MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bogdan Gunia, szef Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli wicemistrzem Polski w badmintonie

Zdzisław SUROWANIEC, [email protected]
Wicemistrz Polski w badmintonie ma na swoim koncie sporo innych sukcesów sportowych, miedzy innymi w siatkówce, czego przykładem są puchary.
Wicemistrz Polski w badmintonie ma na swoim koncie sporo innych sukcesów sportowych, miedzy innymi w siatkówce, czego przykładem są puchary. fot Zdzisław Surowaniec
Od nastolatka był wszechstronnie uzdolniony sportowo. Miał dobrą koordynację ruchową. W szkole podstawowej angażował się we wszystkich dyscyplinach - grał w piłkę nożną, w siatkówkę, koszykówkę, uprawiał lekkoatletykę, chód sportowy. Zakochał się w badmintonie.

Bogdan Gunia

Gra w badmintona jest morderczo wyczerpująca - w akcji Bogdan Gunia. Na małym zdjęciu Bogdan Gunia z trofeami, jakie zdobył na ostatnich mistrzostwa
Gra w badmintona jest morderczo wyczerpująca - w akcji Bogdan Gunia. Na małym zdjęciu Bogdan Gunia z trofeami, jakie zdobył na ostatnich mistrzostwach. Fot. Marcin Radzimowski

Gra w badmintona jest morderczo wyczerpująca - w akcji Bogdan Gunia. Na małym zdjęciu Bogdan Gunia z trofeami, jakie zdobył na ostatnich mistrzostwach.
(fot. Fot. Marcin Radzimowski)

Bogdan Gunia


Ma 46 lat. Mieszka w Nowej Dębie. Jest szefem Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli. Absolwent wydziału prawa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Rzeszowie. Żonaty, ma piętnastoletnią córkę. Pracę w prokuraturze rozpoczął w 1992 roku. Na 31. Indywidualnych Mistrzostwach Polski Weteranów w Badmintonie w Kobylnicy na Pomorzu został wicemistrzem.



Przed tygodniem Bogdan Gunia - szef Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli, stanął na podium, po zdobyciu drugiego miejsca na 31. Indywidualnych Mistrzostwach Polski Weteranów w Badmintonie w Kobylnicy na Pomorzu. Został wicemistrzem Polski w kategorii wiekowej 45-50 lat. To olbrzymi sukces. Przypieczętował nim lata treningów w tej niezwykle wyczerpującej fizycznie dyscyplinie.

TO JEST TO

Miał piętnaście lat, kiedy w październiku 1979 roku posmakował badmintona i stwierdził, że to jest to. - Pierwszym trenerem i osobą, która mnie do tego namówiła był Antoni Malcharek, nauczyciel w technikum mechanicznym w Nowej Dębie - wspomina szef stalowowolskiej prokuratury. Trenował grę w badmintona do ukończenia szkoły średniej.

Odniósł wtedy przełomowy sukces, który przypieczętował jego związek z rakietą i lotkami. Jako junior zaszedł wysoko, grał w pierwszej lidze badmintona. - Jako szesnastoletni zawodnik byłem członkiem drużyny badmintonistów Stali Nowa Dęba, która 8 marca 1981 roku wywalczyła awans do najwyższej ligi - wspomina z rozrzewnieniem.

Na studiach prawniczych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Rzeszowie dalej trenował badmintona w Akademickim Związku Sportowym. Ale intensywna nauka, a potem praca w prokuraturze nie bardzo dawała się pogodzić z intensywnym treningiem.

SYSTEMATYCZNY TRENING

- Podczas gry w badmintona pracują wszystkie partie mięśni. Najważniejsza jest wytrzymałość, szybkość i technika uderzenia. Nie osiągnie się wielkich sukcesów bez systematycznego trenowania i to kilka razy dziennie. Studiując nie miałem takiej możliwości, wykonując pracę zawodową też mam ograniczone możliwości, mogę trenować tylko po pracy - wyznaje.

Czym jest badminton? Czy tylko relaksowym odbijaniem lotki? - Istota polega na tym, żeby zagrać lotką tak, żeby przeciwnik jej nie odebrał i żeby lotka trafiła w boisko. Zapewniam, że jest to bardzo, bardzo wyczerpujące, bardzo męczące, o wiele bardziej męczące i wyczerpujące niż tenis ziemny, w którego też miałem okazję grać - mówi Bogdan Gunia. - Porównując wysiłek fizyczny włożony w uprawianie badmintona z tym związanym z uprawieniem tenisa, to jest to niebo, a ziemia - uważa. Badminton jest możliwy do uprawiania tylko w hali sportowej, gdzie nie ma podmuchów wiatru.

- Dzięki trenerowi Adamowi Bunio, mam najlepszy z możliwych sprzęt, aktualnie gram rakietą marki Victor. Jest warta pięćset, sześćset złotych - przyznaje. Gra się lotkami piórowymi, cena jednej lotki to około dziesięciu złotych. To drogi sport, bo podczas jednego meczu takich lotek zużywa się kilka, kilkanaście.

TRENING W HALI

Mistrzowski prokurator ćwiczy wspólnie z zawodnikami sekcji badmintona Stali Nowa Dęba. Ale do startu w mistrzostwach w Kobylnicy przygotowywał się na obozie zimowym i letnim w Straszęcinie koło Dębicy. Trenował codziennie od lutego.

- Co mi dało uprawianie tego sportu? - pyta i odpowiada: - Bardzo ukształtował mój charakter i osobowość. Sport nauczył mnie pokory. W tym sporcie najbardziej podoba mi się możliwość rywalizacji i to na zasadzie fair play. To co najpiękniejsze, to zdrowa, sportowa zasada. Nie potrafiłbym się cieszyć z sukcesu sportowego, nie stosując się do zasad fair play. Te same zasady stosuję również w pracy zawodowej - zapewnia.

I dalej zwierza się: - To sport wykształcił we mnie taką postawę, że każda porażka mobilizuje mnie, zachęca do pracy, uczy cierpliwości i wytrwałości. Bardzo się cieszę, kiedy osoby obserwujące moją grę, zwracają uwagę na to, że jestem na boisku bardzo spokojny. Nigdy mi się nie zdarzyło kwestionowanie decyzji sędziego. Myślę, że nie ma zawodnika, który by powiedział, że w trakcie meczu próbowałem go oszukać. Należę do tego pokolenia, które grając w badmintona, nie potrzebuje sędziego. Bo wiemy, że się nie oszukamy.



W ubiegłym roku startował na ogólnopolskiej spartakiadzie prawników w badmintonie i oczywiście zdobył złoty medal. - Mój szef bardzo przychylnie się odnosi do tego, że jestem najlepszym badmintonistą wśród prawników. O badmintonie mógłbym mówić godzinami, interesuje mnie każda informacja w Internecie. Kiedy zacząłem uprawiać ten sport, reprezentanci Polski nie osiągali sukcesów na arenie międzynarodowej. Ostatnio reprezentacja męska zdobyła wicemistrzostwo Europy drużynowe. Coraz większe rzesze garną się do tej dyscypliny. Mamy bardzo młode, zdolne pokolenie - ocenia.
- Gdy byłem młody możliwość uprawiania sportu sprawiła, że zwiedziłem całą Polskę i pół Europy. A to na początku lat osiemdziesiątych, w stanie wojennym, nie było takie proste. W stanie wojennym, jako dziewiętnastolatek, brałem udział w międzynarodowym turnieju w Genewie. Zająłem wtedy dziewiąte miejsce - opowiada z uśmiechem.

Ze wszystkich krajów, najbardziej spodobało mu się w Szwajcarii. Jednak, choć był to szczególny smętny czas stanu wojennego i pustych półek sklepowych, wyjechał i wrócił. - Wróciliśmy w pełnym składzie. Nie żałuję, choć propozycji zostania miałem masę - mówi.

ZNAKOMICI TRENERZY

- Miałem to szczęście, że od początku nie zraziłem się do gry, a natrafiałem na znakomitych trenerów, świetnych zawodników, kolegów. Z niektórymi spotkałem się teraz na zawodach po dwudziestu sześciu latach - nawiązuje do zawodów w Kobylnicy.

- Nie ma takiej możliwości, żeby w badmintonie odnieść sukces z dnia na dzień. Trzeba pracować, trzeba trenować, wykazać dużo samozaparcia, silnej woli, cierpliwości i dużo, dużo czasu - daje receptę na sukces.

I daje przykład, że nie wszystkim się udaje przygoda z badmintonem. W Nowej Dębie najsłynniejszym sportowcem jest Grzegorz Sudoł, dwukrotny olimpijczyk w chodzie sportowym. - Jego wspomnienie z gry w badmintona jest koszmarne. Jest gibki i wysportowany, szybki. Na boisku kilka razy poodbijał lotki i był tak zakwaszony, że miał wszystkiego dość. W tym sporcie nie ma przypadku, to jest dyscyplina czysto techniczna - mówi wicemistrz Polski.

Uprawianie tego sportu nie tylko pozwala pokazać swoją ambicję. - Kiedy się trenuje, człowiek lepiej się wysypia, lepiej się czuje, budzi się zdrowy - zapewnia. No, zdarzył mu się tylko jeden wypadek. - Mam ogromne szczęście, kiedy uprawiałem wyczynowo badminton jako junior i senior, obyło się bez większych kontuzji. Poważna pojawiła się 1997 roku. W finale międzynarodowych zawodów w pierwszym secie, prowadząc wysoko, zerwał ścięgno Achillesa. Potrzebna była operacja, na kilka lat wyłączył się ze sportu.

DO PÓŹNEGO WIEKU

Wielką pociechą dla stalowowolskiego prokuratora jest córka Ania. Ma 15 lat i jest bardzo dobrą siatkarką - gra w klubie z Nowej Dęby. - Bardzo jestem z niej dumny i bardzo się cieszę z jej sukcesów - mówi.

Kiedy przychodzi na treningi, trener może młodszym zawodnikom pokazać, że można być dobrym badmintonistą i zajść wysoko w hierarchii zawodowej. - Nawet maturzyści mieli problem, żeby ze mną wygrać. W szatni pytali ile mam lat, zgadywali, że nie mam trzydziestki. Powiedziałem im, że nie mam - mówi uradowany.

Bogdan Gunia przyznaje, że chciałby grać w badmintona do późnego wieku, ile się da. Na zawodach w Kobylicy była nawet kategoria zawodników powyżej 70 lat. - Oczami wyobraźni widziałem siebie za trzydzieści lat. Byłoby dobrze, żeby móc grać w takim wieku - kiedy to powiedział, zaświeciły mu się w oczach wesołe iskierki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie