Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Wachowicz bez tajemnic: co zrobiła z koroną Miss i jak została rzecznikiem premiera?

Redakcja
Nawet bez korony królowej piękności moje życie byłoby związane z kuchnią
Nawet bez korony królowej piękności moje życie byłoby związane z kuchnią Paweł Stauffer
Z Ewą Wachowicz, Miss Polonia '92, autorką programów kulinarnych, rozmawia Iwona Kłopocka-Marcjasz.

- Ledwo usiadłyśmy w kawiarni, a kobiety przy stoliku obok rozpromieniły się na pani widok i poprosiły o autograf. To tak zawsze?
- Niedawno wróciłam z nart w Szwajcarii. Przez dwa tygodnie byłam kompletnie anonimową osobą. Ale już na pierwszej stacji benzynowej w Polsce najpierw kasjerka poprosiła o dwa autografy - dla siebie i dla taty, który ogląda moje programy - a potem obecni tam mężczyźni zrobili mi szpaler, gdy wychodziłam. Zdarza się, że nagle na krakowskim Rynku natykam się na wycieczkę dzieciaków. Wystarczy, że jedno poprosi o autograf i zdjęcie, i już ustawia się cała kolejka. To bardzo miłe. Czerpię z tego dobrą energię.
- Jest pani rozpoznawana jako Ewa, która gotuje, czy była Miss Polonia?
- Minęło 20 lat odkąd założyłam koronę w Polsce, zostałam III Wicemiss Świata i Miss World University, ale czuję, że to tytuł dożywotni. Wsiadam na przykład do taksówki, kierowca się odwraca i mówi: "O matko! Wiozę naszą Miss Polonia. Żona mi nie uwierzy. Czy mogę sobie z panią zrobić zdjęcie?". Nasza Miss - najczęściej właśnie to słyszę.

- Niedawno po raz kolejny wybrano najpiękniejszą Polkę. Dziewczyny ładne, ale impreza mizerna.
- Za moich czasów - ale zabrzmiało! (śmiech) - czyli na początku lat 90. te wybory odbywały się z ogromną pompą. Cała Polska dyskutowała, czy wygra blondynka czy brunetka. Podczas transmisji finału konkursu wyludniały się ulice. To było megawydarzenie! Ale wtedy mieliśmy tylko dwa programy telewizji. Teraz, przy tylu rozmaitych talent shows, ranga tego konkursu jest dużo mniejsza. Po chwili nie pamiętamy nawet nazwiska aktualnej miss. Tymczasem moi fani do dziś wspominają, jaką miałam sukienkę i że na wyborach Miss World pytanie zadawała mi Joan Collins, słynna Alexis z popularnej wówczas "Dynastii". Każda dziewczyna ma w biurze Miss Polonia swoją teczkę. Ewa Wachowicz ma cały regał. Tyle o mnie pisano.

- Jednym z powodów tej niezwykłej popularności było to, że z fotela królowej piękności przeniosła się pani na fotel w Urzędzie Rady Ministrów. Naprawdę interesowała panią polityka?
- Wtedy wszyscy interesowali się polityką, przecież dopiero co odzyskaliśmy niepodległość. Byłam wychowana w duchu wolności i solidarności. Za komuny moi rodzice mieli gospodarstwo, ojciec miał warsztat. Na takich mówiło się pogardliwie "prywaciarze". I nagle pojawił się wolny rynek, rozkwitł radosny kapitalizm. To było fascynujące, bo wszystko w Polsce się zmieniało na naszych oczach. Ale oczywiście do głowy mi nie przyszło, że moje losy mogłyby się skrzyżować z tą wielką polityką.

- A jednak 23-letnia piękność decyduje się zostać rzecznikiem prasowym premiera.
- Chyba właśnie trzeba mieć 23 lata, by na coś takiego się zdecydować. W tym wieku wszystko wydaje się możliwe, człowiek ma naiwność, beztroskę, ale i odwagę, wypływającą z tego, że nie uświadamia sobie, ilu rzeczy nie wie.

- W jakich okolicznościach padła ta propozycja?
- Premier Waldemar Pawlak zadzwonił do akademika, a ja rzuciłam słuchawką.

- Dziewczyna z charakterem!
- Po prostu myślałam, że to żart. Jako Miss Polonia dostałam jedynkę w akademiku i miałam interkom z portiernią. Dzwoni portier i mówi: "Premier do pani". Usłyszałam męski głos, ale pomyślałam, że to koledzy i się rozłączyłam. Po kilku minutach drugi telefon. Tym razem była to sekretarka Pawlaka: "Chciałabym połączyć z panem premierem". Aż usiadłam z wrażenia.

- Nie znaliście się wcześniej?
- Przelotnie. Byłam pierwszą Miss Polonia, która przyznała się do wiejskich korzeni. Wielu się dziwiło, gdy powiedziałam, że pochodzę z małej wioski Klęczany. A dla mnie to było oczywiste. Przecież nie mogłam się wyprzeć swoich korzeni, rodziców, przyjaciół, z którymi kopałam piłkę i budowałam szałas nad rzeką. Po wyborach Waldemar Pawlak pogratulował mi takiej postawy.

- Szybko panią przekonał do współpracy?
- Trzy dni nie spałam, radziłam się rodziców. Oni byli przeciwni, ale ja pomyślałam: "Mam 23 lata i szansę oglądania z bliska, jak tworzy się historia".

- I na pierwszej konferencji prasowej wypaliła pani, że "premierowi się nie odmawia".
- Wcale nie wypaliłam. Głęboko to przemyślałam i skonsultowałam z doradcami. Na pierwszą konferencję akredytowało się 180 dziennikarzy. Chyba najwięcej w całej historii urzędu. Wszyscy byli ciekawi tylko jednego - dlaczego Miss Polonia zostaje rzecznikiem. Wiedziałam, że to musi być szybka i krótka odpowiedź, nawet dwuznaczna, która pójdzie w świat. Śmieję się, że dzięki temu jednemu zdaniu mam zagwarantowane miejsce w encyklopedii.

- A gdyby teraz znowu padła propozycja polityczna?
- Myśli pani, że ich nie mam? Przy każdych wyborach i z każdej strony - od lewa do prawa. Są wśród nich propozycje bardzo poważne, składane przez osoby z samych szczytów władzy. Ale już mnie to nie nęci. Mam kilka firm. Moje wydawnictwo wydaje książki, zajmuję się produkcją telewizyjną, robię programy kulinarne. Dodatkowo z przyjaciółką prowadzę firmę związaną z branżą medyczną. Kiedy się posmakuje wolności, jaką to daje, człowiek już nie chce chodzić w uprzęży, którą nakłada polityka.

- Jak potoczyłoby się pani życie, gdyby nie korona królowej piękności.
- Na moim profilu na Facebooku jest wpis, który często cytuję. "Możesz być nawet Miss Polonia, a i tak skończysz przy garach". Nie widzę w tym nic złego. Nawet bez korony królowej piękności moje życie byłoby związane z kuchnią. Nie bez powodu studiowałam technologię żywności. Gotowanie zawsze było moją pasją, chętnie dzielę się przepisami, stale szukam nowych kompozycji smakowych.

- Można pogodzić egzotykę z kuchnią polską?
- Generalnie powinno się jeść produkty, które rosną do 50 km od miejsca, w którym żyjemy. Moja kuchnia jest mocno sezonowa. Teraz, kiedy jest zimno, powinniśmy jeść to, co nas dobrze odżywi - np. kiszonki, przetwory, w których zamykamy letnie smaki, przeciery pomidorowe. Polecam żurek. U mnie w domu żur jadło się na śniadanie. Chodziło o energię na cały dzień.

- Podkreśla pani swoje wiejskie pochodzenie. To był tradycyjny dom, w którym dziewczyna musiała nauczyć się gotować?
- Wszystkie kobiety w rodzinie świetnie gotowały i to było naturalne. Ale tak samo oczywiste było, że umiałam zmieniać klocki hamulcowe w polonezie, bo nauczył mnie tego tato. Teraz nie ma już takiego modelu domu. Moja babcia ze strony taty była kucharką na dworze hrabiego Skrzyńskiego. Żeby nią zostać, została wysłana do najlepszych restauracji w Krynicy Górskiej na stacjonowanie. Uczyła się od niej moja mama. W moim domu np. samemu robiło się kostki rosołowe. Po świniobiciu kości i resztki piekło się w piecu chlebowym. Potem przez dwa dni gotowało się je w wielkim garnku, aż na dnie została warstwa skoncentrowanej masy. Tę masę przelewano do kamiennego naczynia i krojono na kosteczki albo łyżeczką dodawano do zupy, sosu, mięsa. Wie pani, jaki to smak?

- Od razu poczułam się głodna. Ale takie zupy i sosy pewnie strasznie idą w biodra. Pani to dobrze - zawsze szczupła. Podejrzewam, że nie je pani tego, co gotuje na ekranie.
- A rozmiar 38 dostałam w prezencie od losu na wieczyste użytkowanie? Nic podobnego. Uwielbiam jeść i uważam, że wszystko można jeść, ale trzeba to robić z umiarem i dużo się ruszać.

- Wszystko? Słodycze też.
- Nie mogłabym żyć bez słodyczy. Ale jem je raz w tygodniu. Łatwiej jest przez cały tydzień wytrzymać bez nich, a potem zrobić sobie ucztę, niż ograniczać się każdego dnia. Ja na przykład nie umiem zjeść jednego kawałeczka czekolady. Jak się dorwę, to potrafię pochłonąć całą, ale wtedy wykluczam jeden większy posiłek z codziennego menu.

- Ile prawdy jest w stwierdzeniu "przez żołądek do serca"?
- Sto procent. Jedzenie jest jednym z największych afrodyzjaków. I wcale nie chodzi o wymyślne gotowanie i skomplikowane przepisy. Można sprawić ogromną przyjemność, podając ukochanej osobie do łóżka świeżo wyciśnięty sok. Bo nie jest ważne, co gotujemy, ale jakie mamy intencje. Ja muszę gotować dla kogoś. Kiedy córki dłużej nie ma w domu, moja lodówka świeci pustkami.

- Córka od kołyski bawiła się pani koroną czy chochlą?
- W przedszkolu, zapytana, kim są rodzice, powiedziała, że tatuś jest dziennikarzem, a mamusia... kucharką. Dopiero w szkole podstawowej od dzieci dowiedziała się, że kiedyś byłam Miss Polonia. U mnie na półkach nie stoją zdjęcia z wyborów miss, ale z podróży i z kuchni. Ola jeszcze nie ma 13 lat, a już gotuje i sprawia jej to przyjemność.

- Nie martwi pani upływający czas? Pięknym kobietom chyba trudniej znieść jego piętno?
- Ja nie widzę swoich zmarszczek, więc nie mam z nimi problemu. Jedyna recepta na dobry wygląd to ruch. Ola liczy mi pompki. Robimy codziennie dwie serie po 20. Kocham swój wiek, nigdy nie czułam się tak dobrze i szczęśliwie jak teraz. Niedawno wydałam czwartą książkę "Ewa gotuje - ulubione", na której promocję w marcu już zapraszam. Ale najpierw muszę zdobyć Mont Blanc, latem mi się nie udało, bo akurat zeszła lawina, więc spróbuję jeszcze raz. W ubiegłym roku weszłam na Kilimandżaro, zamierzam zdobyć koronę wulkanów, w kwietniu wybieram się w norweskie fiordy. Mam tyle fantastycznych planów...
- Pani entuzjazm jest zaraźliwy. Każdy jednak kiedyś miewa doła. Jaki jest pani sposób?
- Czekoladka!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ewa Wachowicz bez tajemnic: co zrobiła z koroną Miss i jak została rzecznikiem premiera? - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie