Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektor "Ochronki" w Stalowej Woli: Gorsze momenty są nieuniknione

BARTOSZ MICHALAK, facebook.com/bartosz.michalak1991
Anna Miller
Anna Miller
W stalowowolskim Domu Dziecka "Ochronka" imienia Świętego Brata Alberta pracuje od ponad dwudziestu lat, w tym od ośmiu jako dyrektor. Anna Miller opowiedziała nam o funkcjonowaniu tego niezwykłego miejsca.

ZOBACZ TAKŻE:
Święty Mikołaj z Laponii zawitał do Łodzi. Odwiedził pacjentów szpitala pediatrycznego

(dostawca: TVN24/x-news)

Pamięta pani jeszcze swój pierwszy dzień pracy w “Ochronce”?
Wspominam go do dziś. To był mroźny dzień. Już wcześniej spadło dużo śniegu. Dzieci od razu poprosiły mnie o wspólne wyjście na sanki. Za naszym budynkiem jest taka górka. Niby nic niezwykłego, ale towarzyszył mi stres. Wie pan, że ja co kilka minut liczyłam dzieci i sprawdzałam, czy aby na pewno wszystkie są (uśmiech)? Tak jakbyśmy co najmniej pojechali na kolonię nad morzę. Do “Ochronki” zostałam skierowana przez urząd pracy. Zostałam przyjęta na miesięczny okres próbny, który później kilkukrotnie był jeszcze przedłużany, zanim otrzymałam etat. Nie chciałam dopuścić do sytuacji, żeby na dzień dobry zaliczyć jakąś wpadkę z ewentualnym niedopilnowaniem podopiecznych. Odpowiedzialność to jedna z fundamentalnych cech, jakie musi posiadać osoba pracująca tutaj.

Myślę, że spokojnie możemy mówić w tym przypadku o swego rodzaju “misji”, której powszechnym, codziennym określeniem jest “praca”. Kiedy sprawia ona największą radość, a kiedy powoduje delikatną “załamkę”?
Radość i dumę sprawiają najmniejsze sukcesy naszych dzieci, jak choćby zdany kurs na prawo jazdy, czy świadectwo z paskiem. Aktualnie w “Ochronce” mieszka dwadzieścia dziewięć dzieci (placówka przystosowana jest dla trzydziestu wychowanków - red.), w wieku od ośmiu do dwudziestu trzech lat. Wie pan, jaki to piękny widok, jak ci starsi troszczą się o młodszych podopiecznych i traktują ich jak własne rodzeństwo? Akurat rozmawiamy w dość szczególnym okresie. Zbliżające się Święta Bożego Narodzenia to czas, który jeszcze bardziej cementuje to miejsce. Często przed świętami “Ochronkę” odwiedzają wychowankowie, którzy aktualnie dobrze radzą w sobie już w dorosłym życiu. Kiedy witają nas, czyli swoich byłych wychowawców, słowami: “Dzień dobry ciociu”, a po chwili zaczynają wspominać różne historie, to człowiekowi uśmiech nie może zejść z twarzy.

Jakie są te “różne historie”?
Takie, jak w każdym domu. Można wspominać wspólne wyjazdy na kolonie, ale też anegdoty związane z przyłapaniem na paleniu papierosów, czy zbyt późnym powrotem do “Ochronki” z dyskoteki i późniejszym tłumaczeniem się, proszeniem o otrzymanie kolejnej szansy. My nie możemy izolować od społeczeństwa naszych podopiecznych. Młodsi mają swoje potrzeby, starsi swoje. Zasady są jasne.

To znaczy?
Załóżmy, że jest pan naszym podopiecznym i wraca pan z dyskoteki pod wpływem alkoholu. Mamy w ośrodku alkomat. Kieszonkowe ukrócone, zaufanie zatracone, o kolejne wyjścia musi pan się starać od nowa, a trochę to trwa. Gra nie warta świeczki...

Duże to kieszonkowe?
Wychowankowie, co miesiąc otrzymują kieszonkowe, które pozostaje do ich dyspozycji. Kwota podstawowego kieszonkowego może też ulec podwyższeniu, jeżeli wychowanek angażuje się w życie placówki, sumiennie wypełnia swoje obowiązki. Nie chcę podawać konkretnych sum, ale łatwo się domyśleć, że nie są one szczególnie pokaźne.

Wróćmy jeszcze do tematu radości i dumy, które przynosi praca w tego typu ośrodkach, ale także chwilach zwątpienia.
Do głowy przyszedł mi ślub naszych wychowanków. Chłopak wcześniej opuścił “Ochronkę”, usamodzielnił się, a po jakimś czasie oświadczył się dziewczynie, którą poznał właśnie tutaj. Ona wtedy jeszcze mieszkała z nami. Teraz wspólnie mieszkają i pracują w Stalowej Woli, są rodzicami - czego chcieć więcej?

A te gorsze momenty?
Są nieuniknione. Pamiętam, że na początku swojej pracy bardzo przeżywałam, gdy trafiały do nas kilkuletnie dzieci. Trochę zagubione i wystraszone, nieufne, ponieważ zawiodły się na swoich rodzicach. Nie potrafiłam wrócić do domu i odciąć się od życia, jakie panuje tutaj. Do tej pory nie potrafię, ale jestem już silniejsza psychicznie. W końcu wiem, że jesteśmy po to, żeby pomagać tym dzieciom. Jako dyrektor tego typu placówki, muszę być dostępna pod telefonem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jeśli podopieczny skręci sobie w szkole kostkę i trafi do szpitala, to moim obowiązkiem jest tam pojechać i wypełnić dokumenty. Każde dziecko ma swojego opiekuna, ale to ja, jako dyrektor, odpowiadam za całość. Dlatego chociażby tematyka naprawy przeciekającego dachu także nie jest mi obca (uśmiech).

Ma pani własne dzieci?
Tak, dwie córki. Domyślam się, do czego pan zmierza. Córki są już dorosłe, ale w wieku szkolnym kontaktowały się z podopiecznymi “Ochronki”. Zresztą do dzisiaj nie zapominają o chwilach, jakie, głównie ze względu na pracę swojej mamy, tutaj spędziły. Jedna z córek, studiując na Uniwersytecie Rzeszowskim i działając w organizacji studenckiej AISEC, organizowała przyjazd zagranicznych wolontariuszy do placówki, którzy w ciągu pobytu uczyli języków obcych, zapoznawali ze swoją kulturą. Te kontakty i współpraca z AISEC trwa nadal.

Łatwo w tym regionie pozyskać pani sponsorów?

Kiedy objęłam funkcję dyrektora, było łatwiej w tych kwestiach. Jako instytucja niepubliczna funkcjonujemy przede wszystkim dzięki wsparciu ze strony starostwa powiatowego. Mogłabym panu wymienić wszystkie firmy, jakie nam pomagają, ale zapewne w gazecie nie będzie mogła ukazać się taka lista.

Byłoby to lokowanie produktu.
Budujące są też przykłady ludzi, którzy co miesiąc wpłacają na konto bankowe “Ochronki” określone kwoty pieniędzy, ale chcą pozostać anonimowi, nie szukają rozgłosu. Chociażby jedna z wychowanek, która studiuje na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, otrzymuje takowe wsparcie. Inna wychowanka, studiująca na Uniwersytecie Rzeszowskim, otrzymała wsparcie od firm, oraz ma stałe dofinansowanie od jednej rodziny stalowowolskiej. Wychowankowie uczący się i studiujący otrzymują też finansowe wsparcie z Fundacji „Bliźniemu Swemu” z Rzeszowa oraz firmy ICN „Polfa” Rzeszów. Wykorzystując środki z Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej oraz stalowowolskiego Urzędu Miasta każde dziecko może liczyć na rozwijanie swojej pasji. Programy typu “Pozytywne wzmocnienie”, “Druga Szansa - profilaktyczne rewolucje”, bądź “Recepta na własne ja” pomagają wychowankom na odnalezienie swojej życiowej drogi.

A jak wygląda kwestia adopcji?
Aktualnie żaden podopieczny “Ochronki” nie jest objęty procesem adopcyjnym. W 2011 roku weszła w życie ustawa, uniemożliwiająca trafianie do takich placówek jak nasza najmłodszych dzieci, które jak wiadomo najczęściej są adoptowane. Sam proces adopcyjny, który jest długotrwały, może dotyczyć tylko i wyłącznie dzieci, których rodzice całkowicie zostały pozbawione praw rodzicielskich. O tym decyduje sąd rodzinny. Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat kilkoro wychowanków trafiło do adopcji zagranicznej, głownie do Włoch. Mamy kontakt na portalach społecznościowych z niektórymi z nich. Dobrze radzą sobie i są zadowoleni. Dwa lata temu odwiedziło nas jedno rodzeństwo, które bardzo pozytywnie wypowiadało się o adopcji, uważali, że to była dla nich duża życiowa szansa.

Pani zdaniem, wychowywanie się w domu dziecka, to wciąż temat tabu w Polsce?

To jest każdego indywidualna sprawa. Niektórzy nasi podopieczni mówią o tym otwarcie, inni wolą zachować dyskrecję.

Mnie na przykład bardzo denerwują stwierdzenia typu: “Nigdy bym przypuszczał/a, że on/a może być z domu dziecka.”
Miewam takie sytuacja podczas wakacyjnych kolonii. Takie stwierdzenie samo w sobie zakłada, jakbyśmy byli jacyś inni. A my jesteśmy jedną rodziną. Mamy swoje kłopoty, mamy swoje powody do radości, mamy swoją Wigilię. A niektórzy, jak choćby nauczyciele ze szkół, do których chodzą nasi wychowankowie, mówią wprost, że nasze dzieci w żaden sposób nie odbiegają swoim zachowaniem od rówieśników.


Dom Dziecka “Ochronka” imienia Świętego Brata Alberta w Stalowej Woli

Placówka znajduje się na ulicy Wałowej 46. Posiada własną, bardzo rzetelnie prowadzoną stronę internetową: www.ochronka.stalowawola.pl. Numer konta “Ochronki”, na który można wpłacać darowizny, to: 38 1240 2799 1111 0000 3867 4750.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie