Daniel Furtak
Daniel Furtak
Ma 24 lata, jest kawalerem, ma dziewczynę Barbarę. Wychowanek Sparty Jeżowe, był też bramkarzem Stali Stalowa Wola, JKS Jarosław, LZS Turbia, Wisły Sandomierz. Obecnie piłkarz czwartoligowego Sokoła Nisko.
- Jak grać, to na całego, ja nie jestem bojący - mówi popularny "Szuwar".
CHCIAŁ GO "PRZYKASOWAĆ"
Furtak przed obecnym sezonem wrócił do Sokoła z trzecioligowej Wisły Sandomierz. Był czołową postacią zespołu z Niska. Prześladował go jednak w rundzie jesiennej wielki pech. Najpierw w meczu z Przełęczą Dukla odważnie wyszedł do piłki, ale zderzył się z kolegą z zespołu, Jackiem Stępniem. I uszkodził kość jarzmową czaszki, z boiska zabrała go karetka. Gdy doszedł do zdrowia, wrócił do gry i występował z maską ochronną na twarzy. W październiku w spotkaniu z Wisłokiem Strzyżów znowu odezwał się pech. Tym razem kontuzja obojczyka. I znowu szpital…
- Jak się czuję? Dobrze, jakoś leci, wszystko idzie w dobrym kierunku i chcę wrócić do grania, mam nadzieję, że będę gotowy na mecz w kwietniu - uśmiecha się Daniel. - Trenuję już z zespołem, ale wiadomo, że nie w pełnym wymiarze. Obojczyk się goi jak trzeba, jestem dobrej myśli. Takiego pechowego roku, jak 2013, nie miałem. Bo jeszcze zanim wróciłem do Sokoła, to miałem też uraz w Sandomierzu, byłem w szpitalu dwa dni. Krwiak na udzie. Miałem też wyjątkową sytuację, gdy wróciłem w Sokole do gry, w masce ochronnej. W spotkaniu z Rzemieślnikiem jeden z zawodników rywali, widząc w jakim jestem stanie, starał się mnie specjalnie "przykasować". Niektórzy tacy są niestety. Zresztą z tym moim obojczykiem to było tak, że przeciwnik mógł mnie przeskoczyć, prawie do mnie miał metr, ale wślizgiem z kolana wjechał we mnie, a widział, że mam już piłkę w rękach - dodaje.
KURIOZALNA BRAMKA
Niżanie zajmują po rundzie jesiennej wysokie, szóste miejsce w czwartoligowej tabeli, podopieczni trenera Daniela Kijaka mogą być zadowoleni z tego, jak spisywali się w pierwszej części sezonu. Mocnym punktem drużyny był Furtak, ale i jemu przytrafiła się dość szczególna wpadka w meczu u siebie z Mokrzyszowem Tarnobrzeg (2:2). Goście uratowali remis po błędzie golkipera Sokoła.
- Złapałem piłkę, a napastnik Mokrzyszowa zaczął jeszcze kopać mnie po łokciach perfidnie - wspomina "Szuwar". - Wdałem się z nim jeszcze w dyskusję i wydawało mi się, że słyszałem gwizdek sędziego. Położyłem piłkę na murawie, że jest dla nas rzut wolny. Nie było jednak gwizdka sędziego, zawodnik Mokrzyszowa podbiegł do piłki i skierował ją do bramki… To wszystko wyniknęło z nerwów, ale gola zawaliłem. Mam nadzieję, że wiosną wrócę do gry i będę mógł pomóc drużynie. I że spokojnie się utrzymamy w czwartej lidze, innej opcji nie ma, choć wiadomo, że runda wiosenna jest zawsze ciężka. Zwłaszcza, że na początku wiosny będzie tak, że zagramy cztery mecze na wyjeździe z rzędu. Łatwo więc nie będzie - podsumowuje bramkarz Sokoła.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?