Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziki zniszczyły uprawy ziemniaków. Rolnicy w rozpaczy

Zdzisław SUROWANIEC
Antoni Madej na polu zrytym przez dziki.
Antoni Madej na polu zrytym przez dziki. Zdzisław Surowaniec
Dzikie zwierzęta upatrzyły sobie szczególnie uprawy w Żabnie. Niszczą pola obsadzone ziemniakami. Dziś będzie gorąco. O odszkodowaniach będą mówić gminni radni, myśliwi i poszkodowani rolnicy.
Takie badyle zostają po przejściu dzików.
Takie badyle zostają po przejściu dzików. Zdzisław Surowaniec

Takie badyle zostają po przejściu dzików.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

Obsadzone ziemniakami pola w Żabnie pustoszą dziki. Zapędzają się na zagony szczególnie po ostatnich opadach deszczu, kiedy ziemia rozmiękła. Wystarczy dzikowi wsadzić ryj w krzaczek ziemniaka, żeby w jego zęby trafiły słodkie bulwy. On ma ucztę, rolnik ma stratę.
Żabno to wieś w gminie Radomyśl nad Sanem w powiecie stalowowolskim. Najdziwniejsze jest to, że dziki rozpanoszyły się na polach nad Sanem, na których pieczę sprawuje Nadwiślańskie Koło Łowieckie w Radmyślu. Tam, gdzie po polach biegają myśliwi ze Stalowej Woli takiego problemu nie ma.

RAJ DLA DZIKÓW

To piękne tereny, z dobrą, tłustą ziemią w drugiej i trzeciej klasie. Wokoło pól jest pełno zagajników, gęsta zieleń porasta brzegi Sanu, niedaleko są lasy. To prawdziwy raj dla dzików - w dzień siedzę w zaroślach, nocą idą na żarcie w pola.

W Żabnie zjeżdżamy z asfaltowej drogi na utwardzoną drogę w pola. Jest tu szachownica pół, wąskie poletka obsiane zbożem ozimym i jarym, obsadzone ziemniakami. Rzędy ziemniaków są starannie okopane. Opuszkowane - jak to nazywają rolnicy. Są także piękne kwitnące łąki, na siano dla koni z pobliskiej stadniny. Takie rozdrobnienie pól jest tu typowe. To nie są wielkoprodukcyjne gospodarstwa. Każdy uprawia rolę na potrzeby rodziny.

Tak jak Antoni Madej, który jest na rencie, ma gospodarstwo 6,65 hektara i od kolegi wydzierżawił na Zagroblu nad Sanem pięćdziesiąt osiem arów pola pod ziemniaki. - Poprosił mnie, żeby to uprawić. To dzierżawa zgłoszona do Unii Europejskiej. I zgłosi, że zostało to zniszczone. Bo są unijne dopłaty - mówi.

ŁADNE ZIEMNIAKI

Tyle tylko, że rolnika szlag trafia, że kupę wysiłku i pieniędzy poszło w błoto. - Za tysiąc złotych kupiłem w Chwałowicach ziemniaki bardzo wczesnej odmiany lord. Do tego miałem tonę własnych ziemniaków wyjęte z piwnicy. Plus uprawa, plus nawóz. Jestem poszkodowany w stu procentach - mówi. Zaplanował, że część ziemniaków pójdzie na skarmianie świń, część do zjedzenia, a część do przechowania. Plany zeżarły dziki.

Zasadzone w kwietniu ziemniaki ładnie ruszyły po ostatnich opadach, pole się zazieleniło od krzaczków, które już miały pękające pąki kwiatów. - Dwa razy ziemniaki puszkowałem, kiedy przyszło stado dzików i wszystko zryło - mówi brodząc po polu, ze stratowanymi łodygami. Z tego, co zostało wygniecione nic nie urośnie, a za późno już jest na dosadzanie.

- Napisałem pismo do gminy, do koła łowieckiego. Oczekuję konkretnej komisji, która orzeknie szkodę. Żądam kogoś odpowiedzialnego, kto się zna na cenach, na nasiennictwie i uprawie, ile kosztuje godzina uprawy rolnej, pracy ciągnika. Jeżeli mam dostać od koła łowieckiego sto złotych odszkodowania, to śmieszna sprawa, śmieszna sprawa - kręci głową Antoni Madej.

Popiera go Edward Wróbel: - Dziki zniszczyły chłopa okropnie, okropnie. Od wielu lat tu dziki chodzą i ryją. Ja też mam po sąsiedzku ogrodzone pole, weszły w poniedziałek i też mi zniszczyły ziemniaki. I co mam powiedzieć?

Barbara Pawelec płacze na polu ziemniaków zniszczonych przez dziki.
Barbara Pawelec płacze na polu ziemniaków zniszczonych przez dziki. Zdzisław Surowaniec

Barbara Pawelec płacze na polu ziemniaków zniszczonych przez dziki.
(fot. Zdzisław Surowaniec )

SZKODA WYSIŁKU

Zbigniew Burdyna potwierdza, że dziki pustoszą pola. - Nie sadzę już tu ziemniaków, bo szkoda wysiłku. Tyle tylko co w polu za stodołą. Kiedyś z ćwierć morgi pola zebrałem trzy koszyki ziemniaków - mówi pokazując na Zagroble.
Nie pomaga ogradzanie pola taśmami. Ktoś kupił specjalny cuchnący materiał, który miał odstraszać dziki. Dzików to nie odstraszyło, a jemu ubranie przeszło takim smrodem, że pranie nie pomagało.

Barbara Pawelec rozwija temat: - To nie tylko problem dzików, także saren. O tu mam morgę jęczmienia. W tamtym roku zebrałam ziarno na wpół z ziemią, tak było zdeptane w ziemię przez sarny, przez dziki, które przeszły przez pole. Nawet nie zgłaszałam, bo mi nikt nie wróci, bo uznają, że to powalone zboże przez deszcz, albo przez nawóz. Takie mają wytłumaczenie.

Wszyscy, jeden przez drugiego, potakują, że niektórzy myśliwi z koła łowieckiego dokarmiają sarny zupami, ziemniakami, kukurydzą. - Podrzucają to koło mojego pola. Nie wiem skąd to biorą, czy ze szkoły czy od kogoś. Dlaczego nie dokarmią w lesie, tylko tu w pola rzucają jedzenie. Nastawiali ambon w polach. Ambony powinny być w lesie, a nie w polach. O tu była ambona, osobiście ją zlikwidowałam. Koło innego mojego pola są dwie ambony - mówi. Ktoś inny dodaje, że widział jak ich znajomy niósł w dwóch reklamówkach stare pieczywo i wysypywał na pola.

PŁAKAĆ SIĘ CHCE

- Dokarmiają w polach od dawna, podrzucają chleb, ziemniaki, łupiny, jabłka. Jakby nie dokarmiali, to zwierzyna byłaby w lesie. A tak to im podrzucają jedzenie, budują namioty, to gdzie pójdzie zwierz do lasu, po co? - denerwuje się kobieta. - Ja zebrałam pszenicę tylko od drogi, a od strony lasu tylko pały słomy zostały. Ziarno wszędzie zjedzone. I gdzie to zgłoszę, do pana Boga z tym pójdę? A doprosić się o pieniądze, to trzeba dzwonić, chodzić, że płakać się chce.

Antoni Madej obawia się, że dostanie ochłapy, a nie prawdziwe odszkodowanie za zniszczone pole ziemniaków. - Ten, kto to szacuje, to jest absolutnie niekompetentny, bredzi, że na kursie tak go uczyli. To ktoś, kto nigdy nie sadził ziemniaka, nie rozumie ile kosztuje wyprodukowanie kilko ziemniaka. Jak za tę szkodę nie dostanę dwa tysiące złotych, to pójdę do sądu - obiecuje.

Z pola, gdzie Madej posadził dwie tony ziemniaków, jest pewny, że zebrałby ze sześć, osiem ton ziemniaków. - Na bank by tyle było - zapewnia. Ludzie dosadzają ziemniaki, co podnosi koszty uprawy.

To piękne pole ziemniaków już zostało częściowo zryte.

To piękne pole ziemniaków już zostało częściowo zryte.
Zdzisław Surowaniec

To piękne pole ziemniaków już zostało częściowo zryte.

(fot. Zdzisław Surowaniec )

NATURALNY NAWÓZ

Przy kapliczce z figurą Matki Bożej przy polnej drodze kobieta z synem dosadzają ziemniaki, jakie zryły dziki. - Przez dwa rzędy przeszły - denerwuje się. Przyznaje, że mąż jest myśliwym i nie chce podawać nazwiska. - On też jest zły na dziki - zapewnia. Teraz nie można strzelać do dzików, bo mają młode. - To Najświętsza Panienka już wam ziemniaków przed dzikami nie pilnuje? - żartuję. - No nie, chyba za dużo nagrzeszyliśmy - uśmiecha się kobieta z motyką w dłoni.

Lucyna Pater też posadziła ziemniaki dla siebie i swojej rodziny. I dziki jej kilka rzędów zniszczyły. - Nawożone były tylko naturalnym nawozem, obornikiem. To dla mnie i dla syna w Lublinie - przyznaje. Tylko stonkę chemicznie niszczy, bo bez tego nie zebrałaby ani jednego ziemniaka. A tu przyszło stado dzików i narobiło szkody.

Pole ziemniaków Barbary Pawelec na Grzybówce wygląda, jakby przeszedł przez nie walec. Połowa ziemniaków poszła na marne. - A tyle pracy mnie to kosztowało, wynajęłam ludzi, bo mąż złamał nogę - płacze.

NISKIE ODSZKODOWANIA

Ludzie we wsi szacują, że gdzieś ze trzydzieści rodzin w Żabnie jest poszkodowanych przez dziki. Sołtys Bolesław Puka też jest bezsilny, bo na własnej skórze odczuł jak niskie są odszkodowania za straty, jakie wypłaca koło łowieckie. - Stalowowolskie koło łowieckie szybko dogaduje się z rolnikami, z kołem z Radomyśla jest już duży problem - uważa. - Wygadują takie bzdury, że nóż się w kieszeni otwiera - komentuje. Sołtys jest także radnym i na piątek zwołane jest posiedzenie komisji rolnictwa, która ma się zająć tematem odszkodowań.

Wójt Jan Pyrkosz mówi, że odszkodowania to sprawa koła łowieckiego. - My możemy tylko mediować i ewentualnie zrezygnować z pobierania podatku rolnego od poszkodowanych rolników - przyznaje.

Prezes Nadwiślańskiego Koła Łowieckiego Tadeusz Rębisz w środę jeszcze nic nie wiedział o tym, że szykuje się lawina wniosków o odszkodowania za zniszczone uprawy. Przypomina, że jeżeli pole jest tak zniszczone przez dziką zwierzynę, że nadaje się tylko do zaorania, to koło wypłaca sto procent należności. Jeżeli zniszczenia są częściowe, wylicza się szacunkowo ile jest zniszczenia, a ostateczne wyliczenie jest po zbiorach. - Pod protokołem podpisuje się także rolnik - mówi. Jeżeli rolnik się nie zgadza z wyceną, może iść do sądu, ale rzadko kto na to się decyduje, bo to zabiera czas i pieniądze.

ZABRONIONE NĘCENIE

Prezes Rębisz przypomina, że zabronione jest wyrzucanie żywności na pola i nęcenie w ten sposób zwierząt. - Każde wyrzucenie żywności w pola musi mieć zgodę zarządu koła. Rolnicy mogą nam zgłaszać takie fakty, podając kto to zrobił i kiedy, a my z urzędu tym się zajmiemy - zapewnia prezes. Potwierdza również, że na postawienie ambony do polowania na zwierzęta trzeba mieć zgodę właściciela terenu.

Rębisz ocenia, że teren łowiecki w okolicy Żabna jest dobry. - Zwierzęta mogą spokojnie przebywać w lasach i zagajnikach, także na polach jest spokój, bo o tej porze rolnicy robią tylko prace pielęgnacyjne. To zachęca zwierzynę do wychodzenia z ukrycia - mówi.

Piątek będzie w Urzędzie Gminy gorącym dniem. Na obradach komisji rolnictwa spotkają się radni, myśliwi i poszkodowani rolnicy. Rolnicy prawdopodobnie usłyszą, że dopiero podczas wykopów będzie można ocenić ile dostaną za straty. Może być dzika awantura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie