rzędzie) przez lata pełnił rolę kapitana "Stalówki".
(fot. archiwum prywatne)

Wojciech Niemiec (stoi trzeci z lewej w górnym rzędzie) piłkarzem „Stalówki” był przez jedenaście sezonów.
Wojciech Niemiec (stoi trzeci z lewej w górnym rzędzie) piłkarzem „Stalówki” był przez jedenaście sezonów. archiwum prywatne

Wojciech Niemiec (stoi trzeci z lewej w górnym rzędzie) piłkarzem "Stalówki" był przez jedenaście sezonów.
(fot. archiwum prywatne)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie