MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chór Kameralny pierwszym europejskim zespołem na festiwalu w Chinach

Zdzisław Surowaniec
Zdzisław Surowaniec
Chór Kameralny w sali muzycznej monumentalnego i super nowoczesnego Teatru Wielkiego w Jinan w prowincji Shandong, gdzie odbył się zorganizowany po raz trzeci Międzynarodowy Festiwal Chórów, z udziałem zespołów z Chin, Korei Południowej i Izraela.
Chór Kameralny w sali muzycznej monumentalnego i super nowoczesnego Teatru Wielkiego w Jinan w prowincji Shandong, gdzie odbył się zorganizowany po raz trzeci Międzynarodowy Festiwal Chórów, z udziałem zespołów z Chin, Korei Południowej i Izraela. Zdzisław Surowaniec
Chiny, nazywające siebie Państwem Środka, odgrodzone od świata Wielkim Murem, zaprosiły do siebie Chór Kameralny Miejskiego Domu Kultury na międzynarodowy festiwal chórów w Jinan.

W przypadku Chóru Kameralnego, założonego przed 31 laty i kierowanego przez Jerzego Augustyńskiego, sprawdziło się powiedzenie, że sukces rodzi sukces. Przed trzema laty zespół wziął udział w prestiżowym Idaho International Choral Festiwal w Stanach Zjednoczonych. Zrobił dobre wrażenie także na występującym wówczas chórze z Jinan (czyta się Czinan) z Chin. I to z jego rekomendacji przyszło na ręce Jerzego Augustyńskiego zaproszenie na Międzynarodowy Festiwal Chórów do Chin.

Zaproszenie potwierdziło wysoka pozycję Chóru Kameralnego Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli. Na festiwalu miały wystąpić chóry prezentujące wysoki poziom artystyczny, o czym decydował Ren Baoping - profesor Tianjin University.
Potwierdza to maestro Augustyński: - Podróż Chóru Kameralnego do Jinan na Międzynarodowy Festiwal Chóralny była jednym z najważniejszych wydarzeń w 31-letniej historii zespołu zarówno w wymiarze artystycznym jak i kulturoznawczym. Zaproszenie do Chin to jednocześnie dla chóru wielka nobilitacja albowiem wystosował je największy autorytet w dziedzinie chińskiej chóralistyki - profesor Ren Baoping, dziekan Wydziału Sztuki Muzycznej Uniwersytetu Tjanjin, przewodniczący Chińskiego Stowarzyszenia Chóralnego i jednocześnie przewodniczący Narodowej Rady Wyższego Szkolnictwa Muzycznego w Chinach.
Kiedy Jerzy Augustyński zdecydował się na egzotyczną podróż, do pokonania były jeszcze wysokie progi. W porozumiewaniu się z chińskimi organizatorami festiwalu w Jinan oraz ambasadą pomogli Jacek Krzykwa i Mirosław Wolak oraz znający język polski Chińczycy z LiuGong - spółki produkującej maszyny budowlane w Stalowej Woli. Duże problemy były w kontaktach z chińską ambasadą, która nie odpowiadała na maile i telefony. - Sytuacja była niekomfortowa, bo już mieliśmy opłacone bilety lotnicze, a nie mieliśmy pewności czy dostaniemy wizy - przyznał Jerzy Augustyński. Dopiero kilka wizyt w Ambasadzie Marzeny Jędruszczak z warszawskiego biura Dressta-LiuGong z kolejnymi nadsyłanymi z Jinan dokumentami pozwoliło pokonać urzędniczą podejrzliwość i opory. I do 27 paszportów wklejone zostały wizy z wizerunkiem Wielkiego Muru. Można było ruszyć w drogę.

Chórzyści wyjechali do Warszawy autobusem w święto Matki Boskiej Zielnej. Stamtąd samolotem ukraińskich linii przylecieli do Kijowa (2 godziny), a z Kijowa, omijając Rosję, przez Turcję, Gruzję, Armenię, Kazachstan wlecieli do Chińskiej Re-publiki Ludowej (przez ponad 9 godzin lotu pokonali 8 tysięcy 200 kilometrów). Po wyjściu z wypełnionego do ostatniego miejsca samolotu na lotnisku w Pekinie uderzyło w nas ciepłe, wilgotne, parne powietrze. Przed nami było jeszcze 500 kilometrów jazdy pociągiem i każdy marzył o szybkim wyciągnięciu się w hotelowym łóżku. Ale nic z tego!

Han Le - chiński anioł stróż, który autobusem zabrał nas z lotniska, to był sympatyczny, „puszysty” chłopak, mówiący po angielsku. I zapowiedział, że jedziemy na stawianie flagi. - Może na stawianie flachy na powitanie? - ktoś zażartował. Pudło! Jeszcze było ciemno, kiedy zostaliśmy podwiezieni na Plac Tiananmen. Tu z każdą minutą przychodziło coraz więcej ludzi z chińskimi chorągiewkami, z dziećmi, którym powieszono na szyjach medaliony z Mao Zedongiem zwanym także Mao Tse-tungiem. Chińscy przewodnicy nawoływali krzykliwie swoje grupy przez małe megafony, wyróżniała się młoda kobieta ze zdartym głosem. Dookoła stały monumentalne betonowe sześciany partyjnych i rządowych siedzib i jakimś cudem ocalałe z rewolucyjnego pogromu dawne budynki z czasów cesarskich. Wreszcie ustawieni dwójkami ruszyliśmy w kierunku Placu Bramy Niebiańskiego Spokoju i mauzoleum Mao, gdzie leży zabalsamowany komunistyczny przywódca. Z wolna rozjaśniało się, tłum kłębił się przy ogrodzeniu z widokiem na plac z pustym jeszcze masztem, w górę poszło tysiące telefonów komórkowych na wysięgnikach. I wreszcie o bladym świcie czerwona flaga z pięcioma gwiazdkami wciągnięta została na maszt przy dźwiękach muzyki. Duża złota gwiazda reprezentuje kierownictwo Komunistycznej Partii Chin, cztery małe to symbole czterech klas Chińczyków, sklasyfikowanych przez Mao: robotnicy, chłopi, drobne mieszczaństwo i patriotyczni kapitaliści - zostaliśmy poinformowani. Tym razem podniesiona flaga zwisła, nie załopotała, bo nie było wiatru.

Ludzie dość szybko się rozeszli, a nasz opiekun zabrał nas do restauracji KFC. Po śniadaniu autobus zawiózł chór na dworzec kolejowy. Przy wejściu zostaliśmy prześwietleni na bramkach i na dwie godziny legliśmy pokotem na posadzce. Czekaliśmy na pociąg. Na nasze szczęście z Pekinu przez Jinan prowadzi szybka kolej Pekin-Szanghaj o długości 1 tysiąca 318 kilometrów. To takie nasze pendolino, mknące z prędkością 300 kilometrów na godzinę. I pognaliśmy na południe, do Jinan - miasta nad Żółtą Rzeką.

W Jinan wpadliśmy w objęcia Pang Yino czyli Pauliny, naszego kolejnego chińskiego anioła (miała na szyi łańcuszek z krzyżykiem). Od tej pory towarzyszył nam też chiński fotograf i kamerzysta, który filmował zespół w różnych miejscach. Autobusem poturlaliśmy się na obiad - pierwszy, prawdziwy, chiński posiłek. Siedliśmy przy trzech okrągłych stołach w ekskluzywnej restauracji. Na każdym stole był szklany obrotowy blat, na którym wylądowało kilkanaście potraw z mięsem posiekanym w niewielkie kosteczki, aby je można było brać pałeczkami i przenosić na mały talerzyk przed sobą. Była więc pieczona kaczka porąbana razem z kośćmi, kilka rodzajów zup z nitkami białka z jajek (zupę nalewa się do małych miseczek), makarony z sosami, kawałki wieprzowiny w ciemnym sosie, krewetki, morskie glony, kleisty ryż z zielonym groszkiem, kilka rodzajów fasoli, panierowane kawałki kurczaka, pierożki jiaozi lepione jak sakiewki z ryżowej mąki z różnymi nadzieniami i gotowane na parze. I zielona herbata. Nigdy czarna. I nigdy zimny czy gazowany napój. Szanujący się Chińczyk pije tylko ciepłe napoje.

Hotel Shunhe, który miał być przez pięć dni naszym domem, okazał się luksusowym hotelem międzynarodowej klasy. Hotelowi boye, z uśmiechem kłaniający się na nasz widok w pas, wnieśli nasze bagaże z autobusu do holu, skąd rozjechaliśmy się windami czy ruchomymi schodami do luksusowych pokojów. Niektórym trafiło się łóżko z wodnym materacem. W hotelowej restauracji na śniadanie do wyboru było ponad 200 dań z całego świata. Byliśmy w chińskim siódmym niebie!
Pierwszego dnia Paulina zabrała nas do Bao Tu czyli Miasta Źródeł. To park, ogród z wodnymi oczkami, basenami, strumykami. Ma dać wytchnienie w upalne, parne letnie dni. Ale jest tak zatłoczony i gwarny, że mowy nie ma o ciszy. Chór Kameralny dał tu pierwszy koncert na plenerowej scenie. Tłum skośnookich widzów naparł na scenę z dziećmi. W górę poszły telefony komórkowe, nagrywające „W moim ogródeczku”. A po występie wielu Chińczyków chciało sobie z nami zrobić „selfie”. Nasze europejskie twarze wzbudzały sensację przez cały czas pobytu w Chinach. A bardzo przyjaźni i bezpośredni Chińczycy byli wyjątkowo chętni do robienia sobie z nami zdjęć. Zwłaszcza zdumienie budziły w nich niebieskie oczy niektórych Polaków!
Tego samego dnia Chór Kameralny koncertował w super nowoczesnym Centrum Sztuki Jinan, na spotkaniu z chińskim chórem z Pekinu. Nasi artyści mieli na sobie kolorowe podkoszulki z wizerunkiem stalowego siłacza w barwach Stalowej Woli. Chiński dyrygent Gao Jian porównał zespół do kolorowego bukietu kwiatów. Po koncercie doszło do spontanicznego zbratania obu zespołów. To był także pokaz tego, jak muzyka potrafi łączyć różne kultury. - Chiny są cały czas na drodze potężnego rozwoju gospodarczego, nie zaniedbując też sfery kultury i sztuki, czego przykładem jest choćby fantastyczny rozwój w ostatnich latach chińskiej pianistyki. Pomimo, że historia chińskiej chóralistyki liczy zaledwie około stu lat , chóry prezentują tam już bardzo wysoki poziom - ocenił maestro Augustyński.

Kolejnego dnia wyzwaniem dla zespołu była pobudka o godzinie 6.30 rano i wyjazd do Qufu, gdzie jest Świątynia i Grobowiec Konfucjusza - jednego z największych chińskich filozofów oraz Rezydencja Rodziny Konfucjusza. Miejsce jest wpisane na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO. Świątynia została zbudowana w 478 roku przed naszą erą ku pamięci twórcy konfucjonizmu. Przez kilka tysięcy lat obiekty były burzone kilka razy i odbudowane. Dzisiaj w Qufu jest ponad sto zabudowań. Najpiękniejsze były te odnowione, z wygiętymi dachami krytymi brązowymi dachówkami, ozdobione postaciami zwierząt, jarzące się złotem i kolorami w zamglonym powietrzu. Tego dnia mieliśmy tropikalną burzę z piorunami. Kiedy chodziliśmy po ogrodach świątyni porośniętych cedrami, przy skrajnej wilgotności powietrza, byliśmy mokrzy od potu. Ale pełni wrażeń na widok tego miejsca, jednego z najważniejszych miejsc kultury w Chinach. Ochłodził nas obiad w klimatyzowanej restauracji.

Stare Chiny, które są obiektem westchnień turystów, zobaczyliśmy w hutongu w Jinan. Hutongi powstały w XII wieku. To tradycyjny chiński zespół połączonych za sobą parterowych budynków wzdłuż wąskich uliczek. Hutongi zazwyczaj nie po-siadają sieci wodociągowej i centralnego ogrzewania, a mieszkańcy korzystają ze wspólnego wychodka na podwórzu. Od strony uliczek są tu bary z chińskimi specjałami i sklepy z różnościami. Uliczki wypełnione są tłumami i trzeba uważać na kieszonkowców.

Byliśmy zdumieni na widok olbrzymiego basenu na skraju hutongu, w którym kąpali się mężczyźni i kobiety. Jedna z kobiet na brzegu prała bluzki kijanką czyli drewniana pałką. A kiedy skończyła harknęła i wypluła do wody białą wydzielinę. Plucie przed siebie to dla Chińczyków norma.
Na koncert galowy międzynarodowego festiwalu zorganizowanego w imponująco pięknym Teatrze Wielkim Sharong przyszły tłumy widzów z dziećmi. I ONI - rządowi i partyjni dygnitarze, którzy zajęli jeden rząd na widowni z fotelami, na których liczby są wyszywane. Byli bez żon, ubrani swobodnie w białe koszule bez krawatów. Kiedy weszli, chińscy dziennikarze popędzili z kamerami filmować ich.

Na festiwal zaproszonych zostało sześć chórów: z Chin, Izraela, Korei Południowej i z Polski. Chór Kameralny wystąpił jako pierwszy, wykonując piosenki - ludową "W moim ogródeczku" i "Rodzina" z Kabaretu Starszych Panów oraz światowy przebój "Beautiful Word", do którego akompaniowali chórzyści - na fortepianie Michał Witek i na trąbce Krzysztof Sagan. Muzyka i wykonanie spodobały się publiczności, utwory wpadały łatwo w ucho, były melodyjne. Zespół dostał wielkie brawa z „pohukiwaniami”, co świadczyło o entuzjastycznym przyjęciu. Po prezentacji wszystkich zespołów, na finał, wszystkie chóry (nasi stali w pierwszym rzędzie) pod dyrekcją Ren Baopinga zaśpiewały chińską pieśń ludową w opracowaniu na chór mieszany oraz szkocki folk song.

Kolejnego dnia nasi artyści dali duży, pełny koncert. Wystąpili po świetnym chórze buddyjskich mnichów z prowincji Hubei, pod batutą Ren Baopinga. W monumentalnej, super nowoczesnej sali koncertowej, pierwszy raz w jej historii popłynęła polska muzyka religijna, dawna i współczesna muzyka polska, ale również utwory kompozytorów europejskich i amerykańskich. Partie instrumentalne w kilku utworach wykonali chórzyści Teresa Michałkiewicz, Monika Turek, Marek Piędzio, Krzysztof Sagan i Michał Witek. Owacja publiczności na stojąco była najlepszym wyrazem podziwu dla artystów ze Stalowej Woli i ich dyrygenta.
- Chór Kameralny był pierwszym w historii festiwalu zespołem z Europy, kolebki muzyki chóralnej i jednocześnie jedynym, reprezentującym cywilizację chrześcijańską, nieodłącznie związaną z chóralistyką. Stąd też zapewne ogromne zainteresowanie występami chóru oraz gorące jego przyjęcie - stwierdził dyrygent polskiego zespołu.

Koncert Chóru Kameralnego został zaprezentowany w ogólnochińskiej telewizji i nazwa Stalowej Woli przewijała się w relacjach. Telewizja zwróciła szczególną uwagę na Chór Kameralny z Polski, relacje ukazały się także w gazetach. Po koncercie wciąż ktoś prosił o pamiątkowe zdjęcie z chórzystami Profesor Ren Baoping był pełen uznania dla polskich chórzystów. Podczas kurtuazyjnego spotkania z Jerzym Augustyńskim doszło do wymiany souvenirów i profesor otrzymał między innymi haftowane lasowiackie serduszko. Przekazał natomiast puszki z wyśmienitą herbatą.

Chiny to dziś światowe mocarstwo, jeden z najbardziej rozwiniętych krajów świata. To druga po Stanach Zjednoczonych gospodarka (Polska jest w najnowszym rankingu na 25 pozycji). Zajmuje powierzchnię trzydzieści razy większą od Polski, jej obszar odpowiada powierzchni od Portugalii do Kaukazu. Oficjalnie ma 1,2 miliarda mieszkańców, nieoficjalnie 1,7 miliarda. Przyjechaliśmy do kwitnącego kraju, którego nowoczesne budownictwo zapiera dech z wrażenia. Ale dech zapiera także stara kultura i tradycja. I to nam było dane zobaczyć.

Jinan to zespół zamieszkały przez ponad 10 milionów ludzi. Miasto leży nad Żółtą Rzeką na wschodzie kraju w prowincji Szandong, wchodzącej w skład rejonów uważanych za kolebkę cywilizacji chińskiej. To metropolia pełna drapaczy chmur. Ale obok nowoczesnych samochodów, jest pas drogi dla setek tysięcy małych skuterków i „ciężaróweczek” z napędem akumulatorowym, jakimi poruszają się Chińczycy. Na ulicy pieszy nie ma żadnych praw i trzeba czekać, aż będzie na tyle pusta, aby nią przebiegnąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie