Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franek poszedł na wojnę. 86 lat temu ochotnicy z Dzikowa wyruszyli na walkę z bolszewikami

Wioletta Wojtkowiak
Wioletta Wojtkowiak
Maria Stybel, córka i Elżbieta Stybel, wnuczka Franciszka Michalskiego, ochotnika z Zakrzowa.
Maria Stybel, córka i Elżbieta Stybel, wnuczka Franciszka Michalskiego, ochotnika z Zakrzowa. W. Wojtkowiak
Gdybyśmy tę bitwę przegrali, może nie byłoby Polski. Europę zalałby totalitaryzm bolszewicki. W tym, że tak się nie stało, tarnobrzeżanie mają swój udział. 86 lat temu sprzed murów zamku w Dzikowie wyruszyła grupa ochotników, żeby bronić młodej niepodległości ojczyzny.

Maria Stybel ostrożnie bierze do rąk portret swojego ojca. Nie było jej jeszcze na świecie, kiedy Franciszek Michalski, jako jedyny ochotnik z Zakrzowa wymaszerował na wojnę z bolszewikami 1920 roku. Miał 19 lat, gdy odpowiedział na odezwę i zgłosił się do oddziału werbowanego przez hrabiego Zdzisława Tarnowskiego. Podobno był sanitariuszem, orzekł jakiś znawca, widząc białe naszywki na mundurze.

Zachowanie chwalebne

Co wtedy czuł, czy się bał, co mu groziło? Pani Maria niewiele pamięta z rodzinnych przekazów. - Starsi między sobą opowiadali różne historie. A ja, jak to dziecko, nie interesowałam się tym - uśmiecha się przepraszająco. Oprócz fotografii pieczołowicie przechowuje świadectwa szkolne ojca.

"Zachowanie chwalebne" - odczytuje Elżbieta Stybel, wnuczka Franciszka Michalskiego, która urodziła się już po jego śmierci. Kiedy była małą dziewczynką uwielbiała słuchać opowieści babci Zofii o hrabiankach Tarnowskich. O pięknych sukniach, konnych przejażdżkach. Pamięta, jak dopytywała mamę o pożółkłą starą fotografię i jaka była dumna z tego, że miała tak bohaterskiego dziadka.

Na lekcjach nie mogła się chwalić

Jednak na lekcjach w liceum nie mogła się tym chwalić. Do czasu solidarnościowego zrywu te karty historii nie oglądały światła dziennego.

- Mój syn i moje bratanice są już bardzo zainteresowani dziejami naszej rodziny i w ogóle historią. Ja sama lubię podróżować. Odkąd na cmentarzu pod Monte Cassino zobaczyłam nagrobki kilku osób pochodzących z naszej okolicy, bardziej interesują mnie wątki historyczne - mówi Elżbieta Stybel. Odgrzebywanie przeszłości, ocalanie od zapomnienia to już wspólna, rodzinna pasja.

Tej pasji najbardziej poświęcił się kuzyn pani Marii, Bogusław Michalski, syn brata Franciszka. Emerytowany kapitan żeglugi od lat pieczołowicie dokumentuje losy rodziny Michalskich. Rozrysował jej drzewo genealogiczne, gromadzi zdjęcia i różne inne pamiątki.

Niespodzianka dla badaczy

Chyba nie wiedział, jaką rewolucyjną niespodziankę sprawi lokalnym badaczom dziejów Tarnobrzega, przekazując im oryginalne zdjęcie z 1920 roku - oddziału dzikowskich ochotników pieszych i konnych na tle zamku wyruszających na plac boju w najbardziej krytycznym dla losów wojny z bolszewikami momencie.

Zdjęcie wzbogacał wykaz wszystkich 59 uczestników wymarszu i podstawowe o nich dane, jak daty urodzenia, miejscowości, przynależność do formacji pieszej lub konnej. Skonfrontowano potem te opisy z wykazem nazwisk ochotników, jaki spoczywał w archiwum państwowym na Wawelu. Dzięki rodzinnej pamiątce udało się sprostować wiele nieścisłości i uzupełnić wykaz o trzy osoby pominięte w archiwalnym spisie. Są to: Mieczysław Majcher z Dzikowa oraz synowie hrabiego - Artur Tarnowski i Jan Juliusz Tarnowski.

Kamyk poruszył lawinę

- Ta fotografia okazała się kamykiem, który poruszył lawinę. Przez ponad 80 lat nikt się nie zajmował badaniem udziału tarnobrzeżan i rodziny Tarnowskich w wojnie polsko-bolszewickiej. Dokumentacja wydarzenia była bardzo skąpa. O inicjatywie hrabiego Zdzisława Tarnowskiego wiemy głównie dzięki Michałowi Marczakowi, archiwiście i historykowi, który w krakowskim "Czasie" z 1920 zamieścił relacje z wymarszu ochotników. Dzięki tej fotografii nasza wiedza o wielu faktach jest większa - mówi Tadeusz Zych, historyk i prezes stowarzyszenia Dzików. - I to dopiero od roku.

Dzięki tej fotografii, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, przed rokiem, po 70 latach członkowie stowarzyszenia mogli spełnić ostatnią wolę hrabiego Zdzisława Tarnowskiego, na ścianie zamkowej kaplicy odsłonić tablicę upamiętniającej ochotników dzikowskich 1920 roku.

- Jeszcze nie wiedząc o życzeniu hrabiego, sami zastanawialiśmy się nad ufundowaniem takiej tablicy w 85. rocznicę bitwy warszawskiej. Opracowałem już treść napisu - mówi Tadeusz Zych. - Kiedy zainspirowani fotografią przeglądaliśmy w archiwum relacje Michała Marczaka, okazało się, że już w 1936 roku była mowa o ufundowaniu takiej tablicy, była też gotowa treść zapisu, który miał być wyryty w kamieniu. Zamysł przerwał wybuch II wojny światowej.

Fenomen tarnobrzeski

Tadeusz Zych, doktor historii: - Angielski polityk lord d’Aberton nazwał bitwę pod Warszawą 1920 roku osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata. "Zasadnicze znaczenie polskiego zwycięstwa nie ulega najmniejszej wątpliwości: gdyby wojska sowieckie przełamały opór armii polskiej i zdobyły Warszawę, wówczas bolszewizm ogarnąłby Europę Środkową, a być może przeniknąłby i cały kontynent..." - pisał w swoim dziele. Dziś wiemy ponad wszelką wątpliwość, że w planach Trockiego droga do rewolucji ogólnoeuropejskiej wiodła poprzez trupa Polski. Ogarnięta chaosem po I wojnie światowej Europa zostałaby zalana przez totalitaryzm bolszewicki. I w tym, że został on powstrzymany, mamy również swój udział.

Kiedy wojska bolszewickie stanęły pod Warszawą, nikt nie wierzył, że będzie szansa na zwycięstwo. Jednak zagrożenie bytu świeżo odzyskanej niepodległości wywołało zryw patriotyczny. Wśród ochotników z wszystkich stron kraju nie zabrakło młodzieży z ziemi tarnobrzeskiej. Nazwałbym to fenomenem. Mocno świadczył on o postawie patriotycznej rodziny Tarnowskich. Nie byłoby tych ochotników dzikowskich, gdyby nie zaangażowanie Tarnowskich w uformowanie i wyposażenie oddziałów.

Fenomen świadczy też o ogromnym patriotyzmie, świadomości narodowej mieszkańców na naszym terenie. Powinniśmy być z tego dumni. Niestety, z doświadczenia nauczyciela historii muszę powiedzieć, że świadomość tego jest kiepska. Nie znamy swojej historii, mimo że nam próbują wmówić, że żyjemy przeszłością. To wina nauczycieli, którzy nie potrafią znaleźć klucza do tego, jak mówić o przeszłości, by nie była to rozmowa o bajkach. To też wina rodzin, w których zaniedbuje się kultywowanie tradycji.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie