Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cudowne działanie komory hiperbarycznej. Lekarz opowiada jak ratuje się tutaj życie

Ewa KURZYŃSKA
Doktor Zbigniew Gola, dyrektor Podkarpackiego Centrum Medycyny Hiperbarycznej w Stalowej Woli prezentuję komorę, która uratowała wiele ludzi.
Doktor Zbigniew Gola, dyrektor Podkarpackiego Centrum Medycyny Hiperbarycznej w Stalowej Woli prezentuję komorę, która uratowała wiele ludzi.
Oddychasz stuprocentowym tlenem. Ciśnienie jak 15 metrów pod wodą. Niezbyt komfortowo? Bywa, że to jedyna szansa dla zatrutych tlenkiem węgla. Można odzyskać słuch, wzrok... . Jest w Stalowej Woli takie cudowne miejsce.
Seans wewnątrz komory hiperbarycznej w Stalowej Woli.
Seans wewnątrz komory hiperbarycznej w Stalowej Woli.

Seans wewnątrz komory hiperbarycznej w Stalowej Woli.

Ważąca 19 ton komora hiperbaryczna z wyglądu przypomina... cysternę. Przez małe, okrągłe okna można zaglądnąć do wnętrza. Jest jak na pokładzie niewielkiego samolotu: dwa rzędy foteli stojące naprzeciwko siebie dzieli wąskie przejście. Miejsc jest dla 12 osób. Przestronnie, ale gdy zamykają się masywne, ołowiane drzwi, można poczuć się "klaustrofobicznie“.

- Podczas sesji terapeutycznej komora jest sprężana i pacjent oddycha stuprocentowym tlenem. Ciśnienie jest wówczas wyższe od lokalnego ciśnienia atmosferycznego. Przebywa się w warunkach podobnych do tych, jakie panują 15 metrów pod wodą - wyjaśnia lekarz Zbigniew Gola, dyrektor Podkarpackiego Centrum Medycyny Hiperbarycznej w Stalowej Woli. Jedynego takiego w naszym regionie i jednego z niewielu w Polsce.

AKCJA RATUNKOWA NURKÓW

Pomysł, by komora hiperbaryczna działała na Podkarpaciu, zrodził się w głowie Zbigniewa Goli prawie dekadę temu. - To było podczas wyjazdu nurkowego do Włoch - wspomina lekarz, który z pasją uprawia ten sport od lat. - Wraz z kolegami byliśmy świadkami szybkiego, alarmowego wynurzenia się pary nurków z Niemiec. Takie sytuacje są bardzo groźne i mogą skończyć się śmiercią nurka. Będąc tego świadomym, od razu zacząłem udzielać poszkodowanym pomocy. W trakcie reanimacji przybyły służby ratunkowe i helikopterem zabrały obu mężczyzn na leczenie do komory hiperbarycznej. Poleciałem razem z nimi i byłem świadkiem, jak dzięki temu udało się nurków uratować. Pomyślałem, że taka komora jest potrzebna na Podkarpaciu.

Zbigniew Gola podkreśla, że nie udałoby się bez życzliwości firmy, która skonstruowała komorę, oraz pomocy doktora Siczki z Gdyni, który był w Polsce prekursorem w dziedzinie hiperbarii tlenowej. - W latach 60. uruchomił on pierwszą komorę hiperbaryczną w naszym kraju. Była to używana komora radziecka, sprowadzona aż z koła podbiegunowego! - mówi z uśmiechem Zbigniew Gola.

Kiedy pacjenci są w środku, obsługa medyczna dokładnie obserwuje ich zachowania.
Kiedy pacjenci są w środku, obsługa medyczna dokładnie obserwuje ich zachowania.

Kiedy pacjenci są w środku, obsługa medyczna dokładnie obserwuje ich zachowania.

NA POGRANICZU ŻYCIA I ŚMIERCI

Pomysł wart był realizacji, tym bardziej że hiperbaria tlenowa ma wiele zastosowań. W komorze ratuje się między innymi życie osób zatrutych tlenkiem węgla. Jak to możliwe? Upraszczając: tlenek węgla przyłączony do hemoglobiny blokuje jej zdolność do transportu tlenu. Efekt? Organizmowi grozi szybkie niedotlenienie, groźne dla zdrowia i życia. Ale stuprocentowy tlen, podany pacjentowi w komorze hiperbarycznej, rozpuszcza się we wszystkich płynach ustrojowych i dzięki temu dociera do komórek organizmu bez konieczności "współpracy" z hemoglobiną. Terapia przyspiesza ponadto dezaktywację czadu. - Niejednokrotnie trafiały do nas osoby, które były na pograniczu życia i śmierci, wymagające reanimacji. Jednak dzięki terapii w komorze odzyskiwały przytomność i z czasem wracały do zdrowia - wyjaśnia Zbigniew Gola.

Specjalista do dziś pamięta pierwszą pacjentkę, którą udało się uratować. - To była położna z Leżajska. Zatruła się czadem i lekarze stracili nadzieję, że przeżyje. Zadzwonił do mnie anestezjolog, który opiekował się nieprzytomną pacjentką. Powiedział, że kobieta jest umierająca i nic już nie mogą zrobić. Nie mieliśmy wówczas umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia i dopiero zaczynaliśmy działać. Postanowiliśmy jednak spróbować. Szybko zacząłem kompletować zespół. To była niedziela i okazało się, że jedna z pielęgniarek jest w kościele. Wysłałem pracownika, by ją odnalazł. Nie byliśmy nawet pewni, w której świątyni szukać! Szczęście nam jednak sprzyjało, bo udało się trafić za pierwszym razem. Kolega znalazł kościelnego i podał mu karteczkę dla księdza, którą kapłan odczytał z ambony. Poprosił, aby pani taka i taka natychmiast zgłosiła się do zakrystii, bo jest potrzebna pilnie w pracy. Nie muszę chyba mówić, jakie poruszenie wywołał ten niecodzienny apel. Finał był taki, że gdy karetka z pacjentką dotarła na miejsce, byliśmy już w komplecie - opowiada. Kobieta odzyskała przytomność jeszcze w trakcie sprężenia.

JAK NA POKŁADZIE STATKU KOSMITÓW

Specjaliści ze Stalowej Woli przyznają, że pacjenci, którzy do komory wjeżdżali bez udziału świadomości, po jej odzyskaniu przeżywali najczęściej szok. - Proszę sobie wyobrazić taką sytuację: do zatruć tlenkiem węgla dochodzi najczęściej w trakcie kąpieli. Utrata przytomności jest błyskawiczna i gdy pacjent po odzyskaniu świadomości otwiera oczy w komorze, spodziewa się zobaczyć własną łazienkę i wannę. Tymczasem leży na jakimś wózku, w niecodziennej, medycznej scenerii, ma na twarzy maskę i pochylają się nad nim ubrane na biało osoby. To może przerazić i reakcje bywają niekiedy gwałtowne - przyznaje Andrzej Rejzerowicz, technik hiperbarii.

W CIĄGŁEJ GOTOWOŚCI

Komora czeka w pogotowiu 7 dni w tygodniu, przez całą dobę. Osoby, które są świadome podczas sesji, siedzą w fotelach i oddychają tlenem przez maseczkę lub nakładany na głowę hełm ze specjalnej folii. Pacjentom towarzyszy stale opiekun medyczny, który w nagłym przypadku może służyć pomocą. Z chorymi w najcięższym stanie "sprężani" są także lekarze. - Pobyt w komorze wiąże się z koniecznością przestrzegania pewnych zasad bezpieczeństwa. To dmuchanie na zimne, niemniej jest konieczne, gdyż czysty tlen jest łatwopalny. Do komory nie można zatem wchodzić w ubraniach z tworzyw sztucznych, po których mogłaby "przeskoczyć" iskra - wyjaśnia Andrzej Rejzerowicz.

Poddawane sprężaniu osoby nie mogą też wyjść na zewnątrz w każdej chwil, choćby do ubikacji. To możliwe dopiero, gdy ciśnienie "na pokładzie" wróci do wartości wyjściowych. - To proces, który zajmuje kilka minut - dodają nasi eksperci.

JAK WYGLĄDA SESJA

Jestem świadkiem, jak przygotowują komorę do pracy. Miejsca zajmuje grupa pacjentów. Mają oni pod pachami książki, w dłoniach butelki z wodą. Przed nimi sesja, która potrwa godzinę. Gdy komora zaczyna pracować, w pomieszczeniu, w którym stoi, rozlega się syk. Jakby z gigantycznej opony szybko uchodziło powietrze. Na konsoli, z której steruje się pracą, jest między innymi zegar, który pokazuje poziom ciśnienia. Na ekranach widać pacjentów. Gdy wskazówka idzie w górę, co jakiś czas zatykają nos i wygląda na to, że wydmuchują powietrze. Inni ze zmianą ciśnienia radzą sobie, popijając wodę.

- Terapia w komorze znajduje zastosowanie w leczeniu licznych schorzeń i stanów chorobowych. Na czele listy wskazań są miedzy innymi choroba dekompresyjna, zatory gazowe, ropnie wewnątrzczaszkowe, niegojące się rany, przewlekłe zapalenia kości i szpiku, stopa cukrzycowa, SM. Możemy skutecznie pomagać także osobom, które dotknęła nagła ślepota lub głuchota - wymienia Zbigniew Gola.

W KOMORZE ODZYSKAŁ SŁUCH

O tym że w komorze można odzyskać słuch, przekonał się mieszkaniec Stalowej Woli. Zgodził się opowiedzieć o swoich perypetiach, ale pragnie pozostać anonimowy. - Pewnego ranka obudziłem się i zobaczyłem nad sobą żonę, która porusza wargami, ale jej nie słychać. Myślałem, że stroi sobie żarty, jednak gdy włączyłem radio, nadal nic nie słyszałem. Tylko szum. Lekarze nie byli w stanie stwierdzić, skąd ta nagła głuchota. Wizja kalectwa była przerażająca. Słyszałem o komorze i okazało się, że mogą mi pomóc. Już podczas pierwszego sprężenia słuch zaczął wracać - wspomina dramatyczne chwile młody mężczyzna.

Komory, takie jak ta w Stalowej Woli, są w Polsce rzadkością. Główną barierą są ogromne koszty związane z ich uruchomieniem. - W naszym kraju brakuje też specjalistów, którzy znają się na terapii tlenem. Lekarzy i techników hiperbarii jest nie więcej niż kilkudziesięciu. Nie mam jednak wątpliwości, że to przyszłość medycyny. Coraz nowsze badania dowodzą skuteczności terapii w przypadku kolejnych chorób - mówi doktor Gola.

Medycyna hiperbaryczna już jest bardzo popularna na Słowacji, w Niemczech. Od lat robi furorę w Stanach Zjednoczonych, gdzie z dobrodziejstwa hiperbarii tlenowej korzystają nie tylko chorzy, ale i... celebryci. Gwiazdy i gwiazdeczki chcą w ten sposób przedłużyć młodość.

Komory nie można opuścić nagle. To możliwe dopiero, gdy ciśnienie na pokładzie wróci do wartości wyjściowych - wyjaśnia Andrzej Rejzerowicz, technik hiperbarii.

Seans w komorze trwa około godziny. Wszystko jest monitorowane, pacjentom stale towarzyszy opiekun medyczny, który w razie potrzeby służy pomocą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Cudowne działanie komory hiperbarycznej. Lekarz opowiada jak ratuje się tutaj życie - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie